Logo Przewdonik Katolicki

Stróż brata mego

Szymon Bojdo
fot. materiały prasowe/Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Okazuje się, że zazwyczaj „chronienie wyższego dobra instytucji” to obrona własnych interesów. Ivan Ostrochovský pokazuje to dobitnie w swoim filmie Słudzy.

Kiedy myślimy o religijności u naszych południowych sąsiadów, pojawia się zazwyczaj klisza: Czesi to z reguły ateiści, Słowacy z kolei są tradycyjnie katolikami. Można by ogólnie na takie stwierdzenie przystać, ale warto przyjrzeć się, dlaczego tak jest. Skorzystamy z ujęcia historycznego.

Diabelski plan
Otóż po wojnie nasi południowi sąsiedzi, podobnie jak my, znaleźli się w orbicie wpływów radzieckich, pod wodzą miłujących pokój, ale już nie kochających wolności religii komunistów. Komunistyczna Partia Czechosłowacji wiodła w zwalczaniu chrześcijaństwa prym, szczególnie od 1948 r., kiedy to postanowiła, w przypadku Kościoła katolickiego, powoli odcinać go od wpływów Watykanu. Działania wymierzone w Kościół były przemyślane i długofalowe: ich celem było przejęcie majątku Kościoła, marginalizacja religii w życiu społecznym, stworzenie swoistego Kościoła narodowego, który działałby w ramach ściśle określonych przez państwo i wyłącznie z partyjnej inicjatywy. Efekty były zatrważająco skuteczne.
Tak opisuje je Paweł Boryszewski: „Opierając się na wynikach badań prowadzonych przez marksistowskiego socjologa L. Sivaka, widać, że na Słowacji w roku 1968 uczęszczało na Mszę św. regularnie i nieregularnie 74%, modliło się indywidualnie z różną częstotliwością 78% badanych, a adekwatne wskaźniki w roku 1986 wynosiły odpowiednio 44% i 47%. W Czechach natomiast spadek poziomu praktyk religijnych był jeszcze większy niż na Słowacji. Opierając się na różnych szczegółowych badaniach, widać, że odsetek osób uczestniczących w regularny i nieregularny sposób we Mszy św. spadł z ok. 80% w 1950 r. do poziomu ok. 30% w 1985 r.”.
Działania te doprowadziły też do czterech form funkcjonowania hierarchii kościelnej w Czechosłowacji: Kościół oficjalny – tolerowany przez władze, Kościół patriotyczny złożony z księży „najgorliwszych” zwolenników komunizmu, Kościół Davidkowy – pierwsza z form nielegalnych skupiona wokół kontrowersyjnego księdza Feliksa D.M. Davidka i Kościół tajny, zachowujący pełną łączność z Rzymem, działający w ogromnej konspiracji. Biorąc pod uwagę fakt, że księdzu można było zakazać pracy duszpasterskiej na rok, za to, że grał w piłkę z ministrantami, a nie pomagał w żniwach, że ksiądz dostał oficjalną naganę za powiedzenie w ogłoszeniach o święcie przypadającym w tygodniu, albo że został odwołany z parafii za inną niż Msza czy nabożeństwo działalność, głoszenie Ewangelii było czymś karkołomnym. Jeszcze trudniejsze było formowanie nowych księży – zakony nie mogły tego robić wcale, a oficjalnie zlikwidowano wszystkie seminaria diecezjalne, pozostawiając tylko dwa – w Litomierzycach dla Czech i Bratysławie dla Słowacji.

Konspiracja w seminarium
Właśnie do tej drugiej instytucji wybierają się Juraj i Michał, dwóch młodziutkich chłopców z prowincji. Film Słudzy otwiera scena błogosławieństwa proboszcza dla dwóch ubranych już w sutanny nowych kleryków. Pierwsze dni mijają podobnie jak w seminariach, które znamy lub sobie wyobrażamy, szczególnie jeśli pomyślimy o dystansie czasowym (z początku może nam on się zamazać, bo film jest czarno-biały). Modlitwa, Msza, śniadanie, zajęcia naukowe, obiad, spacer, czytanie Pisma Świętego, nauka własna, kolacja, modlitwy, czas wolny, o 22 gaszenie światła i cisza nocna. Za złamanie regulaminu – nagana. Trzy nagany to zakaz wycieczek – chyba dziś wygląda mniej więcej tak samo.
Nie jest to jednak przecież film o formacji seminaryjnej, a o mrocznych czasach komunizmu i funkcjonowaniu Kościoła w tamtym czasie. Na spacery chodzimy we trzech – by się lepiej poznać, bo klerycy pochodzą z różnych diecezji. Ojciec duchowny gorliwie przestrzega, że to u niego będą spowiadać się klerycy – wręcz nienaturalnie przypomina o tym, gdy odwiedzają go Juraj z Michałem, by przekazać butelczynę wysokoprocentowego trunku od ich proboszcza, którym częstuje podopiecznych, ale sam nie pije, bo rzekomo „żołądek już nie ten”. Rektor seminarium w płomiennej mowie mówi o trzech braciach, którzy zeszli z prawej drogi, ale wyraża nadzieję, że ich praca doprowadzi do wzrostu plonu – trzykrotnego, a może stukrotnego. Miłośnicy opowieści o komunistycznej martyrologii Kościoła mogliby w tym momencie zacierać ręce, ale w tamtej rzeczywistości nic nie było tak proste, jak się wydawało.
Na ustronnym spotkaniu z prefektem seminarium Juraj dowiaduje się, że może dostać do przeczytania „pewne” książki, potem, że może wziąć udział w konspiracyjnym spotkaniu, a nawet tajnych święceniach. Juraj coraz bardziej angażuje się w działania tajnego Kościoła, kolportuje ulotki, pomaga przekazywać informacje do Radia Wolna Europa. Zmianę zauważa Michał, który oddala się nieco od dawnego przyjaciela, za to przybliża do ojca duchownego. A nad wszystkim „czuwa” tak naprawdę doktor Ivan, agent bezpieki, który za największą ambicję poczytuje sobie odkrycie źródeł religijnej konspiracji w bratysławskim seminarium – gdy znajduje ulotkę z nieprawomyślnym tekstem, konfiskuje wszystkie maszyny do pisania tej szkoły, ucieka się do podstępów, szantażu i wykorzystywania ludzkich słabości (pobudki są oczywiście bardzo pragmatyczne – czeka go za to awans).

W imię „wyższego dobra”
Film, choć czarno-biały, pokazuje szarości, głównie w postawach i decyzjach bohaterów – o tym piszą wszyscy recenzenci. Jest to też kino noir, bo grozę i napięcie wyczuwamy w każdej sekundzie. Trzeba jednak chwilę pomyśleć, by dostrzec, że jest to świat na opak – bracia, którzy zeszli z prawej drogi w mowie rektora, to ci, którzy postawili się komunizmowi. On sam dopiero w połowie filmu przedstawiony jest jako inicjator słowackiej odnogi ruchu księży patriotów „Ruchu Katolickiego Duchowieństwa Pacem in terris”, dopiero po czasie widzimy jego polityczne umizgi z doktorem Ivanem, oczywiście w imię „wyższego dobra instytucji Kościoła”. W imię tego samego „dobra” ojciec duchowny perfidnie łamie tajemnicę spowiedzi. W imię tego „dobra” kłopotliwych kleryków rektor odsyła na służbę wojskową. Żeby było jasne – nie byli to intelektualnie niezdolni księża, niepotrafiący ocenić moralnej wagi swojego romansu z państwem. Byli to intelektualiści, profesorowie, którzy w imię „wyższego dobra instytucji Kościoła”, łudząc się może, że działanie w ramach nakreślonych przez komunistów i na ich garnuszku nie doprowadzi do całkowitego zniszczenia religii.
Paradoksalnie, to jednak w murach ich seminarium religia była kostyczna, zimna i pozbawiona Bożej łaski. To na prywatnych spotkaniach podziemnego Kościoła wyczuwa się atmosferę, jakby z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Uproszczeniem byłoby powiedzenie, że to tylko opowieść o donosicielstwie, choć na wielu poziomach tak jest: wielu robi to ze strachu, by osiągnąć jakąś korzyść albo zaszantażowani przez władze. Nie ma tu łatwych ocen – do  tragedii doprowadza wielopoziomowy szantaż doktora Ivana wobec Juraja, który na spółkę z rektorem zmusza go do podpisania lojalki.
Jest to jednak przede wszystkim historia o tym, jak porzuca się to, co jest istotą chrześcijaństwa – miłość bliźniego i głoszenie Ewangelii – na rzecz doczesnego i politycznego interesu. Tak jak w Księdze Rodzaju Kain bezczelnie odpowiada na pytanie Boga: „Gdzie brat Twój?” – „Czyż jestem stróżem brata mego?”, tak komuniści mówili, parafrazując: „Tak, jesteś jego stróżem, musisz donieść nam o jego zejściu z jedynie słusznej drogi”. Postawa ta nie ma jednak nic z troski, a zabija wolność. Jest wręcz diabolicznym pierwszym krokiem do zniszczenia człowieka. Można się przed tym obronić tylko krokiem wręcz heroicznym – radykalnym opowiedzeniem się po stronie prawdy, co wydaje się, że ostatecznie zrobi Michał. Usłyszy wtedy od ojca duchownego bodaj najokropniejsze zdanie, jakie można usłyszeć od księdza, swojego przełożonego, przedstawiciela hierarchii: „Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy tu dla szczęścia”. Czego więc wtedy jesteście sługami? Pustego rytuału, tradycji, powinności? Miłość i Ewangelia prowadzi do czego innego przecież: „Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 7,  9–10).

Korzystałem z artykułu Pawła Boryszewskiego Kościół, którego nie było – Kościół katolicki w Czechosłowacji w dobie komunizmu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki