Logo Przewdonik Katolicki

Rysa na ekranie

Michał Lewandowski
Kopalnia kobaltu w Kawamie w Demokratycznej Republice Konga fot. Michael Robinson Chavez/The Washington Post-Getty Images

Jest naszym telefonem, ale też aparatem fotograficznym, portfelem, przewodnikiem, skrzynką pocztową i wieloma innymi. Za blaskiem niewielkiego ekranu smartfona kryje się jednak cień, którego korzenie sięgają – dosłownie – wnętrza ziemi.

Był 9 stycznia 2007 r. Na scenę wszedł mężczyzna w średnim wieku, ubrany w golf i sprane jeansy. Nie dowiemy się, czy myślał wtedy o tym, że to, co powie, za kilkanaście minut rozpocznie nową erę w dziejach świata. Setki ludzi na widowni czuły, że zbliża się coś wielkiego, a z każdą chwilą prezentacji napięcie rosło. W końcu mężczyzna pokazał to, co od początku spotkania znajdowało się w jego kieszeni. Świat zobaczył przyszłość, choć możliwe, że jeszcze o tym nie wiedział. Tego dnia Steve Jobs zaprezentował pierwszego iPhone’a.

Pudełko, które zawładnęło światem
Dyskusje o tym, czy faktycznie iPhone był pierwszym smartfonem na świecie, trwają do teraz. Ale właśnie od prezentacji prezesa Apple’a zaczął się trwający do dziś zwycięski pochód tych wielofunkcyjnych urządzeń. 9 stycznia 2007 r. to początek nowego etapu, dzień narodzin w naszej świadomości urządzenia, które – jak żadne do tej pory – połączyło świat realny z wirtualnym.
Ile smartfonów rocznie sprzedaje się na świecie? Żeby zobrazować skalę, zacznijmy od początku. W 2007 r. sprzedano ich nieco ponad 122  miliony. Sprzedaż rosła, ale nie drastycznie. W 2011 r. sprzedano ich już cztery razy więcej – 472 miliony. W 2012 r. – 680  milionów. I wtedy sprzedaż wystrzeliła. Rok 2013  to 969 milionów egzemplarzy, 2014  r. – już 1,2 miliarda, 2015  – 1,4 miliarda. Około 2017  r. rynek ustabilizował się i roczna sprzedaż „łebskich telefonów” zatrzymała się na poziomie 1,5 miliarda rocznie. Aktualnie w użyciu na świecie jest 8 miliardów urządzeń. Więcej niż ludzi na całej planecie.
Długa jest lista dobrodziejstw płynących z posiadania małego, uniwersalnego urządzenia. Czasem jednak przysłania nam ona zagrożenia, które płyną z faktu bycia nieustannie podłączonym do sieci. Dwójka badaczy z Freie Universität w Berlinie, Tim Schulz van Endert i Peter Mohr, opublikowała badania, z których wynika, że długotrwałe korzystanie ze smartfona może sprawiać, że nasze zachowania są bardziej impulsywne. Zdaniem naukowców odpowiada za to mechanizm sprawiający, że nasze mózgi bardziej doceniają małe, ale natychmiastowe nagrody niż większe, ale wymagające dłuższego wysiłku i zaangażowania.
Równie niepokojącą kwestią jest sprawa ich pochodzenia. Z czego tak naprawdę zbudowany jest smartfon?

Kopalnia złota w kieszeni
Na powyższe pytanie można odpowiedzieć w sposób prosty i złożony. Smartfon składa się z baterii, ekranu, układów scalonych, procesorów i anten – to łatwiejsza wersja. Jeśli jednak zagłębimy się w strukturę urządzenia, to odkryjemy, że do jego produkcji użyto kilkudziesięciu pierwiastków, wśród których kilka powszechnie uznawanych jest za źródło bogactwa i dobrobytu. W przeciętnym smartfonie znajdziemy bowiem złoto, srebro, miedź, krzem, tantal, rtęć, lit, kobalt, cynę i pallad. Część z nich to tzw. metale ziem rzadkich, czyli pierwiastki występujące na Ziemi w bardzo małej ilości (ich nazwa może być myląca; pochodzi z czasów, kiedy sądziliśmy, że występują one śladowo, jednak późniejsze badania dowiodły, że jest ich więcej, choć są bardzo rozproszone i ciągle mało powszechne). Gdyby na skład telefonu spojrzeć jeszcze szerzej, to zawiera on aż 72 z 83 trwałych pierwiastków z tablicy Mendelejewa.
Szacunkowo w 45 starych telefonach znajduje się 1 gram złota. Patrząc bardziej obrazowo, w tonie iPhonów jest ponad 300 razy więcej złota niż w tonie rudy tego metalu, a średnia wartość wszystkich rzadkich pierwiastków, które występują w jednym telefonie, waha się w okolicach 8 zł. Wydaje się, że to niewiele, ale kiedy weźmiemy pod uwagę skalę zjawiska, to okaże się, że w naszych szufladach znajdują się w sumie miliony złotych. Analizy wskazują, że Polacy mają „zachomikowanych” 29 mln urządzeń, w których znajdują się metale warte ponad 230 mln zł.
I nie byłby to duży problem, gdyby nie fakt, że brak recyklingu smartfonów (Polska nie jest tutaj wyjątkiem) realnie przyczynia się do pogorszenia ekologicznego stanu planety. Pierwiastki, które nie wracają do ponownego obiegu, trzeba znów wydobyć, a to winduje w górę emisję dwutlenku węgla, który przedostaje się do atmosfery na skutek działania maszyn, transportu i przetwarzania surowców. Mało tego: opracowany przed kilkoma laty raport naukowców z Massachusetts Institute of Technology wskazuje, że kilku pierwiastków może nam zwyczajnie zabraknąć. Przykładem jest dysproz, który wykorzystuje się w produkcji magnesów odpornych na wysokie temperatury, a który obok neodymu i terbu konieczny jest przy wytwarzaniu elementu, dzięki któremu nasz smartfon wprawiany jest w wibracje.
Chociaż same telefony komórkowe nie emitują dwutlenku węgla, to proces ich wytwarzania już tak. Wspomniany transport i przetwarzanie to jedno, z drugiej strony pozostaje energia elektryczna, która służy do ich zasilania. W czasie produkcji jednego smartfona do atmosfery uwalnianych jest około 100 kg CO2. Wydaje się, że taka liczba gazu cieplarnianego powstałego przy tworzeniu urządzenia to niewiele, ale jeśli wziąć pod uwagę skalę i roczną produkcję telefonów, to mówimy tutaj o liczbie 150 mln ton dwutlenku węgla. A do tego musimy doliczyć emisję powstałą przy okazji zasilania sprzętu, który rocznie zużywa tyle prądu, co żarówka LED zapalona dziennie przez trzy godziny przez cały rok.
Ale to tylko jedna strona medalu. Po drugiej są wspomniane rzadkie metale, wokół wydobycia których kontrowersji jest jeszcze więcej.

Przeklęte bogactwo Konga
70 procent światowych zasobów koltanu (rudy, w skład której wchodzą takie pierwiastki jak tantal i niob) znajduje się na terenie Demokratycznej Republiki Konga. Oba pierwiastki powszechnie wykorzystywane są w elektronice, zwłaszcza w przemyśle produkcji smartfonów, gdzie służą za element kondensatorów. Poza koltanem ziemie Konga obfitują w kobalt wykorzystywany do produkcji baterii litowo-jonowych.
Naturalne bogactwo Demokratycznej Republiki Konga jest jednocześnie jej przekleństwem. Od dziesięcioleci trwa tam nielegalne wydobycie metali ziem rzadkich, którego efektem jest zniszczenie środowiska naturalnego i gigantyczna skala różnych współczesnych form niewolnictwa: od bezpośredniej jego formy do takich, które przybierają postać finansowego zniewolenia i braku możliwości zmiany pracy.
Wiele z nielegalnych (ale także finansowanych przez rząd) kopalni znajduje się pod nadzorem lokalnych grup paramilitarnych i wojska. Surowce (mają one nawet swój skrót 3TG od ang. tin, tantalum, tungsten, gold – cyna, tantal, wolfram, złoto) z jednej strony trafiają bezpośrednio w ręce watażków, z drugiej stanowią źródło utrzymania i podstawę systemu łapówek, z trzeciej sprzedawane są pośrednikom, którzy odsprzedają je większym partnerom zaopatrującym fabryki produkujące smartfony.
Skomplikowany system dostaw, którego liczne rozgałęzienia trudno śledzić, jest na rękę wielkim koncernom elektronicznym, mogącym tym samym bez trudu wyzbyć się odpowiedzialności za skupowanie metali, których pochodzenie zroszone jest krwią i rozmaitymi formami nadużyć. A te – jeśli spojrzeć tylko na warunki pracy – są przerażające.
Powszechne jest budowanie kopalni, które nie spełniają żadnych norm przewidzianych w ramach konstruowania takich obiektów. Robotnicy wchodzą do wąskich i ciemnych tuneli bez zabezpieczenia, najczęściej wyposażeni tylko w latarkę i prymitywne narzędzia. Amnesty Inernational dokumentuje te przypadki i wskazuje na olbrzymią skalę nieprawidłowości, które mają miejsce przy wydobyciu metali ziem rzadkich.
„Najmłodsze dziecko, które spotkaliśmy, miało siedem czy osiem lat, kiedy zostało wysłane do kopalni, ale to wyjątek. Większość to nastolatki, które sortują lub łupią kamienie” – mówi Lauren Armistead, członkini organizacji, która w 2015 r. dokumentowała pracę dzieci w kopalniach i jest autorką poświęconego problemowi raportu. Wdychanie powstającego przy tym toksycznego pyłu powoduje często śmiertelną chorobę płuc. „Zarówno dzieci, jak i dorośli skarżą się na problemy z oddychaniem, kaszel i zapalenie zatok” – mówi Armistead. Poza tym worki z kobaltem są za ciężkie dla dzieci, które pracują przez 10–12 godzin w różnych warunkach atmosferycznych: prażącym słońcu, zimnie i deszczu.
Poza ludźmi niszczone jest środowisko. Wydobycie złota związane jest ze stosowaniem rtęci, która wiąże się z drobinkami cennego surowca, z którego następnie jest usuwana. Jednak jej opary szkodzą ludziom i pozostają w glebie, zatruwając i niszcząc lokalny ekosystem.

Przyszłość w mniej krwawych barwach?
Choć międzynarodowe i lokalne organizacje coraz bardziej naciskają na rządy państw i korporacje, część odpowiedzialności spoczywa na konsumentach, których decyzje są w stanie kształtować rynek. Efektowną formą nacisku jest dochodzenie, skąd pochodzą metale stosowane w urządzeniach, które kupują. Pod naciskiem kupujących Apple rozpoczęło publikację pełnej listy zidentyfikowanych dostawców kobaltu do swoich urządzeń, którzy poddawani są zewnętrznym audytom.
Trudno zrezygnować z elektroniki w dzisiejszych czasach, ale można ograniczyć jej wpływ, np. przez próbę redukcji kupowanych urządzeń. Nie od dzisiaj wiadomo, że z każdą kolejną aktualizacją systemu starsze modele stają się wolniejsze i bardziej zawodne, aż w końcu odchodzą do lamusa.
„Możemy naciskać na producentów, by wprowadzali inne rozwiązania. Na przykład wymagać, żeby wraz z produkcją nowych modeli smartfonów danej marki nie wygasała możliwość aktualizacji pewnych funkcji w starszych modelach. Można wtedy od razu zapłacić więcej, mieć dłuższą gwarancję i jednocześnie ograniczyć produkowanie kolejnych telefonów. Nie ma prostych recept. Ale jeśli nie zaczniemy na ten temat więcej myśleć, to nie dojdziemy do żadnych rozwiązań” – powiedziała w rozmowie z holistic.news Aleksandra Wardak z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, organizacji zajmującej się m.in. monitorowaniem wpływu konsumpcji w Polsce na stan ludzi mieszkających w krajach, skąd pochodzą w całości lub częściowo dane produkty.
Ważna jest także świadomość, że takie zjawiska w ogóle zachodzą, a nasze wybory mają wpływ (choć musimy być świadomi jego skali) na jakość życia ludzi w innej, odległej części świata. Dobrze rozumiana ekologia mówi o życiu ludzi, którzy są elementem planety, z którą żyją w symbiozie. Przykład rabunkowego wykorzystania dóbr naturalnych w Afryce pokazuje, jak dwie rzeczywistości – ludzka i środowiskowa – są ze sobą połączone. Najczęściej tam, gdzie dochodzi do nadmiernego korzystania z surowców naturalnych, jednocześnie marginalizowani są pracownicy i ich prawa. Wykluczenie przyrody i jej praw zawsze idzie w parze z wykluczeniem człowieka w imię szybkiego i nieodpowiedzialnego zysku.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki