Ks. Henryk Seweryniak: To pewnie banał, ale trudny jest ten czas, który jakoś nie chce się nam skończyć. Śpiewamy w tylu miejscach: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie”. Modlimy się do wszystkich świętych związanych z zarazą…
Monika Białkowska: Pan Bóg jakoś nie chce nam tego cudu uwolnienia od pandemii dać. Nie przychodzi z pomocą.
HS: Mówi: dzieci, dostałyście ode Mnie tak dużo, korzystajcie z tego, co wam dałem. Pracujcie nad tym, chcę waszej pomysłowości, waszej odkrywczości. Możecie zmienić wasze konsumpcyjne nastawienie, więcej myśleć o potrzebujących pomocy, potraficie stworzyć szczepionkę, więc to róbcie.
MB: Są też tacy, którzy się skarżą na takiego Boga. Uważają, że powinien coś zrobić. Że to nie w porządku wobec człowieka, żeby tylu nas umierało po drodze. Niedawno zresztą Komisja Nauki Wiary wydała opinię teologiczną na temat popularnej gdzieniegdzie praktyki „przebaczenia Bogu”. Wyjaśniała, dlaczego takie przebaczanie jest niemożliwe i dlaczego w ogóle nie można uważać, że Bóg w czymkolwiek zawinił.
HS: A z drugiej strony są też ludzie pełni wiary, takiej bardzo prostej. Spotykam znajomą starszą panią, już emerytkę. Pytam, dokąd idzie, a ona opowiada, że idzie do swojego zmarłego męża na cmentarz. Idzie porozmawiać. Pytam dalej, jak jej jest w tej pandemii. To ona mówi, że jeszcze bardziej w niej wiara w Boga wzrasta. I że do Wieśka to idzie pogadać i razem z nim się pomodlić, żebyśmy w tym wszystkim wytrwali. Przyznasz, że jest w tym gdzieś ta właśnie modlitwa, modlitwa skargi.
MB: W ten sam sposób modlił się już Jezus na krzyżu, a przed Nim całe pokolenia Żydów, którzy odmawiali Psalm 22 i którzy powtarzali: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Daleko od mego wybawcy słowa mego jęku”.
HS: Tyle już w życiu interpretacji tego psalmu słyszałem, że aż trudno je spamiętać. Ale choć to modlitwa wstrząsająca, zwłaszcza w ustach Syna Bożego, to jej interpretacja wcale nie jest skomplikowana. To jest skarga – skarga przed Bogiem, który ostatecznie ocala. Jezus cytując krótki fragment, modli się całym tym psalmem.
MB: Całym psalmem – łącznie z jego dalszą częścią, z wołaniem: „Chwalcie Pana wy, co się Go boicie, sławcie Go, całe potomstwo Jakuba! Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego”.
HS: Ależ oczywiście. Nawiązuję do tej skargi, bo ujęło mnie, co kiedyś papież Franciszek mówił w czasie Mszy św. u św. Marty. Chodziło wtedy o historię Sary i Tobiasza. Oboje mieli ciężki los, on oślepł, ona miała siedmiu mężów i wszyscy po kolei umierali w noc poślubną. Oboje też modlili się do Boga, żeby pozwolił im umrzeć. Papież zauważa tu, że są ludzie w sytuacjach granicznych, którzy skarżą się, ale to nie jest bluźnierstwo. I dodaje bardzo ważne zdanie: „Narzekanie przed Bogiem nie jest grzechem. Ksiądz, którego znam, powiedział kiedyś do kobiety, która użalała się przed Bogiem z powodu nieszczęść, jakie na nią spadły: «Proszę Pani, przecież to jest forma modlitwy. Niech Pani modli się tak nadal!». Pan słyszy, wysłuchuje nasze skargi. Pomyślmy o Hiobie, kiedy mówi: Niech będzie przeklęty dzień mego urodzenia. Także Jeremiasz powiada: Niech będzie przeklęty dzień ...”. Narzekają, używając nawet przekleństwa, nie przeciw Panu, ale wobec tej sytuacji. To ludzkie”. Tak mówi papież… I to właśnie jest dla mnie ważne: żebyśmy zauważyli, że skarga może być formą modlitwy, obok modlitwy uwielbienia, dziękczynienia czy prośby.
MB: Ładne jest to zdanie – że narzekanie przed Bogiem nie jest grzechem. Jesteśmy dziś mocno karmieni takim amerykańskim stylem życia prosto z poradników, że trzeba myśleć pozytywnie, że trzeba szukać dobrych stron w każdej sytuacji i koniecznie się uśmiechać, a wtedy jak na zawołanie zmieni się świat i odniesiemy sukces. A przecież to nie jest prawda. Czasem zbiera się w człowieku tyle zmęczenia, żalu, nieszczęścia, że już nie daje rady się uśmiechać, że musi to z siebie wyrzucić. I dużo lepiej jest to zrobić przed Bogiem niż przed ludźmi, bo oni są tylko ludźmi i mogą tego nie udźwignąć…
HS: Zwłaszcza że jako Polacy mamy jakąś szczególną predyspozycję do narzekania. Dlatego ważne jest to ukierunkowanie ku Bogu. Przyznaję, że sam często się modlę w ten sposób, kiedy sobie z czymś nie radzę albo mam poczucie, że zabrałem się do czegoś, co mnie przerasta. Staję wtedy w kaplicy i jakoś w naturalny sposób pojawia się właśnie skarga. Jakby ona zostawała, kiedy nic już nie ma. Mówię wtedy: „Wierzę, że jesteś, ufam, że widzisz mój ból, bezradność, że to wszystko prowadzisz do dobrego celu. Chciałbym pomóc tu, tam, ale „jestem mały/ urzędnik w wielkim biurze świata,/ a Ty byś chciał, żebym ja latał/
i wiarą mą przenosił skały”. To Gałczyńskiego z jego genialnych Notatek z nieudanych rekolekcji paryskich… Nauczyłem się ich na pamięć jako seminarzysta. Zastanawiam się tylko, jak tu się modlić, żeby to nie było tylko narzekanie, żeby nie przerodziło się w niewiarę w te siły, które się od Boga otrzymało, żeby nie było w tym za dużo bezradności…
MB: Nie wiem. Jestem typem, który w ogóle nie lubi się skarżyć, nawet przed Bogiem. Jest mi potem jeszcze gorzej, od narzekania zaczynam w tę swoją bezradność i bezsilność wierzyć. Wtedy łatwo jest sobie odpuścić i nie robić z sobą już nic. Moja „skarga” przed Bogiem to bardziej rodzaj konstruktywnego gniewu niż bezradności. W ogóle uważam, że nawet taka modlitwa skargi rozumianej dosłownie musi iść w pakiecie z czymś jeszcze, żeby nas nie pogrążała. Może ze znajdowaniem wdzięczności? Nie chodzi o cieszenie się na siłę, ale o umiejętność podziękowania Bogu za to, że mam to, co mam – choćby było najtrudniejsze? Nawet takie podziękowanie wbrew sobie? Boję się, że jak zostaniemy tylko przy skardze, wpadniemy w wyuczoną bezradność – albo jakąś wręcz duchową depresję. Papież Franciszek, kiedy mówi o modlitwie skargi, mówi o cierpiących głód dzieciach, o uchodźcach, o terminalnie chorych, a nie o tym, że kogoś palec boli i to mu się wydaje największą tragedią na świecie. Trzeba tu chyba też rozum włączyć i jednak zachować proporcje.
HS: I pamiętać o tym, żeby to wszystko działo się przed Bogiem. To jest istota – bo tylko wtedy w naszej skardze jest nadzieja. Że mam do Kogo iść, że On tym wszystkim rządzi, że ma plan, który nie zawsze rozumiem, ale ten plan na pewno jest i jest dla mnie dobry. W samą skargę przed Bogiem organicznie niejako wpisana jest nadzieja, choćby niewypowiedziana, choćby nieuświadomiona. Skarżymy się tam, gdzie liczymy, że ktoś jest większy od nas i że może pomóc…
MB: A może to właśnie modlitwa skargi nadaje sens temu, co przeżywamy? Właśnie przez to, że stawia przed nami horyzont nadziei? Albo lepiej: że ona pokazuje, że ten sens po prostu w nas jest? Może to właśnie ta modlitwa skargi przez ukrytą nadzieję spina wszystkie wydarzenia naszego życia w całość i nie sprawia wprawdzie, że wszystko jest po coś, bo nie wszystko jest po coś – ale sprawia, że nic nie jest zbędne? Ciekawe, co by o tym powiedział papież Franciszek.