Logo Przewdonik Katolicki

Solidarny z grzesznikami

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska/PK

Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym - Mk 1, 7–11

W Niedzielę Chrztu Pańskiego Kościół sięga po krótki fragment Ewangelii według św. Marka. Ewangelista najpierw w zwięzły sposób relacjonuje pokorne świadectwo Jana Chrzciciela o Zbawicielu. Prorok mówi o tym, jak wielki jest Ten, którego przyjście zapowiada, i wskazuje zasadniczą różnicę między sobą a Mesjaszem: „Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. 
Wiemy, że ludzie przychodzili do proroka świadomi swoich grzechów. Wzywani przez niego do pokuty pragnęli zanurzyć się w Jordanie, by wody rzeki oczyściły ich z ułomności i zła. W tłumie podążających na pustynię znalazł się i Jezus – choć bezgrzeszny i wolny od wszelkiej niedoskonałości.  
Czy Jezus potrzebował obmycia z grzechu? Nie. Czy wezwanie do pokuty i nawrócenia dotyczyło również Jego? Też nie. Dlaczego więc pokonał długą drogę z Galilei nad Jordan i, tak jak wielu Żydów poruszonych nauczaniem proroka, przyjął z jego rąk chrzest? To nie był pusty gest ani zwyczajne wypełnienie proroctw. Jezus zanurza się w Jordanie, by okazać swoją solidarność z ludźmi. Staje się bratem dla grzeszników, jest obecny wśród nich i bierze na swoje barki ich los. On, bezgrzeszny i najświętszy, tworzy wspólnotę z ludźmi potrzebującymi nawrócenia, przemiany życia. 
To dopiero początek publicznej działalności Bożego Syna, ale już teraz, jeszcze zanim zacznie nauczać, Jezus pokazuje, dla kogo przyszedł na świat. Nad Jordanem staje w tłumie grzeszników i wśród nich będzie upływało Jego ziemskie życie. To do nich będzie kierował słowa pociechy, to z nimi będzie ucztował, to ich będzie uwalniał od złych duchów i chorób. Pośród grzeszników, pogardzanych i wykluczonych, będzie szedł z dobrą nowiną o wyzwoleniu od zła i dla nich odda życie na krzyżu. To wreszcie z nich i dla nich stworzy Kościół, który nie jest elitarną grupą doskonałych moralnie wybrańców, ale wspólnotą tych, którzy stale się nawracają i idą do nieba często wyboistą drogą, przez upadki i doświadczenie przebaczenia.
Jeśli więc Jezus, wolny od zła i nawet cienia skłonności do grzechu, jest solidarny z grzesznikami, jakie my mamy prawo, by potępiać innych i wypominać ich styl życia? Czyż, jako Jego uczniowie, nie powinniśmy raczej ich szukać, a stając pośród nich dawać świadectwo o miłosiernym Ojcu? Nic nas przecież nie różni od tych, których tak ochoczo i surowo oceniamy. Nic, poza doświadczeniem miłosierdzia i niezasłużonej łaski. Nie zostaliśmy powołani do tego, by piętnować bliźnich. Naszym powołaniem jest dzielić się miłością, którą zostaliśmy obdarowani, i głosić Ewangelię miłosierdzia.
Nad Jordanem takiego umocnienia miłością doświadczył sam Jezus. Czytamy u św. Marka, że ujrzał otwarte niebo, Ducha Świętego, który na Niego zstąpił, i usłyszał głos Ojca. Nic nie wiemy o reakcjach tłumu, co może oznaczać, że słowa: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie” usłyszał tylko On. Opis ten sugeruje, że te znaki i wydarzenia bardziej były potrzebne Jezusowi niż obecnym wówczas nad Jordanem ludziom. Bóg Ojciec przemówił do Swego Syna, a Duch zstąpił na Niego, aby rzeczywiście umocnić Go w misji, a nie po to, by okazać Go ludziom i poinformować o Jezusowej wyjątkowości. 
To wiele mówi również o tym, jak działa Bóg. Wielkie rzeczy dzieją się w ukryciu. Słowa miłości Stwórca wypowiada szeptem i kieruje w konkretne serce. Dla ludzkich oczu widoczne są efekty – przemiana życia, odwaga wyznawania wiary, miłosierdzie okazywane innym, siła zjednoczenia z Jezusem i radość głoszenia Ewangelii. Boga nie fascynują opowieści o ludzkim życiu, dla Niego największą radością są owoce dobra, które człowiek niesie w swych dłoniach. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki