Przed trzema laty proboszcz parafii, w której mieszkam, zaprosił na Mszę św. małżeństwa, które na przestrzeni ostatnich lat zawarły związek małżeński w kościele na poznańskich Jeżycach. Przy tej okazji zaproponował im regularne spotkania. Miał to być zalążek dla duszpasterstwa młodych małżeństw. Początek był całkiem obiecujący. Zjawiło się kilka par. Proboszcz wraz z wikariuszem zaplanowali cykl rozmaitych spotkań. Kiedy po jakimś czasie zapytałem, jak duszpasterstwo się rozwija, proboszcz ze smutkiem stwierdził: niestety, połowa małżeństw już się wyprowadziła. Mobilność jest bardzo duża, a to utrudnia tworzenie czegoś stałego. W gruncie rzeczy rodzi się pytanie o kształt duszpasterstwa parafialnego w ogóle. A jeśli weźmiemy pod uwagę ogólnospołeczne tendencje: spadek liczby uczestników niedzielnej Mszy św., spadek powołań kapłańskich, wzrost negatywnych ocen instytucji Kościoła, postępująca sekularyzacja, zmiany, jakie w religijności wywołała albo uwidoczniła pandemia, trudno nie zapytać o przyszłość parafii w ogóle.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że mieszkamy na terenie jakiejś parafii. Być może trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić inną organizację życia kościelnego, a jednak widzimy, że refleksja nad tym nie jest już tylko czysto abstrakcyjna. W niektórych miejscach biskupi podejmują trudną decyzję o łączeniu parafii. W australijskim Melbourne biskup podjął próbę zupełnie nowego spojrzenia na funkcjonowanie parafii i zaproponował utworzenie z nich misji ewangelizacyjnych.
Zmieniającej się rzeczywistości społeczno-religijnej i próbie odpowiedzi na pytanie o kształt życia duszpasterskiego na przykładzie inicjatywy z Melbourne przyglądają się Monika Białkowska (s. 14) i Remigiusz T. Ciesielski (s. 18). Myślę, że oba artykuły mogą być dla wszystkich dobrą inspiracją. W życiu parafialnym widzimy się bowiem nieraz po dwóch stronach barykady: z jednej strony duchowni, którzy zarządzają, sprawdzają, wymagają, z drugiej wierni świeccy, którzy są zarządzani i weryfikowani. Postrzegamy nieraz parafię jak punkt usługowy, w którym świadczy się usługi z zakresu duchowości. Nie brakuje w tym, z jednej i drugiej strony, wzajemnych roszczeń. Czasem wynika to z braku dobrej woli, czasem z wygody, a czasem z tego, że taka a nie inna organizacja wymusza na nas przyjęcie określonych ról. Życie trzeba jakoś organizować, aby nie było anarchii. Dlatego tworzymy instytucje, zasady, procedury. Nie możemy jednak zapominać, że one czemuś służą. I to, czemu służą, jest zawsze sprawą pierwszorzędną. Stąd w pierwszej kolejności warto mieć dla siebie wzajemnie wyrozumiałość.
A obok wyrozumiałości cenna będzie też roztropność. Poszukiwanie nowych rozwiązań nie musi oznaczać zmiany wszystkiego. W gruncie rzeczy chodzi raczej o to, by ze spokojem przyglądać się rzeczywistości wokół nas i, wzywając Ducha Świętego, szukać takich rozwiązań, które pomogą zachować to, co istotne, choć być może w inny sposób. Warto w tym poszukiwaniu zobaczyć siebie nawzajem, bo jakkolwiek zorganizujemy nasze życie społeczno-religijne, chodzi w nim ostatecznie o wzajemne wspieranie się w dążeniu do zbawienia. Wydaje się, że temu służy właśnie inicjatywa biskupa w Melbourne.