Logo Przewdonik Katolicki

Jesteśmy gotowi

Monika Białkowska
Stu migrantów i uchodźców różnych narodowości zostało uratowanych przez baskijską organizację pozarządową „Humanitarian Sea Rescue” na Morzu Śródziemnym, 19 lutego 2021 r. fot. Unai Beroiz/PAP-EPA

Rozmowa o postawach Polaków wobec cudzoziemców z Agnieszką Kosowicz, prezeską Fundacji Polskie Forum Migracyjne.

Istnieje prawdziwa przepaść między badaniami prowadzonymi na temat naszego stosunku do uchodźców i migrantów w 2007 r. a tymi najnowszymi z 2021 r. dla UNHCR. Wtedy lekcje języka polskiego chciało im zapewnić 8 proc. badanych – dziś 94 proc. Wtedy 16 proc. badanych uważało, że należy im pomóc w znalezieniu pracy – dziś jest to 77 proc. To oczywiście różne badania, prowadzone różnymi metodami, trudno jest wprost je porównywać – ale zmiana mimo wszystko wydaje się bardzo wyraźna. 
– Są to przede wszystkim badania prowadzone w zupełnie innym kontekście. W społeczeństwie zachodzą różne procesy. W 2007 r. obecność cudzoziemców w Polsce była czymś egzotycznym. Owszem, przyjmowaliśmy wtedy więcej uchodźców niż teraz. Dziś mamy Covid, granice są zamknięte, trudno jest złożyć wniosek o status uchodźcy. Wtedy zdążyliśmy przyjąć sporą grupę uchodźców z Czeczenii, rzeczywiście dużo ludzi u nas się chroniło – jednak sytuacja migracyjna, związana z przyjazdem ludzi poszukujących pracy, była nieporównywalnie inna. Przeciętny Kowalski w 2007 r. o migracji nie miał pojęcia. Nie spotykał się z Ukraińcem w budce z kebabem, a obiadu nie przywoził mu ktoś z Bangladeszu. Myślenie o cudzoziemcach jako składowej polskiego społeczeństwa było bardzo abstrakcyjne. Dziś widzimy cudzoziemców na ulicy. Liczna grupa Polaków ma z nimi kontakt na co dzień. Dyskusja o tym, czy dać dzieciom migrantów dostęp do edukacji, to jest dyskusja o tym, co dotyczy naszych sąsiadów. W ludziach nastąpiło urealnienie tamtych abstrakcyjnych jeszcze w 2007 r. problemów. 

Między rokiem 2007 a 2021 był jednak jeszcze rok 2015 – rok kampanii wyborczej, której głównym tematem byli uchodźcy. 
–  Rok 2015 był tu ważną cezurą. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z napływem do Europy dużej liczby osób z południa i ze wschodu. Wiązało się to z wielką, europejską dyskusją na temat „zalewania” Europy migracją, na temat „kulturowego upadania” kontynentu. Temat ten, wykorzystujący koncept poczucia zagrożenia, stał się pożywką dla różnych ruchów populistycznych w całej Europie. U nas również został on wykorzystany w kampanii wyborczej. Zostaliśmy poddani manipulacji, zabiegowi świadomego kształtowania opinii publicznej na temat zjawiska migracji. Pamiętamy, powstawały mocno kontrowersyjne spoty wyborcze, które pokazywały PiS jako tę partię, która ochroni Polskę przed zalewem „muzułmańskiej dziczy”. Na tym budowana była cała przedwyborcza narracja. Problem migracji potraktowany został instrumentalnie dla osiągnięcia politycznych celów. W rezultacie obserwowaliśmy, jak zmieniły się nastroje społeczne. Jeszcze wiosną 2015 r. deklarowana życzliwość dla uchodźców była na poziomie 70 proc., a jesienią osiągnęła poziom zaledwie 30 proc. To była totalna wolta, sprokurowana przez oferowaną wówczas ludziom polityczną narrację. 

Czy tę woltę z 2015 r. udało się nam odwrócić albo przynajmniej zatrzymać? Wyniki tegorocznych badań wskazują, że zmiana jest niewiarygodnie duża. 
– Niewątpliwie idziemy ku lepszemu. Ludzie wcześniej wyrażali swoje opinie przestraszeni tym, co widzieli w telewizji, mogli nie patrzeć na sprawę obiektywnie. Ten, kto się boi, jest również niechętnie nastawiony. Dziś nie mamy już do czynienia z tak intensywną, antyimigracyjną narracją, która rozchwiewała nasze emocje. Nie ma wyborów, nikt nie potrzebuje grać tą kartą, więc nie mówi się w przestrzeni publicznej o migracji jednoznacznie źle. Złe emocje z 2015 r. zostały wyciszone i dziś w deklaracjach bliżsi jesteśmy temu, co naprawdę czujemy. Osobiście jednak te najnowsze badania uważam za niewiarygodnie dobre. Nie ufam im do końca i wydaje mi się, że nie odzwierciedlają one w pełni rzeczywistości. Sposób zadawania pytań mógł w tym badaniu generować nieco zbyt pozytywne odpowiedzi. W badaniach z 2018 r. życzliwość wobec uchodźców kształtuje się na poziomie około 50 proc. i to jest wynik bardziej realny. Gdybyśmy rzeczywiście, jak wynika z najnowszego badania, w 93 proc. byli gotowi pomóc migrantom i uchodźcom w tym, czego potrzebują, doświadczalibyśmy, że ludzie, z którymi pracujemy w fundacji, w przeważającej mierze spotykają się z dobrym traktowaniem, szacunkiem i czują się w Polsce absolutnie bezpiecznie. A tak nie jest. Nie ma dramatu, nie jest tak źle, jak w roku 2015, ale tak dobrze jak w badaniu również moim zdaniem nie jest. 

Jakie w takim razie są Pani doświadczenia z fundacji? Rozumiem, że dziś dotyczą one głównie migrantów, czyli ludzi, którzy do Polski przyjeżdżają w poszukiwaniu pracy. 
– Przede wszystkim trzeba pamiętać, ja również o tym pamiętam, że moje doświadczenia nie są miarodajne. Jeśli nasza fundacja zajmuje się wsparciem cudzoziemców, to siłą rzeczy przychodzą do niej ci, którzy takiego wsparcia potrzebują, a nie ci, którzy się dobrze mają. Nasze spojrzenie może być więc nieco spaczone. Jednak nawet biorąc na to pewną poprawkę, trudno jest nam przyjąć, że jesteśmy jako Polacy jednoznacznie życzliwym społeczeństwem. 
Alarmujące wydaje mi się – pojawiające się zresztą w omawianym sondażu – pytanie o siłę roboczą, jaką stanowią cudzoziemcy. Z jednej strony cieszę się, że Polacy dostrzegają wartość cudzoziemców jako tych, którzy mogą wypełnić pewną lukę na rynku pracy. Z drugiej strony bardzo nie podoba mi się koncepcja postrzegania migrantów przez ten jeden tylko pryzmat:  siły roboczej. Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, to nie są „ręce do pracy”. To są ludzie, którzy obok innych wartości mają również ręce do pracy. Zapominamy czasem o tym, podobnie jak Niemcy zapominali, kiedy sprowadzali po wojnie Turków, żeby odbudowali ich zniszczony kraj. Byli przekonani, że przyjedzie tania siła robocza, która zrobi swoje i pojedzie do domu. Ten sposób myślenia nie sprawdził się w Niemczech i u nas również się nie sprawdzi. Poza tym niesie on za sobą szereg negatywnych konsekwencji. Ludzie to nie jest siła robocza. Ludzie wiążą się z krajem, do którego przyjeżdżają, mają tu dzieci, dzieci idą do szkoły, ktoś idzie na studia, ktoś nie chce pracować już na budowie, ale być inżynierem albo informatykiem. I to jest dobre. Na tym też polega przyjmowanie migrantów: na daniu im szansy rozwoju, szansy na rozwijanie ich potencjału. Nie chodzi nam wcale o to, żeby wszyscy Ukraińcy pracowali na budowach albo uprawiali pieczarki. Jeśli ich zapraszamy, to dajemy im prawo do ulokowania się w takim miejscu w społeczeństwie, które i im, i nam będzie odpowiadało. Wielu pracodawców to rozumie, otaczają swoich cudzoziemskich pracowników opieką wręcz rodzinną. Wielu nie rozumie, traktując ich nie tylko niegodnie, ale wręcz niezgodnie z prawem. 

Czy potrafimy powiedzieć, jakie czynniki – poza wpływem politycznej narracji – decydują o naszym nastawieniu wobec migrantów i uchodźców? W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że nawet wśród dzieci zdarzają się rasiści… 
– Tych czynników może być wiele. Nasze postawy zależą i od miejsca naszego zamieszkania, i od poziomu wykształcenia, nawet od płci. Generalnie bardziej pozytywny stosunek do migrantów będą miały bardziej kobiety niż mężczyźni, raczej osoby w dorosłym wieku niż młodzież czy osoby starsze. 
Dzieci to jest bardzo trudny temat, ale rzeczywiście takie są nasze doświadczenia. Pracujemy w fundacji z dziećmi od 5. roku życia, prowadząc zajęcia dotyczące różnorodności kulturowej. I owszem, spotykamy takie, które mają wręcz rasistowskie przekonania czy postawy. Uważają, że osoby o innym kolorze skóry są gorsze, że nie są ludźmi, że nie zasługują na to, żeby się z nimi kolegować. Praca edukacyjna prowadzona musi być oczywiście zarówno z rodzicami, jak i z dziećmi, ale przestałam już myśleć, że ta z dziećmi jest prostsza, że ich integracja odbywa się samoistnie. Samoistnie często odbywa się wykluczenie. W efekcie mamy cudzoziemskie dzieci, które boją się chodzić do szkoły, które w szkole przestają mówić, bo mają poczucie zaszczucia. Mamy takie, które nawet w sąsiedztwie szkoły wstydzą się mówić w swoim języku, bo mają z tego powodu nieprzyjemności. 

Z tego, co Pani mówi, wynika, że nasze postawy wobec migrantów są nie tyle jednoznacznie niechętne, ile po prostu chwiejne, mocno niestabilne: od pozytywnych po negatywne, na dodatek zmieniające się łatwo pod wpływem zewnętrznych okoliczności. Co musiałoby się stać, żeby to pozytywne nastawienie się utrwaliło? Żeby nie wrócił koszmar z 2015 roku?
– Żeby pozytywna postawa była trwała, potrzeba na pewno edukacji, ale również budowania atmosfery szacunku dla nich ze względu na ich człowieczeństwo. Nie wydaje mi się, że to się w tej chwili w Polsce działo w wystarczającym stopniu. To, w jaki sposób rozumiemy w tej chwili swoją tożsamość, jak postrzegamy samych siebie jako Polaków nie sprzyja budowaniu z innymi życzliwych i pokojowych relacji. Dużo dziś w publicznej narracji mówi się o wyjątkowości Polaków. Wspominamy Żołnierzy Wyklętych, wspominamy kolejne powstania. Nie ma w tym nic złego, to są ważne elementy naszej tożsamości. Ale nie uczymy dzieci i nie mówimy o tym, że inne narody też mają swoich bohaterów, swoje trudne doświadczenia, swoje powstania i swoich „żołnierzy wyklętych”, którzy są dla nich równie ważni, jak nasi dla nas. Mówię o tym, bo zdarza mi się nawet w gronie ludzi wykształconych spotykać tych, którzy wierzą z całego serca, że Polacy są narodem szczególnie wybranym, jedynym doświadczonym i absolutnie wyjątkowym pośród innych narodów. Takie nastawienie pozostawia mało miejsca na to, żeby zauważyć wyjątkowość kogoś innego. 

Łatwo tu zarzucić Pani brak patriotyzmu i rozmywanie naszej tożsamości narodowej. 
– Tak, słyszę to dość często, ale nie wzrusza mnie to specjalnie. Wystarczy poświęcić trochę czasu i poczytać o historii innych krajów. Nie mówię, że nie jesteśmy wyjątkowi. Uważam tylko, że każdy kraj, każdy naród jest wyjątkowy na swój własny sposób. Jestem też przekonana, że jeśli ktoś chce pielęgnować polskie tradycje i wartości, to nie przeszkodzi mu w tym stu Ukraińców mieszkających po sąsiedzku. A nasz patriotyzm powinien wyrażać się w tym, że jesteśmy gościnni, że jesteśmy solidarni, że potrafimy zauważyć czyjś ból czyjeś trudne doświadczenia i udzielić mu pomocy. Uważam się za patriotkę – ale nie zgadzam się na to, żeby kreować się na wspaniałego Polaka w opozycji do innych ludzi, którzy są „źli”.  Budowanie własnej tożsamości, które nie będzie oparte na niechęci do innych ludzi, jest skomplikowane, wymaga pracy i pokory z naszej strony, wymaga uważności na  innych. Ale tylko w ten sposób dajemy również innym prawo do bycia unikalnymi. 

Patrząc na nasz stosunek do obcokrajowców, migrantów i uchodźców, uważa Pani, że jako społeczeństwo jesteśmy już gotowi na otwarcie korytarzy humanitarnych – czy to jeszcze nie jest ten czas i trzeba nad naszą wrażliwością i otwartością jednak popracować?
– Moim zdaniem jesteśmy przygotowani. Wspomniałam o moim spaczeniu widzenia poprzez pryzmat fundacji – ale kiedy obserwuję zwykłych ludzi, widzę, że naprawdę wielu jest gotowych do pomocy. Pandemia również to pokazała, że w przeważającej większości Polacy są wrażliwi, potrafią wyciągać pomocną dłoń, to nas nie przerasta. Nie przerasta nas też udzielenie wsparcia jednej, drugiej czy piątej rodzinie uchodźczej, które przyjechałyby do nas w ramach korytarzy humanitarnych. Są miasta, są społeczności, o których wiemy, że gotowe są to zrobić i tylko czekają, żeby to było możliwe. Są również sprawdzone modele, metody działania. Wspólnota Sant’Egidio działa w ten sposób, sprowadzając uchodźców do Włoch i innych europejskich krajów. To jest gotowy przepis. Są gotowi ludzie. W tej chwili pozostaje wyłącznie kwestia decyzji politycznej, bo społeczny potencjał moim zdaniem w nas jako Polakach jest.

Agnieszka Kosowicz 
Założycielka i prezeska Fundacji Polskie Forum Migracyjne. Autorka monografii Working Together – 15 lat UNHCR w Polsce, opisującej początki budowy systemu ochrony uchodźców w Polsce. Przez ponad sześć lat prowadziła politykę informacyjną Przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Polsce

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki