Logo Przewdonik Katolicki

Sandra Sabattini: życie, które nie jest moje

Anna Druś
fot. Youtube

Nie była męczennicą ani zakonnicą, słuchała muzyki, chodziła na randki i starała się codziennie po prostu żyć Ewangelią. Papież Franciszek wyznaczył na 24 października datę beatyfikacji Sandry Sabattini – 23-letniej dziewczyny z Włoch, która zginęła w wypadku samochodowym w 1984 r.

Przed kamerą usytuowaną w przestronnym kościele siedzi starszy ksiądz. Z trudem wypowiada słowa, ale dziennikarz włoskiej telewizji TV2000 cierpliwie słucha. To liczący 95 lat sędziwy proboszcz parafii pw. św. Hieronima w Rimini ks. Giuseppe Bonini, ale rozmowa nie dotyczy niego samego, tylko jego siostrzenicy, Sandry, która wraz z rodzicami mieszkała wiele lat przy jego parafii. Gdy ks. Giuseppe zaczyna mówić o jej pogrzebie – słowa z trudem przechodzą mu przez gardło. Płacze.
– Największym problemem było dla mnie wtedy stanięcie wobec mojej siostry – mamy Sandry. Co mam jej powiedzieć? Co powiedzieć matce, której młoda córka właśnie zginęła w wypadku samochodowym? Zobaczyłem ją u wejścia do domu, gdzie wystawiona była trumna z ciałem. Wokół pełno ludzi. Podszedłem i spojrzałem na nią, ale to ona pierwsza przemówiła: „Mieliśmy świętą, proszę księdza! Mieliśmy świętą! Bierz swój brewiarz i módlmy się, jak ona” – wspomina ks. Bonini.
 
Święta z codzienności
Gdy udzielał tego wywiadu, był marzec 2018 r., a chwilę wcześniej w świat poszła wiadomość z Watykanu o tym, że papież Franciszek właśnie ogłosił heroiczność cnót 23-letniej Sandry Sabattini. W nagłówkach artykułów na jej temat najczęściej powtarzano, że będzie ona pierwszą wyniesioną na ołtarze narzeczoną. Jednak wypowiedzi jej rodziny, przyjaciół i znajomych nie wskazują na narzeczeństwo jako główny nurt jej świętości, ale raczej na głębokie przeżywanie wiary w codzienności zwyczajnej, świeckiej dziewczyny.
Prawdopodobnie dlatego jej proces beatyfikacyjny toczył się tak szybko (2006–2019), najszybciej zaś od momentu objęcia pontyfikatu przez papieża Franciszka. Chce on pokazywać światu współczesnych młodych ludzi, którzy mimo obecnych niebezpieczeństw życia w świecie, który nie zna Boga – odnajdują pełnię swojego życia w Nim. „Bycie młodym to nie tylko pogoń za przemijającymi przyjemnościami i powierzchownymi sukcesami. Aby młodość spełniła swój cel na drodze twego życia, musi być okresem hojnego dawania siebie, szczerego ofiarowania, poświęceń, które kosztują, ale czynią nas owocnymi” – te słowa z adhortacji Franciszka do młodych Christus vivit znakomicie streszczają życie Sandry, która 24 października w Rimini zostanie ogłoszona błogosławioną. Jej wujek, ks. Giuseppe, nie doczekał tego dnia, zmarł w 2019 r.
Sandra przyszła na świat 19 sierpnia 1961 r. w Riccione – turystycznej miejscowości nad brzegiem Adriatyku w regionie Emilia-Romagna. Była starszą córką Giuseppe i Agnes Sabattinich, oprócz niej mieli jeszcze młodszego syna. Gdy Sandra ma cztery latka, cała rodzina zamieszkuje na plebanii brata mamy, ks. Giuseppe Boniniego, najpierw w Misano Adriatico, potem zaś w Rimini, parafii pw. św. Hieronima. Po tych przenosinach ujawnia się religijność dziewczynki. Coraz częściej przesiaduje w kościele na indywidualnej adoracji albo lekturze Pisma Świętego.
 
Wspólnota Jana XXIII
Mając 10 lat, Sandra zaczyna prowadzić swój duchowy dziennik, w którym ujawnia się wielka dojrzałość jej wiary, mimo młodego wieku. Będzie go prowadziła przez całą młodość, aż do dnia nagłej śmierci. „To życie, które ewoluuje, nie jest moje, napędzane rytmem oddechu, który nie jest mój; zanurzone w spokojnym dniu, który nie jest mój. Na tym świecie nie ma nic, co należałoby do ciebie: Sandra, zdaj sobie wreszcie z tego sprawę! To wszystko jest prezentem, w który Darczyńca może interweniować, kiedy i jak chce. Zadbaj o dar, który otrzymałeś, uczyń go piękniejszym i pełniejszym na moment, gdy nadejdzie jego godzina” – notuje pewnego dnia.
Jej wiara rozkwita jeszcze mocniej, kiedy wuj zaprasza do parafii młodą młodzieżową Wspólnotę Papieża Jana XXIII. Przewodzi jej ks. Oreste Benzi. Głównym charyzmatem wspólnoty jest służba osobom wykluczonym społecznie, zwłaszcza z niepełnosprawnością, ubogim i uzależnionym od narkotyków młodym. Latem 1974 r. Sandra wyjeżdża z nimi na obóz młodzieżowy, gdzie wspólnie spędzają czas młodzi pełnosprawni z dziećmi i młodymi niepełnosprawnymi. Wraca stamtąd pełna entuzjazmu i odmieniona, jakby znalazła cel w życiu. „Połamaliśmy sobie kości, ale warto było! Nigdy ich już nie opuszczę” – notuje w swoim dzienniku w odniesieniu do osób z niepełnosprawnością.
Od tej pory działania w ramach Wspólnoty będą główną treścią jej życia. Miała dar wynajdywania ludzkiej biedy tam, gdzie inni jej nie dostrzegali. Sama wychodziła do potrzebujących – wspominali potem jej znajomi. Zapamiętali jej ciągle obecny na twarzy uśmiech oraz to, że nigdy nie mówiła źle o nikim. Sama za to dużo od siebie wymagała, co również wyraźnie widać w lekturze jej dziennika. „Panie, czuję, że dajesz mi rękę, abym się do Ciebie zbliżyła; dajesz mi siłę, bym zrobiła krok naprzód. Chciałabym Cię przyjąć, ale najpierw muszę pokonać siebie, moją dumę, moje kłamstwa. Nie mam pokory i nie chcę tego przyjąć do wiadomości, pozwalam sobie za to na wielki wpływ innych na mnie i ciągle się boję, co o mnie pomyślą. Jestem niespójna: z jednej strony mam wielkie pragnienie zmieniania świata, z drugiej zaś łatwo daję mu zmieniać siebie. Boże, czy możesz przyjąć mnie takim, jakim jestem, pełnym ograniczeń, lęków, nadziei?” – pisała.
Jej znajomi nie mają jednak wątpliwości, że jest bardzo blisko Boga i to od Niego czerpie siłę do angażowania się w tak wiele rzeczy naraz. Wujek ksiądz szybko przyzwyczaja się do niemal stałego widoku jej, w różnych porach dnia siedzącej na ziemi przed tabernakulum. Oprócz tego jednak Sandra wiedzie normalne życie nastolatki: potrafi pokłócić się z rodzicami, często zabiera głos na forum publicznym, zwłaszcza w obronie sprawiedliwości, do tego śpiewa w chórze, uczy się grać na fortepianie, uprawia sport i imprezuje ze znajomymi.
 
Miłość jej życia
Wszystkie ważne decyzje poprzedza długimi godzinami modlitwy i rozmów z innymi. Tak odkrywa, że jej powołaniem jest medycyna i dalsza służba chorym i niepełnosprawnym w charakterze lekarza. Jej marzeniem staje się wyjazd na misje, ale rodzice naciskają, by jednak najpierw skończyła studia. Maturę zdaje w 1980 r. i udaje jej się dostać na medycynę na Uniwersytecie Bolońskim. Już na studiach poznaje miłość swojego życia – niewiele starszego od niej Guido Rossiego, studenta politechniki, również zaangażowanego we wspólnocie Jana XXIII. Dla obojga ważną sprawą jest zachowanie przedmałżeńskiej czystości i budowanie najpierw głębokiej relacji między sobą. Zresztą Guido od początku wie, że Sandra nie jest dziewczyną taką jak inne.
– Gdzie się idzie na pierwszą randkę z chłopakiem, który się nam podoba? Do kina, restauracji, na spacer. Sandra jednak zaproponowała coś zupełnie innego: chciała, żebyśmy poszli na spacer na cmentarz, w miejsce, gdzie jest dużo zapomnianych grobów. Tam, przypatrując się twarzom osób na fotografiach nagrobnych, powiedziała: oni są zapomniani tylko przez nas. Dla Boga są bardzo ważni – opowiadał Guido w reportażu o Sandrze, wyemitowanym we włoskiej telewizji w 2018 r.
 
Zabrana w najlepszym momencie
To on był z Sandrą 29 kwietnia 1984 r. w drodze na doroczne spotkanie Wspólnoty Jana XXIII. Podczas jednego z postojów Sandra, która chwilę wcześniej wyszła z samochodu, zostaje potrącona przez inne auto. Mimo szybkiego trafienia do specjalistycznego szpitala w Bolonii, zapada w śpiączkę i umiera 2 maja 1984 r. Wszyscy są w szoku i nie rozumieją, czemu tak wcześnie zostaje zabrana tak dobra dziewczyna, która mogła i chciała zdziałać tyle dobrego w świecie?
Jej pogrzeb przyciągnął tłumy, co dla wszystkich było pierwszym znakiem tego, że Sandra była kimś bardzo znaczącym. – Pan zabrał ją w czasie, gdy wzrastała w tym, co najważniejsze. Sandra przeczytała przesłanie, które Bóg wyraża w rzeczywistości stworzonej, w ludziach, w wydarzeniach, w wielkości i ludzkiej nędzy. Potrafiła go uchwycić z wrażliwością, jaką dawało jej powołanie. Wiedziała, że cała stworzona rzeczywistość, wszyscy ludzie, wszystkie wydarzenia zawierają Boże przesłanie – mówił o niej ks. Oreste Benzi, założyciel Wspólnoty Jana XXIII. To on był głównym inicjatorem zbierania o niej świadectw i rozpoczęcia przygotowań procesu beatyfikacyjnego. Osobiście był przekonany o świętości Sandry od chwili przeczytania jej dziennika. Doprowadził też do szybkiego wydania go w formie książki.
– Sandra pokazuje nam sposób dzielenia się z ubogimi życiem codziennym i w ciszy. To droga możliwa dla wszystkich, ale nie w sposób izolowany, ale wspólnotowy, a to jest wielki znak dla całego Kościoła – mówi obecny przełożony wspólnoty Paolo Ramonda. I dodaje: – Ślady świętości Sandry nie znajdują się w rodzaju wydarzeń, z którymi musiała się zmierzyć, ale znajdują się w sposobie, w jaki była w stanie je przeżyć, pozostawiając ślad na ludziach, którzy ją spotkali.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki