Myślę sobie, że plac Piłsudskiego i wieczna ruina grobu Nieznanego Żołnierza są wymowną blizną po całkowitym zniszczeniu Warszawy w 1944 r. Kiedyś było to centrum stolicy, z ogromnym Pałacem Saskim i budynkami przy ulicy Królewskiej. Pałac, kilka razy przebudowywany, był własnością królów Polski i Saksonii, później mieściło się w nim Liceum Warszawskie, jeszcze później pałac kupił rosyjski kupiec Iwan Skwarcow, który prowadził w Warszawie interesy, a pod koniec XIX w. na placu przed pałacem został wzniesiony gigantyczny sobór św. Aleksandra Newskiego. Jako niechciany symbol panowania rosyjskiego i rusyfikacji stolicy, w latach 20. XX w. świątynia została zburzona. W międzyczasie Skwarcow sprzedał pałac, a jego nowymi właścicielami stała się carska armia. Po odzyskaniu niepodległości zmiana narodowości właścicieli budynku była oczywista, ulokowały się tam najwyższe władze Wojska Polskiego, a w 1925 r. w arkadach powstał Grób Nieznanego Żołnierza. Nie trwało to długo, bo już kilkanaście lat później w pałacu rozgościł się Wehrmacht. Po upadku powstania warszawskiego Niemcy wysadzili cały kompleks, uchował się tylko fragment arkad, właśnie ten z grobem anonimowego żołnierza spod Lwowa.
Oto bardzo skrótowa historia miejsca, które właśnie ustawą Sejmu postanowiono przywrócić. O odbudowie Pałacu Saskiego mówiło się zaraz po wojnie, gdy podjęto decyzję o odbudowie całej stolicy i jej najważniejszych budynków. Potem temat wracał co kilka dekad. Osiemdziesiąt lat po wojnie pałac ma otworzyć swoje podwoje. Będzie to nas kosztować z pewnością ponad miliard złotych plus pensje dla członków nowej spółki, która ma zostać powołana dla kontroli nad kosztami inwestycji – to właśnie te decyzje zostały przyjęte na posiedzeniu Sejmu głosami większości posłów. Wszystko tu jest kontrowersyjne. Odbudowa pałacu w kształcie z 1939 r., podczas gdy pustka placu spełnia swoją rolę symboliczną, a także użytkową. Powrót do monumentalnej formy Grobu Nieznanego Żołnierza sprzed wojny. I koszty, jakie ta inwestycja pochłonie.
Wiem, że można mieć różne opinie na temat tej rekonstrukcji. Mnie osobiście taki powrót do przeszłości nie przekonuje. Zastanawiam się, czy zamiast tego nie lepiej byłoby inwestować w przyszłość. W ramach polityki kulturalnej na przykład w artystów żyjących tu i teraz. Zapewnić im godziwe życie, aby mogli w spokoju tworzyć dla Polski, nie myśląc o tym, z czego będą żyć za kilka lat, bo państwo dotąd nie ma czasu zająć się sprawą emerytur i ubezpieczenia dla nich. Minister kultury Piotr Gliński mówi o zabytkach kultury, na które wkrótce przeznaczy setki milionów, ale nie widzę, żeby obchodzili go ci, którzy kulturę tworzą dzisiaj.