Agresja Rosji na Ukrainę trwa już cztery tygodnie. Sporo się o niej mówi i pisze, ale choć naprawdę wiele o niej przeczytałem i posłuchałem, przyznam się, że nie potrafię zrozumieć zachowania dwóch światowych potęg. Dwóch ważnych dla Polski stolic.
Pierwsza to Niemcy. Choć na samym początku wojny Berlin ogłosił wielki zwrot w swej polityce wschodniej, jak również w podejściu do Rosji, każdy kolejny tydzień był trudniejszy. Chyba symbolem niemieckiego pragmatyzmu było posiedzenie Bundestagu, na którym przemawiał zdalnie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Apelował o pomoc i wsparcie. Jego słowa brzmiały dramatycznie. Ale po tym wystąpieniu niemieccy posłowie przeszli do codziennej polityki, zupełnie jakby nic szczególnego się tego dnia nie wydarzyło. Niektóre niemieckie media pisały wręcz o skandalu, by nazwać to, jak potraktowano Zełenskiego.
I trudno naprawdę zrozumieć, co sprawia, że Niemcy tak się dziwnie zachowują. Z pewnością dobrze wiedzą, że Rosja jest wielka dla Ukrainy, dla Polski, nie wspominając państw bałtyckich, ale już wobec Niemiec to państwo ze znacznie mniejszą gospodarką. To sprawia, że może i oburzają się na brutalność, z jaką Rosja morduje cywilów na Ukrainie, bombarduje szpitale, ostrzeliwuje dzielnice mieszkalne, sukcesywnie niszcząc kolejne wsie i miasta, ale równocześnie sami Niemcy nie czują zagrożenia ze strony Rosji. W efekcie ta wojna jest dla nich trochę nierzeczywista. Każdy Polak, oglądając obrazki z Ukrainy, wie, że kolejna może być Polska, że czołgi rosyjskie i białoruskie mogą pewnego dnia przekroczyć naszą granicę i los Ukraińców stanie się naszym udziałem.
Niemcy mają zupełnie inną wyobraźnię. Mam też wrażenie, jakby w ostatnich dniach politycy z Berlina stwierdzili, że nie mogą dokonać aż tak radykalnego zwrotu w swojej polityce, bo to oznaczałoby przyznanie się do winy i stwierdzenie, że się dramatycznie pomylili w swoim podejściu do Rosji. Zresztą podobne wydaje się stanowisko Francuzów, ale ci zawsze mieli wielka sympatię do Rosji i od czasów wojen napoleońskich darzą Moskwę wielkim respektem. Ale to właśnie zachowanie Niemców jest dla mnie największą zagadką. Z jednej strony blokują Nord Stream 2, w który sporo zainwestowali, ale równocześnie przekonują, że całkowite zerwanie z surowcami z Rosji byłoby zbyt dużym ciosem w gospodarkę i dlatego nie warto tego robić.
Drugą stolicą, której zachowanie jest dla mnie niezrozumiałe, jest Watykan. Widząc sprzeczne sygnały w naszej wewnętrznej polityce albo meandry różnych brukselskich intryg w Unii Europejskiej, najczęściej jestem w stanie jakoś to wszystko przeczytać, zrozumieć. Ale naprawdę trudno mi zrozumieć logikę kryjącą się za strategią watykańskiej dyplomacji, która dotąd jednoznacznie nie potępiła Rosji za agresję na Ukrainę. Z jednej strony papież odwiedza w rzymskim szpitalu dzieci z Ukrainy, ale z drugiej podczas modlitwy wspomina ze wzruszeniem biednych rosyjskich żołnierzy wysyłanych na front, choć niosą oni śmierć, cierpienie, krew i łzy narodowi ukraińskiemu. Wciąż liczę, że okaże się, iż za tym jest jakaś mądrość. Ale teraz jestem intelektualnie bezsilny.