Logo Przewdonik Katolicki

Wiele wymiarów Europy

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Historia historią, ale w Unii Europejskiej trzeba się umieć rozpychać, niekiedy łokciami

Ostatnie tygodnie przyniosły wysyp wypowiedzi dotyczących członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Część polityków Zjednoczonej Prawicy stosuje wobec UE coraz ostrzejszy język (łącznie z porównaniami do okupacji sowieckiej i niemieckiej). Gdy jednak władze PiS zorientowały się, że tak ostry język zaczyna mu szkodzić, kierownictwo partii przyjęło uchwałę mówiącą o tym, że Polska z UE się nie wybiera, a mówienie o polexicie to jakaś bzdura. Jakby tego było mało, podczas zjazdu Platformy Obywatelskiej Donald Tusk stwierdził, że PiS wyprowadza Polskę z Unii i on o tym dobrze wie. Ktoś, kto nie śledzi po kolei wypowiedzi poszczególnych polityków, ma prawo czuć się zagubiony.
Problem z tą tematyką jest jednak taki, że jest ona niezwykle mocno spolityzowana. PiS spiera się z Unią Europejską, więc ją krytykuje, czasami w sposób zupełnie absurdalny. Z kolei PO chwali UE, bo uważa, że tylko Bruksela jest w stanie powstrzymać zapędy obozu władzy. W tym więc sensie dla dużej części opozycji Unia jest skutecznym narzędziem walki z PiS. Ale mając takie podejście, trudno krytykować UE za różne niebezpieczne pomysły. A rzeczywistość okazuje się dość złożona.
Bo nasze członkostwo w Unii ma kilka wymiarów. Pierwszy z nich to historyczny czy geopolityczny. Po kilku dekadach spędzonych po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny Polacy chcą czuć się częścią bloku zachodniego. Stąd obecność w UE to dla nich coś w rodzaju aktu dziejowej sprawiedliwości. Również miliardy płynące z unijnego budżetu na budowę dróg, mostów czy lotnisk wielu z nas uważa za rekompensatę za okropieństwa XX w.
Ale jest kilka innych poziomów. Unia to arena ścierania się twardych interesów poszczególnych państw. Sytuacja, w której Polska – z powodu sporu o praworządność – jest dość odizolowana, sprawia, że trudniej nam zawiązywać sojusze, budować koalicje potrzebne do tego, by przewalczać swoje interesy. I nie ma tu sprzeczności. Historia historią, ale w UE trzeba się umieć rozpychać, niekiedy łokciami.
Jest też wymiar ideologiczny. Z jednej strony Zachód kiedyś niósł Polsce podstawowe wolności, dopominał się o więźniów politycznych itp., a z drugiej widać wyraźną tendencję do tego, by pojmować misję państw zachodniej Europy jako swego rodzaju krucjatę ideologiczną. Stąd niezwykła waga takich tematów jak dyskryminacja osób ze społeczności LGBT. I tak jak najpierw walczono o to, by język nie dyskryminował kobiet i mężczyzn, dziś progresiści chcą tak zmieniać język, by odpowiadał osobom, które albo zmieniły płeć, albo uważają się za „niebinarne”. Konserwatywnym społeczeństwom z naszej części Europy może wydawać się to dziwactwem, ale nie sposób nie zauważyć, że ta tematyka jest bardzo wysoko na liście priorytetów zamożnych państw Zachodu.
Myśląc o którejś z tych płaszczyzn, trzeba pamiętać o pozostałych. Pewnie tej ostatniej rewolucji obyczajowej nie zatrzymamy, ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, jaka jest alternatywa. Widząc, co spotkało Ukrainę czy Gruzję, doskonale wiemy, co mogłoby czekać Polskę, gdyby nie weszła do UE czy NATO. Możemy zżymać się na kierunek kulturowego rozwoju Zachodu, ale czy rzeczywiście wolimy Wschód?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki