Wiadomość to zdumiewająca, zważywszy, że Czechy uchodzą za najbardziej zdechrystianizowany kraj Europy. To prawda, jednak mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że dzisiaj niemała część intelektualnych elit wielkich czeskich miast w dużym stopniu inspiruje się chrześcijańskimi wartościami oraz katolicką nauką społeczną.
„Symbol zniewolenia”?
W poniedziałek 17 lutego służby miejskie ogrodziły pokaźny fragment Rynku, miejsca, w którym schodzą się szlaki turystów z całego świata. Tym samym ruszyła odbudowa 16-metrowej kolumny, na której stanąć ma dwumetrowa replika historycznej, kamiennej figury Matki Bożej. Jej odtworzeniem, z użyciem zachowanych autentycznych fragmentów, zajmą się od kwietnia konserwatorzy i rzeźbiarze. Uroczyste odsłonięcie zainstalowanej na kolumnie figury przewidziane jest na wrzesień.
Odbudowa historycznego pomnika, a jednocześnie miejsca kultu, jest konsekwencją decyzji rady miejskiej, jaka zapadła w styczniu, po burzliwych, prawie trzyletnich bataliach. Kolumnę zburzono w listopadzie 1918 r., w momencie upadku monarchii Habsburgów i odrodzenia niepodległego państwa czeskiego (pod postacią Czechosłowacji). Lewicowe kręgi, a także komunistyczna propaganda lat 1948–1989 tłumaczyły ex post, jakoby kolumna była symbolem zniewolenia kraju, zaś jej zniszczenie stanowiło swego rodzaju skruszenie kajdan habsburskiego ucisku. Przeciwko takiej interpretacji protestowały od stu lat liczne czeskie środowiska.
Bo w rzeczy samej ta lewicowa narracja nie wytrzymuje krytyki. Czesi utracili niezależność w 1620 r., kiedy to w bitwie pod Białą Górą zwyciężyli ich Habsburgowie, którzy w następstwie wprowadzili w Czechach kontrreformację opartą na sojuszu ołtarza z tronem. W potocznym przekonaniu maryjną kolumnę wystawiono dla upamiętnienia tego zwycięstwa, ale to nieprawda. Zbudowano ją w 1650 r. jako dziękczynne wotum za odparcie oblężenia miasta przez Szwedów, co miało miejsce dwa lata wcześniej.
Otoczona miłością
Obrońców miasta wspierali jego mieszkańcy, i to niezależnie od wyznania. Szwedzcy żołnierze, choć mienili się obrońcami protestantyzmu, mieli już wówczas opinię – całkowicie zasłużoną w toku wojny trzydziestoletniej – żyjących z wojennego rzemiosła kondotierów, rabusiów i morderców. Nikt z Czechów nie życzył sobie dostania się pod ich rządy. Jedyne, czym „zawiniła” tutaj figura Matki Bożej, to kamienna tablica u podnóża, która głosiła, iż kolumnę wystawił „pobożny i sprawiedliwy” cesarz Ferdynand III.
Relacje z dawnej Pragi mówią wystarczająco dużo o miłości, jaką lud czeskiej stolicy otaczał ten pomnik. Zapalano przed nim świece i kładziono kwiaty. Każdej soboty urządzano tam procesję z litanią loretańską. Gdy w 1713 r. nawiedziła miasto dżuma, której pięciomiesięczne panowanie przyniosło Pradze 20 tys. zgonów (prawie jedna trzecia całej populacji!), ci, co przeżyli, dziękowali Maryi pod jej kolumną za cudowne ocalenie. W marcu 1855 r. na stopniach pomnika ogłoszono prażanom dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP. Poza wszystkim, miejsce to było od zawsze pierwszym punktem spotkań zwyczajnych ludzi. Pod kolumną umawiano się na randki i rozmowy o interesach, a także, jak na rzymskim Piazza del Popolo, odpoczywano na stopniach jej schodów.
Gdy 3 listopada 1918 r. runęła na bruk i roztrzaskała się na kawałki, bynajmniej nie wzbudziło to wyzwoleńczego entuzjazmu. Na utrwalającej ten moment fotografii oblicza zgromadzonych tłumnie prażan są twarzami ludzi pogrążonych w bezsilnym żalu.
„Franta” bije się w piersi
Maryjną kolumnę zburzono właściwie przypadkiem, bo w akcie spontanicznego happeningu. Jego inicjatorem był František „Franta” Sauer, pisarz i anarchista, przyjaciel Jaroslava Haška. Krytycznego dnia, gdy cała Praga przeżywała upadek domu Habsburgów, skrzyknął on kolegów z Żiżkowa, dzielnicy proletariatu i artystycznej bohemy. Całe to awanturnicze i niestroniące od wypijanego litrami absyntu towarzystwo udało się na Rynek Staromiejski, gdzie przewrócono historyczną kolumnę. Niewiele brakowało, a podzieliłyby jej los rzeźby z mostu Karola, ale na to nie pozwoliły zgromadzone tam siły wojska i policji. Za zniszczenie kolumny „Franta” stanął przed sądem, który jednak uwolnił go od zarzutu wandalizmu, tłumacząc, iż podsądny działał w afekcie, uniesiony rewolucyjnym entuzjazmem. Sam pisarz tłumaczył zresztą, że nie miał niszczycielskich intencji, a kolumna upadła przez nieuwagę uczestników widowiska.
Niemal natychmiast prażanie, których zaskoczyły wydarzenia na Rynku, podjęli akcję na rzecz odbudowy. Jednak nie zgodziły się na nią władze miasta, opanowane przez lewicę oraz masonów. Mimo dwudziestoletnich, nieustannych starań kolumny nie udało się odbudować przez cały okres istnienia międzywojennej Czechosłowacji. Po wojnie obietnicę odbudowy kolumny podjęli w 1947 r. uczestnicy narodowej pielgrzymki. Odsłonięcie zaplanowano na 1950 r. Niestety, w dokonanym w styczniu 1948 r. przewrocie władzę objęli komuniści, których stanowcze „nie” położyło kres inicjatywie powrotu wizerunku Maryi do centrum Pragi.
Sam „Franta” na łożu śmierci, w 1947 r., przyjął chrzest i wyspowiadał się, prosząc o wybaczenie za to, co uczynił tamtego pamiętnego dnia.
Tego już nie da się odwołać
W 1957 r. w jednym z praskich antykwariatów odnaleziono utrąconą głowę Matki Bożej, którą umieszczono w lapidarium Muzeum Narodowego. Miała nie rzucać się w oczy. Jednak przez cały okres komunizmu bezpieka usuwała kwiaty, które na miejscu pomnika kładli wierni prażanie.
Inicjatywa odbudowy wróciła zaraz po „aksamitnej rewolucji”. W 1993 r. wmurowano nawet kamień węgielny, ale cała sprawa na długo utknęła w ratuszu. Okazało się, że Maryja nadal ma tam przeciwników, nie tyle licznych, ile wpływowych. Przez ponad 20 lat blokowali oni rekonstrukcję, uparcie odmawiając wydania zezwolenia na budowę. Motywowano to rozmaitymi pretekstami, których nigdy nie brak biurokratom.
W czerwcu 2017 r. udało się wreszcie takie zezwolenie wymusić, ale w toku burzliwych sporów cofnięto je po trzech miesiącach i sprawa znowu stanęła w miejscu. Wtedy włączył się w nią Kościół. W styczniu 2019 r., w imieniu wszystkich czeskich biskupów o powrót Maryi na praski Rynek zaapelował metropolita Pragi kard. Dominik Duka, zaś w czerwcu tego roku, przy węgielnym kamieniu, o to samo prosili Boga uczestnicy ekumenicznej modlitwy.
Styczniowa decyzja rady miejskiej jest już, jak się wydaje, aktem nieodwołalnym. Mieszkańcy stolicy Czech zawdzięczają ją energii oraz uporowi radnego Jana Wolfa, katolika, który na ratuszu reprezentuje chadecką partię KDU-ČSL.