Ten spór politycznie jest zrozumiały – początkowo PiS chciał wesprzeć tą sumą telewizję publiczną, która jest dla niego kluczowa. TVP jest bardzo mocno zaangażowana w spór polityczny, więc zabezpieczenie środków na ten cel zwiększa prawdopodobieństwo zwycięstwa przez PiS w wyborach prezydenckich. I dokładnie z tego samego powodu, opozycja chciała zrobić wszystko, by utrudnić partii rządzącej przekazanie tej sumy na telewizję publiczną. I wpadła na sprawny politycznie sposób – przegłosować w senacie poprawkę, by te pieniądze przeznaczyć na leczenie nowotworów. Polityka to brutalna i cyniczna gra, w której bardziej od tego, co moralne, liczy się to, co skuteczne. A więc politycy opozycji słusznie – i jak się okazało skutecznie – kalkulowali, że odrzucenie wniosku Senatu i przekazanie pieniędzy z powrotem na telewizję publiczną, może być dla PiS politycznie kosztowne. Powstanie bowiem wrażenie, że pieniądze zamiast dla chorych idą na partyjną propagandę. Sprawa by może po kilku dniach ucichła i nikt by o niej nie pamiętał, gdyby nie gest posłanki Joanny Lichockiej, który sprawił, że wszyscy o tych dwóch miliardach zaczęli mówić, na kilka dni stały się one centrum debaty politycznej. Trudno to było o tyle przewidzieć, że przecież był to już co najmniej trzeci raz, jak PiS przeznaczał pieniądze z budżetu dla mediów publicznych, choć po raz pierwszy chodziło o tak astronomiczną sumę.
Tym razem jednak te dwa miliardy przykuły uwagę opinii publicznej, ponieważ łatwo było powiedzieć: posłanka wykonała obraźliwy gest nie wobec polityków opozycji, ale wobec wszystkich chorych na nowotwory. I tak nagle onkologia stała się politycznym tematem numer jeden. Opozycja oskarżała PiS, że nie dba o interesy pacjentów, PiS zaś przekonywał, że za rządów PO–PSL na służbę zdrowia przeznaczano mniej pieniędzy, więc politycy związani z opozycją nie mają prawa się w tej sprawie wypowiadać. Sztab Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wypuścił spot, w którym apelował do prezydenta – w imieniu chorych na nowotwory– o weto wobec ustawy przeznaczającej miliardy na media publiczne.
Jednak tu na moment, warto porzucić myślenie w kategoriach politycznej skuteczności i przyjrzeć się problemowi od strony moralnej. Faktem jest bowiem, że obie strony uczyniły z chorych na raka zakładników politycznego sporu. Dla wszystkich obserwatorów jasne było to, że ani PiS, ani PO nie zależy na chorych, lecz przede wszystkim na tym, by zrealizować swoje cele i uderzyć w politycznego przeciwnika. Choć przyznam, że to właśnie spot sztabu Kidawy-Błońskiej był kroplą, która przelała u mnie szalę goryczy. Tak się bowiem czasem składa, że to, co skuteczne politycznie budzi niesmak, jeśli patrzymy na to z moralnego punktu widzenia. I tak właśnie było teraz. Sprytne posunięcie Senatu, polityczny unik ze strony partii rządzącej widziane jako polityczny fechtunek, robiły wrażenie profesjonalizmu. W chwili jednak, gdy zdajemy sobie sprawę, że nie idzie tu nikomu o dobro chorych, lecz o wykorzystanie ludzkiej tragedii w politycznej walce, powinien się w każdym z obserwatorów zrodzić moralny sprzeciw.