Logo Przewdonik Katolicki

Rosyjska polityka pamięci historycznej

Paweł Stachowiak
fot. YURI KOCHETKOV/PAP EPA

Radykalna zmiana polityki historycznej potrzebna była Władimirowi Putinowi do wypracowania nowej formuły patriotyzmu, poczucia dumy narodowej i państwowej.

O wypowiedziach prezydenta Rosji Władimira Putina „Przewodnik” pisał już dużo ( nr 2/2020). Czy warto zatem jeszcze raz poruszać ten temat? Czy nie nadajemy mu zbyt wysokiej rangi?
Zgadzam się z wieloma polskimi wybitnymi historykami, że wszelka przesada jest tu błędem, że Putin nie tylko chce nas poróżnić z Zachodem, ale i dolać paliwa do naszych wewnętrznych sporów. Warto jednak, dla podsumowania i zamknięcia problemu Putinowskich kłamstw, opisać dokładniej jeszcze jedną kwestię: podłoże, formę i treść polityki historycznej współczesnego państwa rosyjskiego. Jedynie to pozwoli nam zrozumieć przyczyny i kontekst słów rosyjskiego prezydenta, ale również przygotować się na to, co w tej sferze przyniesie nam przyszłość.
 
Ruski i rosyjski
Rosja dziś to państwo o słabej i wciąż dalekiej od uformowania tożsamości. Resztówka po sowieckim imperium, która nie potrafi zaakceptować wyroków historii i wciąż żyje nostalgią za minioną przeszłością. Nie umie dostosować się do nowego światowego porządku i wciąż usiłuje narzucić przekonanie, że jest nadal supermocarstwem – narzucić zarówno światu, jak również własnemu społeczeństwu.
Podstawowym problemem tożsamości rosyjskiej jest fakt, że nigdy nie kształtowała się ona jako fundament narodowego państwa rosyjskiego, a była związana z tradycją imperium, najpierw carskiego, a później sowieckiego. Rosja nigdy nie dążyła do niepodległości jako państwo narodu rosyjskiego, a jego utworzenie w 1991 r. większość Rosjan uznała za katastrofę.
Warto w tym miejscu wyjaśnić różnicę znaczenia dwóch określeń, które u nas są niekiedy błędnie utożsamiane: „ruski” (русский) i „rosyjski” (российский). W pewnym uproszczeniu, ruskie jest wszystko, co związane z tradycją Rusi Kijowskiej, do której należy wspólne dziedzictwo Ukrainy, Białorusi i Rosji (Moskwy): pamięć, kultura, język, obyczaj, a przede wszystkim prawosławie. Putin i jego propagandyści często posługują się pojęciem „Русский мир” (ruski świat), postulowanej wspólnoty krajów i ludów wywodzących swe korzenie z dawnej Rusi. Dziś ten termin jest oczywiście instrumentem imperialnej polityki Rosji, zdążającej do powtórnego podporządkowania sobie krajów dawnego ZSRR, w ramach której Putin nawiązuje do średniowiecznej idei „zbierania ziem ruskich” przez Moskwę.
Pojęcie „rosyjski” ma nieco inne znaczenie, ściślej odnoszące się do państwowego wymiaru historii Rosji od momentu, gdy przestała być jedynie Wielkim Księstwem Moskiewskim. „Rosyjski”, to w istocie „wielkoruski”, różny od ukraińskiego (małoruskiego) i białoruskiego, ale wyraźnie w stosunku do nich uprzywilejowany. Zarówno w czasach carskich, jak również sowieckich czyniono z Rosjan (Wielkorusów) naród imperialny, wyniesiony do roli ,,starszego brata”, narodu-patrona wszystkich ludów imperium. Rosjanie nie mieli w takich okolicznościach szans, aby ukształtować swą własną tożsamość, zdolni jedynie do identyfikowania się z imperium, którego byli panami, ale i więźniami zarazem.
„Rosja przechodzi potrójną transformację. Po pierwsze, od dyktatury do demokracji; po drugie, od gospodarki nakazowej do wolnorynkowej; i po trzecie, od 400-letniego imperium do państwa narodowego” – napisał Daniel Yergin, amerykański historyk i ekonomista. To trudne wyzwanie.
 
Imperium reaktywacja
Tę słabość rosyjskiej tożsamości winniśmy mieć na względzie, gdy analizujemy historyczną narrację Putina. Gdy objął władzę po „wielkiej smucie” lat 90., uznał za swoją misję odtworzenie imperium, choć w zmodyfikowanej formie, i powrót do roli mocarstwa światowego. To zadanie wymaga wielu działań, tak w przestrzeni wewnętrznej, jak i międzynarodowej.
Jednym z nich jest budowa rosyjskiej dumy narodowej i przezwyciężenie rozmaitych kompleksów, których nabawili się Rosjanie po upadku ZSRR. Trzeba do tego ofensywnej polityki pamięci, formowania historycznej wyobraźni własnych obywateli w sposób pożądany przez władze, zapełnianie jej odpowiednio zinterpretowanymi faktami, postaciami i mitami. Wymaga to również działań na rzecz promowania Putinowskiej wizji przeszłości w innych krajach, tak aby nikt nie wątpił, że „Rosji nie wolno lekceważyć”.
My, Polacy, naród o bogatej tradycji, wspólnota, której świadomość zaludniona jest ogromną liczbą historycznych odniesień, z trudem jesteśmy w stanie uświadomić sobie problem deficytu integrujących doświadczeń historycznych, który jest udziałem wielu narodów, szczególnie tych, będących niegdyś tworzywem państw imperialnych. Przypomnijmy sobie Niemców austriackich, poszukujących nowej tożsamości po upadku monarchii Habsburgów, i Rosjan właśnie, po dwukrotnej w XX w. utracie imperium. Te narody musza przebudować swoją świadomość na wielu polach, także sferę pamięci. Mogą zaakceptować koniec grania roli narodu imperialnego albo próbować ją rekonstruować. Jedno i drugie wymaga odpowiedniej polityki pamięci.
 
Wojny? Tylko obronne!
Współczesna Rosja i elity nią rządzące wybrały drogę odnowienia i wzmocnienia tożsamości Rosjan jako narodu imperialnego i podporządkowały temu konsekwentnie prowadzoną politykę pamięci. Pierwsze dziesięciolecie po upadku ZSRR, okres rządów Borysa Jelcyna, dla wielu Rosjan czas chaosu, biedy i upokorzenia, oznaczał również otwarcie wielu archiwów, swobodę badań i interpretacji dla historyków, pluralizm edukacji historycznej w szkołach i rewizję wielu utrwalonych w okresie sowieckim mitów, np. rewolucji bolszewickiej, Stalina czy „wielkiej wojny ojczyźnianej”. Powstawały instytuty badawcze i stowarzyszenia zakładające potrzebę odmitologizowania historii Rosji i ukazania nie zawsze szczytnych jej epizodów. Jedną z tych instytucji było, jakże zasłużone dla odkłamywania i upamiętniania zbrodni komunistycznych (np. Katynia), stowarzyszenie „Memoriał”. Wydaje się jednak, że dużej części rosyjskiego społeczeństwa to nowe, krytyczne i refleksyjne podejście do przeszłości skojarzyło się z jelcynowską „smutą”. Rosła nostalgia za imperium, z upodobaniem powracano do tradycji carskich i sowieckich, odrzucano, jako przejaw słabości, wszelkie zmiany w tradycyjnym, imperialnym interpretowaniu historii.
Putin doskonale wyczuwał kompleksy i potrzeby Rosjan. Ten niedawny czekista, całkiem szczerze, przyjął pomysły głoszone przez ideologów „euroazjatyzmu”, faszyzujących filozofów Iwana Iljina i Aleksandra Dugina. Tak charakteryzuje poglądy tego pierwszego Timothy Snyder w swej wydanej ostatnio książce Droga do niewolności: „Według Iljina wszystkie wojny, jakie kiedykolwiek stoczyli Rosjanie, miały charakter obronny, Rosja była nieodmiennie ofiarą Zachodu. Rosja nie wyrządza zła; zło można jedynie wyrządzić Rosji”. Ten swoisty mesjanizm znalazł kontynuację w poglądach jednego z głównych doradców Putina, wspomnianego powyżej Dugina. Głosi on powrót do carskiej, imperialnej tradycji „Moskwy – trzeciego Rzymu” i zakłada potrzebę budowania na terenie Eurazji prawosławnego imperium. Inspirowany takimi ideami Putin rozpoczął wkrótce po dojściu do władzy politykę pamięci, która – jak się zdaje – wywiera wciąż głęboki wpływ na wyobraźnię i poglądy Rosjan. Koncentruje się ona wokół kilku podstawowych motywów.
 
Bluźnierstwa
Centralne, zdecydowanie dominujące miejsce zajmuje tematyka II wojny światowej. Konsekwentnie budowany jest mit bohaterskiego Związku Sowieckiego – wielkiego zwycięzcy, mocarstwa, które wywalczyło pokój dla świata, uratowało kulturę europejską i było architektem powojennego ładu pokojowego. Ten mit jest uważany przez twórców rosyjskiej polityki pamięci za jedyny czynnik integrujący podzielone i niejednorodne społeczeństwa większości krajów postsowieckich. Stanowi zatem główny instrument propagowania idei „russkowo mira”. Jako taki jest niezastąpiony i absolutnie nienaruszalny, a wszelkie próby jego rewizji – zarówno w kraju, jak i za granicą – zasługują na najwyższe potępienie. Musimy zdać sobie sprawę, że dla Putina polskie, estońskie, łotewskie, litewskie etc. spojrzenie na „wyzwoleńczą ofensywę Armii Czerwonej” jest czymś na kształt bluźnierstwa naruszającego fundamenty, na których wznosi całą swą neoimperialną budowlę. Tu nie ma i nie będzie możliwości jakiegokolwiek kompromisu.
Rosyjskie spojrzenie na okres 1939–1945 jest wyjątkowo wybiórcze. Młodzież szkół średnich nie dowie się o istnieniu paktu Ribbentrop-Mołotow i agresji sowieckiej na Finlandię. Czytelnicy prac nadwornych historyków (inni mają coraz mniejsze możliwości publikowania) dowiedzą się za to, że wkroczenie wojsk sowieckich do Polski 17 września 1939 r. nie było wojną, lecz bliską współczesnym standardom „operacją pokojową”. Wspomniane zafałszowania stanowią podstawę dla działalności różnych instytucji państwowych. Tak było w wypadku uznania przez Naczelną Prokuraturę Federacji Rosyjskiej mordu katyńskiego nie za akt ludobójstwa, a za zbrodnię pospolitą, która uległa przedawnieniu. Jakiekolwiek zakwestionowanie idealizacji zwycięskiej w II wojnie światowej Armii Czerwonej grozi poważnymi sankcjami, są na nie narażone też inne państwa, próbujące pozbyć się ze swoich miast pomników „wyzwolicieli” spod znaku Armii Czerwonej. Boleśnie doświadczyła tego Estonia, a teraz Polska.
 
Rehabilitacja Stalina
„Kanonizacja” pamięci o „wielikoj pobiedie” (wielkim zwycięstwie) wpływa na przedstawianie innych ważnych kwestii: historycznej roli partii bolszewickiej, jałtańskiego podziału Europy czy osoby Stalina. Putinowska polityka pamięci wyraźnie go rehabilituje. Organa państwa odpowiedzialne za edukację oficjalnie zalecają jako pomoce dydaktyczne opracowania, głoszące, iż Stalin był wielkim przywódcą, którego okoliczności zmusiły do podejmowania decyzji „niejednoznacznych” moralnie, ale ratujących państwo przed wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Sam Putin w 2009 r. podczas spotkania z dziennikarzami otwarcie wychwalał jego osiągnięcia. Podkreślał, iż tylko dzięki silnej władzy Stalina „udało się przekształcić kraj z rolniczego w przemysłowy. Chłopstwo co prawda się nie ostało, ale industrializacja rzeczywiście się dokonała. Wygraliśmy wojnę [...] nikt nie może dziś rzucić kamieniem w tego, kto organizował i stał na czele tego zwycięstwa”. Nic zaskakującego, że w telewizyjnej ankiecie „Twoje imię Rosja” na „postać historyczną najbardziej godną upamiętnienia, patrona i synonim tego, co najlepsze w dziejach rodzimych”, Stalin zajął trzecie miejsce po Aleksandrze Newskim i Piotrze Stołypinie, choć wielu było przekonanych, że wygrał i to zdecydowaną większością.
Rosyjska polityka pamięci jest kompleksowa i prowadzona na wielu polach według odgórnie narzucanych założeń. Scentralizowano edukację historyczną i wprowadzono jednolity podręcznik historii zgodny z założeniami władzy. Ograniczono możliwości działania instytucjom uznających historię za przestrzeń wolnych badań i edukacji. Jak napisał znawca problemu prof. Wojciech Materski: „tak radykalna zmiana polityki historycznej potrzebna była Putinowi do wypracowania «nowej formuły patriotyzmu», poczucia dumy narodowej i państwowej – z wykorzystaniem odniesień nie ideologicznych, nostalgii za systemem, ale mocarstwowych, nostalgii za silnym państwem, którego bał się świat”.
Taki jest kontekst naszych problemów z rosyjskimi manipulacjami historycznymi i trudno mieć nadzieję, aby szybko się to zmieniło, ponieważ Putinowska polityka pamięci nie jest jedynie wynikiem chwilowej fanaberii dyktatora, ale zawiera w sobie element ideowy oraz wynika z analizy przekonań własnego społeczeństwa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki