Logo Przewdonik Katolicki

Lepsi dzięki wojnie?

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Może to taki moment „Solidarności” przez wielkie „S”, w którym to, co nas dzieli, staje się mniej ważne, a dobro nas łączy?

Reakcja społeczna na agresję rosyjską na Ukrainę i wielka fala zwykłej ludzkiej solidarności powinna być dla nas, a na pewno dla mnie samego, nauczką w kwestii podejścia do innych ludzi. I okazją do przewartościowania pewnych uprzedzeń czy klisz myślowych, które mam gdzieś głęboko pozaszywane w głowie.
Co mam na myśli? Otóż ostatnio koleżanka opowiadała, jak jej znajomi, których uważała za strasznych egocentryków, troszczących się o przyjemności życia, którzy zamiast dzieci wychowywali małego pieska, bo przecież z pieluchami i rodzicielstwem jest tyle problemów, zawstydzili ją ogromem pomocy, jaki okazali przyjeżdżającym Ukraińcom. Natychmiast się zaangażowali w działanie, zupełnie nie licząc się z kosztami, wynajęli mieszkania i sprowadzili ukraińskie rodziny. Gdy mi to koleżanka opowiadała, sam zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele znam takich historii wokół mnie. Jeden znajomy, który wygląda jak bohater serialu o życiu wielkomiejskiej zamożnej elity – wysportowany, zimą narty w Alpach, w lecie surfing nad oceanem, zrównoważona dieta i troska o środowisko naturalne – każdą wolną chwilę od początku wojny poświęca na pomoc grupie rodzin z Ukrainy, którymi wraz ze swymi przyjaciółmi zdecydował się zaopiekować. Inny mój majętny znajomy, zadeklarowany wróg Kościoła, prawicy i konserwatyzmu, pozrywał umowy z najemcami należących do niego mieszkań i zaprosił do nich uchodźców z Ukrainy. Inna znajoma, która od miesięcy angażowała się w protesty po wyroku TK w sprawie aborcji, teraz zorganizowała z dużym rozmachem akcję zbierania lekarstw i środków sanitarnych i wysłała je transportem w głąb Ukrainy.
Nie chodzi mi o porównywanie, czy osoby, których poglądy uważałem za lewicowe czy lewicowo-liberalne, pomagają bardziej czy mniej niż te, które są motywowane chrześcijańskim miłosierdziem. Przecież katolicy w Polsce niezwykle mocno się angażują. Pomaga Caritas, wiele klasztorów czy instytucji kościelnych przyjęło pod swój dach uchodźców. Wciąż widzę informacje z różnych katolickich wspólnot, prośby o pralkę, suszarkę, pieluchy, ubrania czy pieniądze.
Chodzi mi raczej o to, że widzę niezwykły odruch solidarności i serca u osób, których bym wcześniej o to w ogóle nie podejrzewał, bo że w pomaganie zaangażują się ci, którzy od dawna są zaangażowani społecznie, to wcale zdziwieniem nie jest. Czyli ta fala solidarności to wielka szansa na to, by zasypać głębokie podziały ideologiczne, społeczne i polityczne, które są w naszym kraju. Może to taki moment „Solidarności” przez wielkie „S”, w którym to, co nas dzieli, staje się mniej ważne, a dobro nas łączy? Szczególnie że mimo trudu i wysiłku związanego z pomaganiem widać, że jako Polacy podobamy się sobie w tej nowej roli przyjmujących z wielkim sercem setki tysięcy uciekinierów. Każda wojna jest złem, każda kropla przelanej krwi na wojnie obciąża sumienia tych, którzy ją zaczęli. Ale może nasza odpowiedź, to dobro, będzie później pracować w nas, odmieni nas, uczyni nas lepszymi. Oby!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki