Słucha, strzeże, wyjaśnia, przedstawia do wierzenia. Tak w skrócie można przedstawić zadania Magisterium Ecclesiae, czyli Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. W taki sposób sprecyzowali je ojcowie Soboru Watykańskiego II w dokumencie o Objawieniu Bożym Dei verbum. Tylko temu Urzędowi powierzone zostało w Kościele zadanie autentycznej interpretacji słowa Bożego, spisanego w Piśmie Świętym lub przekazanego przez Tradycję. Soborowy dokument nie pozostawia wątpliwości – tylko Magisterium autorytatywnie działa w imieniu Jezusa Chrystusa. Gdzie szukać Urzędu Nauczycielskiego Kościoła? Dei verbum wyjaśnia, że to biskupi „w komunii z następcą Piotra, biskupem Rzymu”. Zdarza się jednak, że obok tego gremium opinię publiczną w sprawach wiary kształtują zupełnie inne grupy ludzi. Czasem jest to symfonia tej samej prawdy, a czasem kakofonia sprzecznych interpretacji.
Z uległością przyjmują
Ojcowie Vaticanum II zwrócili uwagę na coś jeszcze. Podkreślili, że Urząd Nauczycielski „nie jest ponad słowem Bożym, lecz jemu służy, nauczając tylko tego, co zostało przekazane”. Jednak wystarczy zajrzeć do Katechizmu Kościoła katolickiego, żeby odkryć, że punkty poświęcone Magisterium Ecclesiae znalazły się w części zatytułowanej „Interpretacja depozytu wiary”. To logiczne, ponieważ Urząd Nauczycielski Kościoła – tak czytamy w Dei Verbum – „z rozkazu Bożego i przy pomocy Ducha Świętego” słucha pobożnie słowa Bożego, święcie go strzeże i wiernie wyjaśnia. „I wszystko, co podaje do wierzenia jako objawione przez Boga, czerpie z tego jednego depozytu wiary”. Upraszczając: Magisterium mówi, w co i jak mamy wierzyć, jeśli należymy do Kościoła katolickiego.
Żeby nie było wątpliwości, że tak właśnie jest, Katechizm Kościoła katolickiego przywołuje słowa Chrystusa skierowane do apostołów: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16) i na ich podstawie stwierdza krótko: „Wierni z uległością przyjmują nauczanie i wskazania, które są im przekazywane w różnych formach przez ich pasterzy” (KKK 87).
Chodzi o akcenty
Życie pokazuje jednak, że wpływ na kształt wiary katolików na jakimś terenie mogą mieć także rozmaite grupy, a czasami pojedynczy ludzie, którzy potrafią stać się dla innych członków Kościoła autorytetami i skłonić ich do przyjęcia swojej „interpretacji depozytu wiary”. Nie chodzi o zmienianie prawd wiary, lecz o konkretne „rozłożenie akcentów”, położenie nacisku na jednych kwestiach, a wyciszanie innych. Zasięg takiego działania, przy dzisiejszych możliwościach dotarcia z przekazem do tysięcy ludzi dzięki tradycyjnym mediom i nowym technologiom, może być naprawdę duży. Czy ktoś próbuje z nich korzystać w tym celu?
W połowie kwietnia br. w serwisie internetowym amerykańskiego czasopisma „National Catholic Reporter” opublikowany został artykuł pod intrygującym tytułem Wealthy conservative Catholics are the new US magisterium, co można przetłumaczyć jako „Zamożni konserwatywni katolicy są nowym magisterium Stanów Zjednoczonych”. Jego autor, Tom Roberts, przekonuje, że w USA działają powiązane siecią między innymi biznesowych kontaktów bogate i wpływowe osoby, które dążą do upowszechnienia nowej, specyficznej amerykańskiej wersji katolicyzmu.
Stworzyli własne kryteria
Zdaniem Robertsa są oni niezwykle konserwatywnymi katolikami, którzy kontrolują ogromne sumy pieniędzy lub mają do nich dostęp. Według niego są blisko związani z prawicowymi intelektualistami, którzy dostarczają im „użytecznego języka”. Autor tekstu w „National Catholic Reporter” twierdzi, że wykorzystali znaczne zasoby i kontakty, aby sfinansować wiele ośrodków analitycznych, agencji, mediów, a nawet duży wydział uniwersytecki, który działa „jako alternatywa dla oficjalnych struktur kościelnych”. W jego opinii ludzie ci wzmacniają wizję Kościoła, w którym „wąskie polityczne podejście do aborcji i kwestii LGBTQ jest papierkiem lakmusowym”, pozwalającym zaliczyć kogoś do grona „dobrych katolików”.
Według analizy Robertsa dzięki swoim wpływom i możliwościom finansowym ludzie ci ustalili, co jest „niezbywalne”, „niepodlegające negocjacjom” dla katolików zaangażowanych w politykę. Stworzyli własne kryteria przynależności do Kościoła. „Zracjonalizowali wierność polityce Trumpa”. To nie wszystko. Roberts twierdzi, że to oni, za pośrednictwem finansowanych przez siebie mediów, nagłaśniają tych, którzy sprzeciwiają się papieżowi Franciszkowi.
Wiedz, dokąd zmierza
Amerykański dziennikarz dowodzi, że to oni są dziś „nowym magisterium Kościoła”. Posuwa się nawet do stwierdzenia, że to oni mają w nim obecnie realną władzę. Przekonuje, że stało się to możliwe z powodu znaczącego osłabienia autorytetu i wiarygodności tamtejszych biskupów, między innymi z powodu skandali związanych z nadużyciami seksualnymi duchownych wobec dzieci. Roberts kończy swój artykuł ostrzeżeniem: „Wiedz, dokąd zmierza nasz Kościół – i kto go prowadzi”. Czy zjawisko, na które zwraca uwagę Tom Roberts w „National Catholic Reporter”, dotyczy wyłącznie Stanów Zjednoczonych? Raczej nie. W różnych miejscach na świecie funkcjonują wpływowi ludzie o konserwatywnych poglądach, którzy wykorzystując swoje możliwości, oddziałują również na to, w co i w jaki sposób przynajmniej część katolików na danym terenie wierzy. Niektórzy działają indywidualnie, inni tworzą mniej lub bardziej formalne sieci powiązań (również o charakterze międzynarodowym), czasami powołują do życia rozmaite instytucje i organizacje. To nic nowego.
Pojawiły się billboardy
Z przejawami takiej działalności mamy do czynienia także w Polsce. Ostatnio możemy obserwować akcję naprawdę na dużą skalę. W całej Polsce na mnóstwie nośników pojawiły się billboardy promujące ochronę życia ludzkiego od poczęcia, a także nierozerwalność małżeństwa. Sfinansowała je Fundacja Nasze Dzieci z Kornic, niedaleko Raciborza. Jej prezesem jest Mateusz Kłosek, właściciel firmy Eko-Okna, jak podają media, jednego z wiodących producentów stolarki okienno-drzwiowej w Europie. Niedawno Kłosek znalazł się na liście stu najbogatszych Polaków.
W jednym z rzadkich wywiadów wyjaśniał, że jego akcja to promocja wartości rodzinnych, które są fundamentem dla zdrowego społecznego rozwoju. „Prowadząc przedsiębiorstwo produkcyjne, widzę, jak istotne znaczenie ma stabilność, którą otrzymujemy tylko w rodzinie, jej wartości, wielodzietność. Tutaj mówię z punktu widzenia rozwoju swojej firmy”. Właściciel Eko-Okien już wcześniej podejmował działania promujące szeroko pojęte wartości chrześcijańskie. Na przykład dwa lata temu otworzył w Raciborzu księgarnio-kawiarnię należącą do sieci „Niebo w mieście”. „Wiara to nie tylko kościół, niedziela, ale też dzień powszedni. Naszą odpowiedzialnością jest zadbać o to, aby przyszłe pokolenie również było chrześcijańskie” – mówił w czasie uroczystego otwarcia placówki.
Mają szansę?
Inicjatyw, które starają się wpłynąć na kształt wiary polskich katolików, jest więcej. Na przykład od ponad dwudziestu lat działa Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, które niespełna dwa lata temu zasłynęło akcją zbierania 55 tys. podpisów w ramach obrony i poparcia dla abp. Marka Jędraszewskiego. Stowarzyszenie dysponuje własnymi mediami, w tym opiniotwórczym serwisem internetowym pch24.pl. Wśród czytelników tego serwisu jest wielu księży. Ścisły związek ze stowarzyszeniem ma Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej, a także Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, która m.in. przygotowuje analizy publikowane niejednokrotnie przez kościelne media w naszym kraju (np. Przez Katolicką Agencję Informacyjną).
Na kształt wiary Polaków stara się wpłynąć także Paweł Lisicki, redaktor naczelny jednego ze świeckich tygodników opinii. Robi to zarówno przez publikacje w czasopiśmie, wydając książki, a także przez systematyczny udział w internetowych programach poświęconych religii i Kościołowi.
„Nauczycielami wiary” nazwał ks. Przemysław Sawa z Instytutu Nauk Teologicznych Uniwersytetu Śląskiego znanych m.in. z inicjatyw „Wielka Pokuta” i „Różaniec do granic” Lecha Dokowicza i Macieja Bodasińskiego. Użył tego określenia w zeszłorocznej analizie ich najnowszego projektu pt. „Ocalenie”.
Czy wymienione wyżej inicjatywy, zbliżone lub tylko podobne do opisanych w „National Catholic Reporter”, mają szansę stać się w Polsce „nowym magisterium”? Trudno powiedzieć. Wydaje się, że Tom Roberts ma rację, gdy twierdzi, iż siła ich oddziaływania w ogromnym stopniu zależy od autorytetu i wiarygodności miejscowych biskupów.