Logo Przewdonik Katolicki

Panie, czemu tak drogo?

Anna Druś
Polska drożyzna, choć obecnie jedna z najwyższych w całej Unii Europejskiej, nie jest jednak zjawiskiem odosobnionym, lecz wręcz globalnym.  fot. Grzegorz Olkowski/Polska Press-Getty Images

Droższy prąd, wywóz śmieci, jedzenie i usługi – coraz wyższą w Polsce inflację wszyscy odczuwamy w portfelach. Według ekonomistów tak będzie jeszcze przez jakiś czas, choć nie jest to jeszcze zjawisko niepokojące.

Na giełdzie owocowo-warzywnej w Broniszach pod Warszawą, gdzie codziennie nad ranem zaopatruje się w towar większość działających w stolicy „warzywniaków”, ceny niektórych warzyw lub owoców są dziś wyższe nawet o 160 proc. względem wiosny roku ubiegłego. Za główkę kapusty pekińskiej zamiast 3,50 zł teraz trzeba płacić 7 zł. Lubiana przez nas wiosną młoda kapusta nie kosztuje już w hurcie 65 groszy jak rok temu, ale aż 1,60 zł. Znacznie droższe są sałata, pomidory, marchew, buraki, a ceny porów, korzenia pietruszki czy ogórków gruntowych są nawet ponad 100 proc. droższe niż rok temu. I choć – jak to na giełdzie – niektóre produkty są tańsze niż przed rokiem (cebula, rzodkiewka, ziemniaki), to średnia podstawowych warzyw krajowych jest dziś wyższa o 27,4 proc. niż rok wcześniej.
Według GUS, na bieżąco badającego ceny podstawowych produktów i usług, inflacja w Polsce, czyli zjawisko ogólnie rosnących cen, wyniosła pod koniec kwietnia aż 4,3 proc. wobec prognozowanych przez NBP na początku roku 2,3 proc. Oznacza to, że za tę samą pensję możemy dziś kupić mniej towarów i usług, co w kontekście wywołanego koronawirusem kryzysu gospodarczego i obaw o utratę pracy może przeciętnego Kowalskiego przerażać.
– Podwyżki cen, jakie obserwujemy dzisiaj nie wygasną w tym roku, ale zostaną z nami prawdopodobnie jeszcze przez kilka najbliższych kwartałów. Jednak inflacja na poziomie zbliżonym do 4 proc. nie jest problemem dla gospodarki, choć oczywiście jest to problem dla osób niezarabiających dużo. Z punktu widzenia gospodarki problemem byłaby inflacja na poziomie między 5 a 10 proc., na co na razie się nie zanosi – uspokaja Jakub Sawulski, ekspert makroekonomii z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Skąd to się bierze?
Polska drożyzna, choć obecnie jedna z najwyższych w całej Unii Europejskiej, nie jest jednak zjawiskiem odosobnionym, lecz wręcz globalnym. W USA ceny rosły tej wiosny najszybciej od blisko 40 lat. Wszystko drożeje też mocno w Niemczech, Francji czy na Węgrzech. Zjawisko to wynika z kilku przyczyn.
Po pierwsze z globalnie drożejących surowców, w tym również spożywczych. Pandemiczne obostrzenia blokowały płynny przepływ dóbr od producentów do odbiorców, powodując, że chwilami popyt przewyższał podaż, co zawsze skutkuje rosnącymi cenami.
Po drugie drożały paliwa, zwłaszcza ropa naftowa, co przełożyło się na droższy transport towarów, za który również muszą płacić ich konsumenci w końcowej cenie produktu.
Po trzecie drożała energia elektryczna, szczególnie w Polsce, co odczuliśmy, nie tylko płacąc za prąd w mieszkaniach, ale też płacąc więcej za fryzjera czy zakupy w supermarkecie.
Po czwarte wyższe ceny nakręca wyższy popyt, spowodowany utrudnieniami dostępu do wielu usług czy dóbr w czasach kolejnych lockdownów. Od ponad roku nie wydajemy pieniędzy tak, jak robiliśmy to w latach przedcovidowych: nie podróżujemy tyle, co wcześniej, nie chodzimy do kina czy na koncerty, zdecydowanie rzadziej chodziliśmy na zakupy do galerii handlowych, nie bywamy w restauracjach i kawiarniach. Łącznie na naszych kontach i w „skarpetach” zgromadziliśmy w ciągu roku aż 95 mld zł. Kiedy zatem tylko znów możemy korzystać z oszczędności, zaczynamy wydawać, realizując tzw. odłożony popyt, co napędza gospodarkę, ale jednocześnie też daje sprzedawcom kolejny powód do podniesienia cen.
Dodatkowo zjawisku pomogła późna wiosna w naszej szerokości geograficznej: tegoroczny kwiecień był najzimniejszym kwietniem od 20 lat, co odbiło się na opóźnionej wegetacji więc i wyższych cenach krajowych owoców i warzyw. Tu jednak jest nadzieja, że latem i jesienią ceny przynajmniej tych produktów wrócą do akceptowalnego poziomu.

Kto traci najwięcej?
Jak to zwykle bywa, wszelkie trudne ekonomicznie zjawiska najszybciej i najmocniej uderzają w najbiedniejszych. Widać to już w skali globalnej: najwyższe wzrosty cen zauważa się w krajach od lat najgorzej rozwiniętych, takich jak Wenezuela, Pakistan czy Angola. Tam ludzie mierzą się z inflacją rzędu kilkudziesięciu, a nawet kilkuset procent. Tam też najszybciej rośnie z tego powodu zjawisko głodu i nasilają się konsekwencje globalnej pandemii: pogarsza się jakość opieki zdrowotnej, coraz trudniej o szczepionki, rośnie liczba zakażeń i zgonów.
Skutki inflacji widzimy także w Polsce, choć na mniejszą skalę niż w krajach gorzej rozwiniętych. Wyższe ceny uderzają nie tylko w 5 proc. społeczeństwa żyjącego w ubóstwie, ale również w tzw. klasę średnią. Wyższe rachunki za prąd, wodę i jedzenie mogą spowodować, że będziemy starać się oszczędzać na jakości tego, co jemy, więc w konsekwencji także na naszym zdrowiu. Według „Raportu o polskiej biedzie” zjawiska towarzyszące pandemii koronawirusa mogą zwiększyć odsetek osób żyjących w ubóstwie nawet do 10 proc. społeczeństwa.
Tu jednak pojawia się iskierka nadziei w postaci tego, jaką rolę inflacja odgrywa w całej gospodarce, której jesteśmy częścią. Paradoksalnie bowiem inflacja trzymana w ryzach, jak to jest na razie w naszym kraju, świadczy o tym, że „wszystko się kręci”. Rosną ceny, ale rośnie też sprzedaż, liczba miejsc pracy i przede wszystkim tzw. presja płacowa: pracownicy coraz częściej proszą pracodawców o podwyżki i je dostają. A dostają je, bo mimo trudnej sytuacji spowodowanej pandemią ciągle mamy w kraju niskie bezrobocie, najniższe w całej Unii Europejskiej. Do tego ofert pracy jest obecnie na rynku tyle samo co przed pandemią i o 100 proc. więcej niż rok temu. Dane na ten temat opublikowała 13 maja specjalizująca się w doradztwie i audycie firma Grant Thornton, która badała oferty pracy na 50 portalach w internecie.
„Pracodawcy nie tylko przestali się obawiać skutków gospodarczych koronawirusa, ale wręcz – czego dowodzi bardzo wysoka liczba rekrutacji – patrzą w przyszłość optymistycznie i chętnie myślą o rozwoju. Spodziewam się, że kolejne, letnie miesiące nie będą pod tym względem gorsze, a mam cichą nadzieję, że poprawa będzie postępować, bo część pracodawców będzie nadrabiać czas, który stracili w czasie pandemii, i będą wracali do realizacji pomysłów na inwestycje i rozwój swoich biznesów” – powiedziała cytowana w komunikacie prasowym Monika Smulewicz z Grant Thornton.

Jak się uchronić przed wyższymi cenami?
Zdaniem ekonomistów najgorszą rzeczą, jaką moglibyśmy teraz zrobić w reakcji na wysokie ceny produktów i usług, to... nie kupować ich. W sytuacji spadku wartości naszych pieniędzy, czym przecież skutkuje rosnąca inflacja, zupełnie nie opłaca się ich gromadzenie. Zwłaszcza że praktycznie ujemne stopy procentowe obowiązujące w Polsce sprawiają, że trzymając pieniądze w bankach, tracimy.
– Jeśli jednak chcemy koniecznie gdzieś nasze oszczędności gromadzić, dobrą rzeczą może być kupno obligacji indeksowanych o inflację. Nie zarobimy, ale przynajmniej też nie stracimy – radzi Jakub Sawulski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jego zdaniem dla osób zamożniejszych dobrą lokatą byłby na pewno zakup nieruchomości: działki, domu czy mieszkania pod wynajem. – To daje najlepszą możliwość zarobku i ochrony przed inflacją, choć niestety... winduje ceny nieruchomości, co jest złym zjawiskiem dla tych, którzy chcą jak najtaniej kupić miejsce do mieszkania dla siebie – zauważa ekonomista.
Inny dobry sposób na ochronę naszych pieniędzy w czasach szalejących cen to inwestowanie w siebie albo kogoś bliskiego, np. dzieci. Chodzi o to wszystko, co podniosłoby nasze kwalifikacje pod kątem przyszłej zmiany pracy lub uchronienia się przed ewentualnymi trudnościami na rynku pracy, a zatem wszelkie kursy językowe, studia podyplomowe czy nauka nowych umiejętności. Choć nie zwrócą się bezpośrednio wyższym stanem konta, to będą inwestycją na lata przypadające w odmienionym przez epidemię świecie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki