Logo Przewdonik Katolicki

Mały Machiavelli

Bogna Białecka, psycholog
fot. Johanna Svennberg/Getty Images

Sprawca przemocy rówieśniczej ma zwykle silniejszą pozycję od ofiary. Zdarza się, że przyczyną jego zachowania są rozmaite deficyty, jednak często stoi za nimi coś zupełnie innego.

Najczęściej wyobrażamy sobie dziecko – sprawcę przemocy jako biednego, zakompleksionego dzieciaka o niskim poczuciu własnej wartości, rozpaczliwie próbującego zwrócić na siebie uwagę. Rzeczywiście, czasami tak bywa, jednak – jak pokazują badania – równie często sprawca przemocy jest dzieckiem pewnym siebie, popularnym, lubianym. Kwestia przemocy rówieśniczej jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje.

Sprawca będący ofiarą
Pierwszy obraz – dziecka o niskim poczuciu wartości, z problemami, odreagowującego je na otoczeniu – odnosi się do jednej kategorii: osób, które same są ofiarami przemocy. W porównaniu z innymi dziećmi są bardziej niespokojne, depresyjne, impulsywne i spięte.
Częściej niż reszta celowo się kaleczą lub tną (samouszkadzanie). Zwykle kiepsko się uczą, a wiele z nich nigdy nie kończy szkoły średniej. W dorosłości cierpią na szereg problemów emocjonalnych i mają zaburzone relacje społeczne. Co więcej – zwykle nie mają przyjaciół, a rówieśnicy ich unikają.

Na górze hierarchii
Istnieje jednak inny (w dodatku częściej występujący) rodzaj prześladowcy. Dzieci, które lubią zajmować role dominujące, przywódcze, są pewne siebie, popularne. Są, można to tak ująć, na szczycie łańcucha pokarmowego, na górze hierarchii. Czerpią garściami ze swojej pozycji w grupie i wykorzystują to m.in. do znęcania się nad innymi.
Co ciekawe, wydawałoby się, że brakuje im empatii, jednak potrafią wczuć się w emocje ofiary, a szczególnie dobrze im wychodzi wyszukiwanie jej słabych punktów, tak by sprawić więcej cierpienia. Problem nie tkwi zatem w nieumiejętności wczuwania się w emocje innych osób, a w uznawaniu, że ogólnie przyjęte normy społeczne ich nie obowiązują.
Ciekawe badanie na ten temat przeprowadzono w grupie włoskich i hiszpańskich nastolatków (Menesini i in., 2003). Na początku młodzież została poproszona o anonimowe wskazanie prześladowców i ich ofiar w klasie. Potem wszystkim nastolatkom pokazano historię obrazkową ukazującą przemoc rówieśniczą. Historia opisywała 10 różnych scen, w każdej pokazano przewagę prześladowcy nad ofiarą. Uczestników badania poproszono, by postawili się na miejscu prześladowcy. Zadano im pytania – jak by się czuli, czy mieliby np. poczucie winy i dlaczego tak lub dlaczego nie. Młodzi wytypowani przez kolegów jako sprawcy przemocy z reguły odpowiadali, że czuliby dumę, zadowolenie lub obojętność. Uznawali, że dopóki oni czują się w danej sytuacji dobrze, wszystko gra. Uzasadniali to, na przykład mówiąc: „Czułbym się świetnie, bo na pewno inni też by się śmiali z tej sytuacji” albo: „Nie miałbym poczucia winy, bo to przecież był tylko żart”.

Mechanizmy odpowiedzialne
Choć jedno z badań (Blair, 2007) sugeruje, że sprawcy przemocy mogą mieć deficyt neurologiczny, przez który nie potrafią wczuć się w sytuację ofiary, możliwe jest inne wyjaśnienie, które też znajduje potwierdzenie w badaniach.
Prześladowcy mogą być po prostu bardzo dobrzy w znajdowaniu racjonalizacji dla swoich zachowań. Psycholog ze Stanfordu, Albert Bandura, już w latach 90. opisywał zabiegi pozwalające na usprawiedliwienie niemoralnych zachowań, takie jak dehumanizowanie ofiary („to bydlę dostało, na co zasługuje”), zrzucanie winy na nią („sama się prosiła, prowokowała”), relatywizowanie krzywdy („to przecież nic w porównaniu z …”). Wiele późniejszych badań nad przemocą rówieśniczą potwierdziło, że we własnych oczach prześladowca czuje się w pełni usprawiedliwiony. Typowe usprawiedliwienia brzmią: „należało mu się, sam się o to prosił”, „lizusostwo i donosicielstwo zasługują na karę”, „zrobiłem jej przysługę, że ją ustawiłem do pionu, przestanie się mazać o byle co”, „przecież to był tylko żart”, „to jej problem, że nie ma poczucia humoru”, „niektórzy zachowują się jak zwierzęta i muszą być tak traktowani”.
Dodatkowego utwierdzenia w takim oglądzie sytuacji dostarczają klakierzy – obserwatorzy, którzy się śmieją czy wręcz przytrzymują ofiarę, gdy chce uciec.
Niektórzy jednak uznają wręcz, że cel w postaci osobistego dobrego samopoczucia usprawiedliwia wyrządzenie krzywdy drugiej osobie. Taki tok rozumowania bierze się bezpośrednio z pism Machiavellego, a konkretnie z maksymy: cel uświęca środki.
Pytanie brzmi: czy dzieci są zdolne do tak cynicznej postawy? Patrzymy na nasze pociechy jako na niezdolne do manipulacji i na wskroś dobre. Jednak grecka badaczka Eleni Andreou w 2004 r. opublikowała wyniki badań nad 186 dziećmi ze szkoły podstawowej w wieku 9–10 lat. Zapytała je, czy zgadzają się z takimi twierdzeniami, jak: „większość ludzi jest dobra i miła”, „aby odnieść sukces, należy być uczciwym i dobrym”, a z drugiej strony: „czasami wolno zranić innych ludzi, by dostać to, czego się pragnie” oraz „czasami trzeba trochę oszukać, żeby dostać, co się chce”. Okazało się, że dzieci będące sprawcami przemocy rzadziej zgadzały się z twierdzeniami o dobrej naturze człowieka, a zdecydowanie częściej niż reszta zgadzały się z twierdzeniami dopuszczającymi krzywdzenie innych i manipulację w celu zdobycia osobistych korzyści.

Co z tym robić?
Podstawowa jest oczywiście rola rodziców, jednak wiele dobrego może zrobić też np. wychowawca w szkole czy opiekun w czasie kolonii lub obozu letniego. Czasem jedna, dobrze przeprowadzona rozmowa zapada w pamięć na zawsze i rzeczywiście staje się początkiem zmiany na lepsze.
Wydaje się, że jednym z podstawowych błędów popełnianych przez dorosłych jest założenie, że sprawca przemocy jest tak naprawdę ofiarą wołającą o pomoc, o niskim poczuciu własnej wartości. Oczywiście, że tak bywa, jednak nie zawsze.
Wydawałoby się, że rozwiązaniem będzie pokazanie, jak bardzo ofiara cierpi. Jednak to często nie jest problem braku zrozumienia emocji, a poczucie, że przemoc wobec tej konkretnej ofiary jest usprawiedliwiona. Dlatego w sytuacji przemocy rówieśniczej potrzebna jest praca nad rozbiciem usprawiedliwień, które wymyśla sobie sprawca przemocy, tak by uznał, że normy obowiązują i jego, a cel nie uświęca środków. Można zapytać, co myśli o tej całej sytuacji, z wypowiedzi wyłuskać usprawiedliwienie, a następnie zapytać o konsekwencje, gdyby je zacząć stosować wobec niego samego lub jako ogólną regułę.
Na przykład dziecko mówi: „Przecież to był tylko żart, na którym on się nie poznał, bo jest za głupi”. Wyłuskujemy z tego usprawiedliwienie: „Czyli uważasz, że jeśli rezultat jest zabawny, to można komuś zrobić przykrość”. Potem pytamy o konsekwencje – gdyby uznać to za normę, jakie byłyby skutki – dla ludzi w ogóle, dla naszego rozmówcy w szczególności. Rozmowa może potoczyć się na różne sposoby, ważne, byśmy mieli przed oczyma cel: zauważenie, że usprawiedliwienie jest słabe i może w rezultacie obrócić się przeciw niemu samemu.
Druga rzecz, którą warto robić, to podobna praca z klakierami oraz uczulenie obserwatorów, że jeśli zamiast bierności zebraliby się w kilka osób i jako grupa powiedzieli, że nie wyrażają zgody na takie zachowania, to mają moc powstrzymania agresora (zachęcając do wystąpienia jako zespół, rozwiewamy obawę przed zemstą). Trzecia ważna rzecz to praca z ofiarą, tak by stała się silniejsza i bardziej pewna siebie.
Generalnie wygląda na to, że problem „małych Machiavellich” rozgrywa się bardziej w obszarze systemu wartości i uznawanych norm społecznych niż na poziomie potrzeb emocjonalnych. Powodzenie rozmowy będzie też w dużej mierze zależało od systemu wartości rodziców. Niestety, jeśli dziecko w domu słyszy przekazy typu: „frajerów trzeba wykorzystywać” lub samo widzi dokonywanie aktów przemocy ot tak, dla zabawy, trudno będzie się przebić z bardziej szlachetnym przekazem. Trudno nie znaczy jednak, że to niemożliwe. Pomocą mogą być prace wielkich pedagogów dwudziestolecia międzywojennego, którzy rolę wychowawców młodzieży postrzegali jako ludzi kształtujących ich charaktery. Może warto jeszcze sięgnąć po lekturę zapomnianych już dziś pedagogów takich jak Bogdan Nawroczyński lub Friedrich Foerster?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki