Logo Przewdonik Katolicki

Duchowość, która karmi się życiem

Weronika Frąckiewicz
fot. Wikipedia

Rozmowa z bratem Sebastianem Marciszem SDB, misjonarzem pracującym w Meksyku, o błogosławionej mistyczce, która nie wyróżniała niczym szczególnym, a także o specyficznej duchowości Meksykanów.

W komentarzu do książki Bł. Conchita. Dziennik duchowy żony i matki napisał Brat, że Conchita jest wzorem meksykańskiej duchowości. Jaka jest ta meksykańska duchowość?
– Mówiąc o duchowości Meksykanów, trzeba przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że nie jest ona jednolita. Meksyk jest bardzo zróżnicowany etnicznie, każda grupa reprezentuje trochę inną duchowość, ze względu na tradycje, które kultywują od wieków w wąskich środowiskach lokalnych. Jednak mimo całej złożoności i różnorodności istnieją pewne cechy charakterystyczne dla wszystkich.
 
Co to takiego?
– Tym, co uderza mnie od początku pobytu tutaj, jest rzeczywiste zaangażowanie w duchowość wszystkich możliwych sfer człowieczeństwa. Tu, jeśli ktoś jest wierzący, wszystko uświęca przez modlitwę. Ludzie mają bardzo silną świadomość, że każda dziedzina życia może być dana lub zadana człowiekowi przez Boga. Dlatego jeżeli Meksykanin jest smutny, to modli się, płacząc albo wręcz rwąc włosy z głowy, a jeżeli jest wesoły, to modli się, śpiewając lub organizując fiestę. Całe życie emocjonalne Meksykanina z automatu wchodzi w jego duchowość. Śmieję się, rozmawiając z moimi współbraćmi, że Bóg na pewno się nie nudzi, słuchając ich modlitw. To jest coś tak ciekawego, coś, co ma w sobie tyle kolorów, tyle zapachów i smaków, że nie da się tego objąć zwykłym postrzeganiem. Cały czas się tego uczę. Podróżując po kraju i odwiedzając różne miejsca, w których pracują salezjanie, obok różnic etnicznych widzę także to łączące ich zaangażowanie wszystkich uczuć w modlitwę. Bardzo mi się to podoba, bo ich modlitwa karmi się życiem, a wszystko co przeżywają na co dzień, od razu się zamienia w duchowość.
 
Jak u bł. Conchity przejawiała się ta meksykańska natura?
– W jej duchowym dzienniku bardzo dokładnie widać, jak prozaiczność miesza się z oddaniem tego wszystkiego Bogu. W swych wspomnieniach opisuje pewną historię. Szykując posiłek dla swojej rodziny, dowiedziała się, że umarł któryś z sąsiadów. Dla niej to była najnormalniejsza sytuacja na świecie, śmierć była częścią życia. Przerwała swoje zajęcia i poszła pomóc ułożyć sąsiada w trumnie. To wydarzenie stało się pretekstem do refleksji nad kruchością życia. Ona przez całe swoje życie żyła na styku świata duchowego z ziemskim. Możemy nazwać ją mistyczką, ale to było coś tak naturalnego, że nie było po niej widać żadnych znamion nadzwyczajnego kontaktu z Panem Bogiem. Była zwyczajnie ludzka, niesamowicie otwarta na każdego człowieka: obcego, członka rodziny, służącego. Jej dzieci po latach opowiadały, że mama nawet podczas Mszy św. ani na moment nie traciła kontaktu z nimi. W jej życiu, podobnie jak w życiu wierzących Meksykanów, nie było przestrzeni zarezerwowanej tylko dla Boga. On miał dostęp do wszystkiego.
 
My Europejczycy lubimy stawiać granice między sacrum a profanum.
– Gdy ponad rok temu przyjechałem do Meksyku, przeżyłem pewnego rodzaju szok kulturowy, widząc chociażby spontaniczność Meksykanów podczas liturgii. Jeśli podczas Mszy kapłan powie coś, co dotknie ich serca, albo wydarzy się coś, co zwróci ich uwagę, to reagują natychmiast, np. przez klaskanie albo okrzyk czy głośny śmiech. Takiej spontaniczności bardzo brakuje w Europie. W Polsce spotykałem się z różnymi reakcjami na oklaski podczas Mszy: że jednak nie wypada, że liturgia to jest poważna sprawa. Mam wrażenie, że moglibyśmy się od nich nauczyć, że mamy prawo czuć i wyrażać to wszystko, co odczuwamy. Dodatkowo dobrze byłoby, gdybyśmy nauczyli się to wszystko, co przeżywamy, opowiadać Panu Bogu i Jemu to oddawać, stojąc przed ołtarzem.
 
Conchita żyła w trudnych dla Kościoła w Meksyku czasach. Był to okres prześladowań. Odczytywała, że jej misją jest kochać Kościół mimo trudności i kryzysów, przez które przechodzi. To, co przeżywała, brzmi dla nas dziś znajomo.
– Powiedziałbym, że przez Conchitę możemy doświadczyć, jak Kościół może nas kochać w tym trudnym czasie. W jej życiu widać jak na dłoni, że Bóg nie zostawia Kościoła nawet w najgorszych sytuacjach, bo Bóg nie zostawia człowieka, którego kocha. Oczywiście Conchita odpowiedziała też miłością i to jest ideał chrześcijaństwa. Staram się doświadczając Kościoła w Meksyku i znając kościół w Polsce, patrzeć na to od drugiej strony: nie jak kochać Kościół w czasach kryzysu, ale jak Kościół mimo kryzysów kocha człowieka. Pierwszeństwo w myśleniu o Kościele we wszystkich kryzysach ma zawsze głowa Kościoła, czyli Jezus. To On jest odniesieniem do wszystkiego. Conchita otwierając się na miłość Jezusa, mogła ukochać Kościół i być przez niego ukochana.
Absolutnie nie chcę usprawiedliwiać zła, które jest w Kościele i które zawsze trzeba nazywać złem. Jednak bez perspektywy wiary nie da się spojrzeć na to wszystko, co boli. Bóg jest miłością i my ludzie bardzo często nie potrafimy tej miłości przyjąć ani jej zrozumieć. Niejednokrotnie zdarza się, że ją także zdradzamy, bo tak się dzieje, kiedy to ludzie Kościoła czynią zło. Perspektywa Chrystusa i wiary jest tak naprawdę jedynym kierunkiem, w którym możemy patrzeć na Kościół w czasie kryzysu.
 
Błogosławiona Conchita wzięła w duchowe macierzyństwo księży. Jak dziś, po prawie stu latach, wygląda sytuacja Kościoła instytucjonalnego w Meksyku?
– W społeczeństwie Kościół postrzegany jest jako ostoja moralności. Z jednej strony jest to dobre, ale z drugiej strony zawiera w sobie niebezpieczeństwo unikania tematów trudnych, które temu wizerunkowi mogłyby zaszkodzić. Wydaje mi się jednak, że właśnie teraz jest ten moment, w którym będzie musiała zajść zmiana w mówieniu o sprawach bolesnych dla Kościoła. Przeróżne ruchy antyklerykalne wrogo nastawione do Kościoła jako do instytucji są coraz głośniejsze i to będzie prowokować Kościół do szerszej rozmowy na temat jego problemów. Nie tak dawno ujawniono liczne przypadki pedofilii wewnątrz Legionu Chrystusa w Meksyku. Więcej na ten temat mówiło się w Europie niż Meksyku. Czeka nas teraz trudny, ale oczyszczający czas.
 
W raporcie dotyczącym prześladowań chrześcijan Meksyk jest państwem, w którym mordowanych jest najwięcej księży.
– Na sytuację polityczną, ekonomiczną i społeczną Meksyku trzeba spojrzeć szerzej. Rocznie ginie 40 tys. ludzi. To tu zabijanych jest więcej dziennikarzy niż na Bliskim Wschodzie. Rzeczywiście morduje się też kapłanów, ale bezpośrednią przyczyną nie są prześladowania ze względu na wiarę. Zazwyczaj giną księża, którzy pracują w miejscach działalności gangów narkotykowych. Próbują ratować swoich parafian przed wplątaniem się w taki biznes i automatycznie stają się wrogami ludzi, którzy pracują w narkobiznesie. Tak dzieje się ze wszystkimi, którzy próbują ujawnić mechanizmy działania narkobiznesów, stąd także duża liczba zabijanych dziennikarzy. Niestety, brakuje pomocy ze strony państwa, które mam wrażenie, momentami samo czuję się bezradne wobec fali narkotykowych przestępstw.
 
Bł. Conchita
Właśc. Maria Concepción Cabrera de Armida (1862–1937) – meksykańska działaczka katolicka, pisarka, mistyczka. Pierwsza świecka błogosławiona osoba narodowości meksykańskiej. Założyła szereg stowarzyszeń katolickich, Dzieła Krzyża i Apostolat Krzyża (1894), Zgromadzenie Sióstr Krzyża Najświętszego Serca Jezusowego (1897), Przymierze Miłości z Najświętszym Sercem Jezusowym (1909), Bractwo Kapłańskie Chrystusa Kapłana (1912) oraz Zgromadzenie Misjonarzy Ducha Świętego (1914). Pomagała i udzielała schronienia duchowieństwu prześladowanemu w latach 20.
Pozostawiła po sobie 46 prac ogłoszonych drukiem oraz 158 tomów rękopisów. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1974 r. W roku 1999 Jan Paweł II podpisał dekret o heroiczności cnót Conchity. Beatyfikowana została 4 maja 2019 r.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki