Logo Przewdonik Katolicki

Miliony w obrazie

Szymon Bojdo
Obraz Dwie mężatki był prezentowany podczas wystawy ,,Andrzej Wróblewski. Patrzeć wciąż naprzód'' w Muzeum Narodowym w Krakowie, wrzesień 2012 r., fot. M. Lasyk/REPORTER

Wystarczyło pięć minut, by pobić rekord najdrożej sprzedanego polskiego dzieła sztuki. Od 30 listopada należy on do Andrzeja Wróblewskiego.

Temat ceny różnych wytworów artystycznych może być drażliwy, a dla wielu wręcz niestosowny. W końcu jak połączyć wzniosłe interpretacje sztuki, ich duchowe wartości z wycenianiem ich wartości materialnej? A jednak, artyści w ten sposób zarabiają na chleb i zasługują na godne wynagrodzenie za swoją pracę. Jak krucho bywa z zarabianiem na tworzeniu sztuki, wie każdy, kto choć trochę interesuje się tematem – rynek to trudny, wyrobić sobie markę nie jest łatwo, a cała historia sztuki usłana jest przykładami osób, których twórczość została doceniona dopiero po ich śmierci, podczas gdy za życia ledwo wiązały koniec z końcem. Marka własna jest tu jednakowoż bardzo ważna, bo w przeważającej mierze kupuje się „nazwisko” – sam obraz czy rzeźba sprawdzane są pod kątem autentyczności, dzieło podpisane przez autora może być nawet kilkukrotnie droższe niż obraz nieopatrzony podpisem. Istotne jest, jaki okres życia artysty dane dzieło reprezentuje, jaka jest jego tematyka, a także kto był jego poprzednim właścicielem, gdzie było pokazywane bądź skąd udało się je odzyskać.

Klasyka w cenie
Kolekcjonowanie sztuki było do niedawna kosztownym hobby nielicznej grupy ludzi o sporych dochodach. Obecnie zatacza ono coraz szersze kręgi. Na osobny artykuł zasługuje opowieść o fałszerstwach i przekrętach w tej dziedzinie, bo nabrać dają się zarówno początkujący kolekcjonerzy, jak i wytrwani gracze. Trzeba jednak zauważyć, że w pandemicznym roku 2020 Polacy pobili rekord w kupowaniu dzieł sztuki. We wspomnianym roku obroty na rynku wyniosły blisko 380 mln zł, czyli prawie 30 proc. więcej niż rok wcześniej. Kupujemy obrazy, rzeźby, ale też inne dzieła – zabytkowe instrumenty muzyczne, monety, dokumenty, biżuterię. Mimo że czasy nie są pewne, a gospodarka wydaje się zachwiana.
To właśnie dlatego, że bankowe lokaty nie przynoszą zysków, a ludzie chcą dobrze i bez ryzyka ulokować swoje oszczędności, do polskich domów trafia coraz więcej dzieł sztuki. Są nazwiska niezmienne, jak Chełmoński, Siemiradzki, Wyczółkowski, Fałat czy Wyspiański, których bogacący się Polacy chcą mieć w swoich salonach. Widać to dobrze po wygranych w polskich domach aukcyjnych licytacjach – tam przeważają naturalne, akademickie pejzaże i portrety czy scenki rodzajowe.
One też otwierają listę najdroższych polskich prac – Rozbitek Siemiradzkiego sprzedany za 5,4 mln zł, Święty Stanisław karcący Bolesława Śmiałego Matejki – 5,5 mln zł, z kolei Prządka Malczewskiego za 6,7 mln zł. Są też dzieła sztuki współczesnej – Wojciech Fangor sprzedał swoje prace za ponad 7 mln złotych. Romana Opałki Detal 407817 – 434714 z cyklu 1965/1 - ∞ to już koszt prawie 9 mln złotych, i wreszcie Magdalena Abakanowicz, której dzieło Tłum III – 50 wydrążonych od środka figur z jutowego płótna przypominających ludzką sylwetkę do wysokości torsu – dotychczas najdroższe – wyceniono na 13,2 mln złotych.
Od teraz najdroższa polska praca wyceniona jest na 13,4 mln złotych. Apetyt rośnie więc w miarę jedzenia, a rozbuchują go dodatkowo pracownicy domów aukcyjnych, podając symulowaną cenę, przez co aukcja staje się widowiskiem, wyczekiwanym nie tylko przez potencjalnych nabywców.

Dwie mężatki
Tak było również z obrazem Andrzeja Wróblewskiego. Zakładano, że zostanie sprzedany w przedziale między 10 a 15 mln zł, przy cenie wywoławczej 9,2 mln zł. Górnego progu nie udało się osiągnąć, ale i ten wynik jest imponujący. Tyle zapłacono za obraz Dwie mężatki, znany też pod tytułem Dwie młode mężatki. Co ciekawe, choć nierzadkie w pracach współczesnych artystów, obraz jest dwustronny – na jego odwrocie znajduje się szkic do obrazu Zlot młodzieży w Berlinie Zachodnim, ukończonego przez Wróblewskiego w 1951 r.
Praca pochodzi z 1949 r. jako druga z serii „Kontrastów społecznych” i przedstawia dwie kobiety wyznające odmienne wartości. Jedna z nich to zamożna i młoda elegantka z czarnym pieskiem z niebieską kokardką na nóżkach. Druga to dumna matka – proletariuszka z nagim niemowlęciem w ramionach. Ktoś może twierdzić, że promowany jest w ten sposób socrealizm, samo użycie słowa „proletariuszka” może wywołać takie skojarzenia. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Owszem, okres studiów Wróblewskiego w krakowskiej ASP przypada na czas, kiedy w sztuce polskiej rozpleniła się doktryna socrealistyczna, ale jednak twórczość tego artysty, mimo że częściowo wpisywała się w jej kanony, znacznie ją przekraczała.
Był on właściwie buntownikiem, kimś, kto poszukiwał własnych środków wyrazu pomiędzy dziełami abstrakcyjnymi a figuratywnymi. Dwie mężatki także są swego rodzaju połączeniem abstrakcji i realizmu. Chociaż przedstawiona scena mogłaby się przecież wydarzyć w realnym życiu, to wystarczy spojrzeć na sposób pozowania, trzymania dziecka, a także psa, by zauważyć, że są one nienaturalne, jakby naprężone kobiety rzeczywiście ze sobą rywalizowały na bardziej dumną pozę. Oceniający jest również dobór kolorów. Matka nowoczesna jest szara, ciemna, jej krwiście czerwona szminka upiornie odbija się na twarzy, oczy mają gniewny wyraz, a cała ta fizjonomia odróżnia się znacznie kolorem od dłoni – makijaż na twarzy jest tak intensywny, że nie oddaje prawdziwego koloru skóry. Matka prawdziwa ma zdrową figurę, ubrana jest w kolor nadziei, a z jej twarzy emanuje poczciwość i ciepło. Warto zwrócić także uwagę, że obie madonny nie patrzą na swoje „dzieci”. Ich wzrok utkwiony jest gdzieś w dal, tak jakby zastanawiały się nad tym, co je czeka. Nic więc dziwnego, ze obraz ten do dziś uważany jest za kultowy – dyskusje o rolach społecznych, zwłaszcza kobiet, rozpalają wciąż przecież wyobraźnię społeczną.

Nierozwinięty talent
„Ja chcę wyjść z siebie, przejść siebie, dokonać rzeczy niemożliwej, wypełnić zadanie niesłychane, zrealizować wizję, stworzyć obraz przekonywający bezwzględnie, zbudować go decyzjami” – mówił autor tego obrazu. Wróblewski to postać niezwykle ciekawa, jego twórczość podziwiać można w muzeach i galeriach, stąd pojawienie się jej na aukcji doprowadziło do rekordu, o którym dziś piszemy.
Od najmłodszych lat przejawiał talent artystyczny. Uczęszczał do Liceum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie, podczas II wojny światowej brał udział w tajnych kompletach, z kolei jego nauczycielem sztuki była matka, graficzka, Krystyna. 26 sierpnia 1941 r. w trakcie domowej rewizji przeprowadzonej przez hitlerowców zmarł na atak serca ojciec artysty. Na początku 1945 r. rodzina przeniosła się do Krakowa. Tam do 1948 r. studiował historię sztuki na UJ, równolegle rozpoczął też studia na ASP, które ukończył w 1952 r.
Sprzeciwiał się ówczesnej dominacji kolorystów w sztuce, sam jednak eksperymentował z surrealizmem czy abstrakcją geometryczną. Poruszające są jego dzieła odnoszące się do okrucieństwa wojny: Obraz na temat okropności wojennych (Ryby bez głów) czy cykl Rozstrzelania, na który składają się pokawałkowane części ciała, jakby w momencie tuż po oddaniu strzału. Jego inspirująca twórczość była natchnieniem dla kilku pokoleń artystów – jednak choć płodna, nie miała możliwości w pełni się rozwinąć. Zmarł zaledwie wieku 30 lat, idąc drogą Oswalda Balzera w Tatrach, prawdopodobnie na zawał serca. Zwłoki znaleziono na poboczu zaśnieżonej drogi między Toporową Cyrhlą a Zazadnią.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki