Logo Przewdonik Katolicki

Podzielona spuścizna Rusi Kijowskiej

Paweł Stachowiak

„Rosjanie i Ukraińcy – to jeden naród, jedna całość” – pisze Putin. Nie chce dostrzec, że historia jest dynamiczna i to, co było przed laty, nie może określać tego, co jest dziś. Ani usprawiedliwiać aktów agresji i zbrodni.

Ostatnimi czasy liczne polskie bary i restauracje zmieniają nazwę „pierogi ruskie” na „pierogi ukraińskie”, wpisując się w powszechny trend utożsamiania pojęcia „ruski” i „rosyjski”. Chcemy odciąć się od wszystkiego co moskiewskie, rosyjskie, postrzegamy Ruś jako synonim rosyjskiego imperializmu. Czynią tak nawet Ukraińcy. Sam nabyłem kiedyś w kiosku przy lwowskiej, unickiej katedrze św. Jura naklejkę z tekstem: „Spasiba Bohu szczo ja nie russkij”.
W perspektywie historycznej jest to pozbawione sensu, ukazuje szereg nieporozumień i uproszczeń, które pojawiają się na styku przymiotników: ruski, rosyjski i ukraiński. Warto podjąć próbę rozwikłania tego pomieszania pojęć, a można to zrobić jedynie wtedy, gdy sięgniemy do najgłębszych pokładów tradycji i tożsamości Rusi Kijowskiej, matki narodów: ukraińskiego, białoruskiego i rosyjskiego, każdego z nich i żadnego z osobna. Kijów, „miasto złotych kopuł”, „matka miast ruskich”, ma szczególne znaczenie dla wszystkich nacji wyrosłych na tradycji św. Olgi, Włodzimierza Wielkiego i Jarosława Mądrego. Warto pojechać do miasta nad Dnieprem i pójść do Soboru Sofijskiego, odwiedzić Ławrę Peczerską.
Być może szczególnie warto polecić to Polakom, jakże często przekonanym o swej wyższości cywilizacyjnej nad Wschodem. Tam, daleko na wschodzie, już przed tysiącem lat, wznoszono piękne świątynie, Nestor tworzył Powieść minionych lat, pisaną w rodzimym języku kronikę ziem ruskich. Gdzież było nam, nad Wartą i Wisłą, równać do tego poziomu? Prymitywne rotundy, palatium z Ostrowa Lednickiego, łacińska kronika Galla – cóż więcej pozostało z tamtej epoki? Pierwsze zdanie polskie, a może jednak czeskie, zapisano dopiero dwa stulecia później: „daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. Cóż ono znaczy wobec, wcześniejszej o dwa wieki, kroniki Nestora? Tak, tradycja Rusi Kijowskiej jest spuścizną dumną i bogatą, skarbnicą dziedzictwa godnego wielkiego podziwu.

Ukraina to nie Rosja
Któż ma do tej tradycji prawo? Ma ona trzech spadkobierców: Ukrainę, Białoruś i Rosję, a ta kolejność nie jest przypadkowa. Te państwa i narody zrodziły się na ziemiach wchodzących niegdyś w skład Wielkiego Księstwa Kijowskiego, które przyjęło chrześcijaństwo z Bizancjum, złotego Carogrodu.
Nestor opisuje w swej kronice swoisty przetarg, który urządził Włodzimierz Wielki, zapraszając poselstwa muzułmańskie, chazarskie, rzymskie i bizantyjskie, które przybyły przed oblicze księcia, aby go zachęcić do przyjęcia swej wiary. Efekty przetargu tak opisuje Nestor: „Posłowie wiary mahometańskiej mówili – Da Mahomet każdemu po siedemdziesiąt niewiast pięknych, wybierze jedną piękną, i piękność wszystkich na nią przeniesie, ta będzie księciu żoną. Tu zaś należy oddawać się wszelkiej rozpuście. […] Włodzimierz zaś słuchał ich, albowiem sam lubił niewiasty i mnogie wszeteczeństwa, wysłuchiwał więc ich z upodobaniem. Jedno było mu niemiłe: obrzezanie członków i niejadanie świniny, a najbardziej niepicie; rzekł: Dla Rusi picie jest weselem, nie możemy bez tego żyć”.
Z podobnych powodów odrzucił ofertę Chazarów. Rzymian zapytał: „Jakie jest przykazanie wasze? Oni zaś rzekli: Poszczenie wedle siły; Jeśli kto pije czy je, wszystko to dla chwały Bożej mówi nauczyciel nasz Paweł. Rzekł więc Włodzimierz do Rzymian: Idźcie z powrotem, gdyż ojcowie nasi tego nie przyjęli”.Ostatecznie rozstrzygnąć miał Włodzimierz po wysłuchaniu relacji posłów, którzy uczestniczyli w nabożeństwach każdego z obrządków. Wysłannicy, którzy wrócili z Konstantynopola, tak opisali liturgię bizantyjską: „Nie wiedzieliśmy, w niebie li byliśmy czy na ziemi: nie ma bowiem na ziemi takiego widowiska ni piękna takiego, i nie wiemy, jak opowiedzieć o tym, tylko to wiemy, że tam Bóg z ludźmi przebywa, i nabożeństwo ich najlepsze ze wszystkich krajów”. Jakże urocza relacja pierwszego ruskiego kronikarza, nigdy się nie dowiemy, na ile prawdziwa.
Włodzimierz przyjął więc w 988 r. chrześcijaństwo w obrządku bizantyjskim, było to jeszcze przed wielką schizmą wschodnią, gdy Kościół formalnie wciąż był jednością. Ukraina, Białoruś i Rosja wyrastają ze szczepu Rusi Włodzimierza Wielkiego i jego następcy Jarosława Mądrego i nic nie uprawnia żadnego z tych państw i narodów do zawłaszczania tej tradycji. Trzeba pójść, jak już wspomniałem, do Soboru Sofijskiego, ale również do Ławry Peczerskiej, zobaczyć ciała świętych, zachowane w grotach naddnieprzańskich, poczuć tę tysiącletnią perspektywę ruskiego chrześcijaństwa, jego głęboką duchowość, aby zrozumieć, jak głębokie uzasadnienie ma ukraińska tożsamość, jak niesprawiedliwe są słowa Władimira Putina, negujące istnienie ukraińskiego narodu. Ukraina to nie Rosja, choć przecież Ruś, spadkobierczyni wspólnego dziedzictwa, które ma swe korzenie w Kijowie, stolicy, której złote kopuły błyszczały, zanim jeszcze nad rzeką Moskwą powstały pierwsze prymitywne ludzkie sadyby.

Wiele ludów i kultur
Czy tradycja starej Rusi miała jednak, na ziemiach doświadczających losów tak dramatycznych i zmiennych, charakter stały? Czy pamięć o państwie Włodzimierza i Jarosława trwała niezmiennie przez stulecia, czy miała w sobie wymiar historycznej ciągłości?
Genealogia Rusi Kijowskiej ma korzenie ponadtysiącletnie i ginie w pomroce epoki, gdy ziemie naddnieprzańskie nawiedzane były przez długie łodzie Wikingów, zwanych tam Waregami, płynących ku czarnomorskim brzegom Bizancjum i do samego cesarskiego miasta. Do dziś historycy toczą spory o to, czy i w jakim stopniu Waregowie wpłynęli na ukształtowanie ruskiej państwowości. Kim byli mityczni Rusowie i ich przywódca Ruryk, protoplasta dynastii Rurykowiczów, rządzącej na ziemiach ruskich aż po schyłek wieku XVI? Normanami, a może Chazarami? Ten ostatni ślad jest przedmiotem szczególnych kontrowersji. Chazarowie to bowiem na wpół mityczny lud tureckiego pochodzenia, który około VII w. stworzył nad Wołgą silne państwo – Kaganat, któremu trybut mieli płacić pierwsi władcy księstw ruskich. Wedle niektórych przekazów Chazarowie przejęli od żydowskich migrantów judaizm i uczynili go religią państwową. Być może stali się w ten sposób protoplastami Żydów aszkenazyjskich w Europie Wschodniej. Ten wątek, który w XIX i XX w. stał się pożywką dla rozmaitych antysemickich teorii, pozostaje jednak w sferze mało prawdopodobnych hipotez.
Ruś miała zatem u swych korzeni bardzo zróżnicowane etnosy i kultury. Wszelako już w końcu X w., gdy Włodzimierz Wielki przyjmował chrześcijaństwo, odrębność Rusów i Słowian zaczęła zanikać i zlewać się w jeden lud. Trudno byłoby w tamtej, odległej epoce odnaleźć pojęcia narodu i narodowej tożsamości podobne do naszych, współczesnych. Wspólnota miała nadal charakter plemienny, a integrowała ją podległość władcy i coraz mocniej – religia. Narodziny narodu jako wspólnoty etnicznej, przekraczającej granice podziałów społecznych, jednoczącej ludzi jednej kultury, tradycji, języka i pochodzenia, wyznającej wspólną wiarę i wspólne mity, były pieśnią dalekiej przyszłości. Choćby z tego względu zastanawianie się, czy mieszkańcy Rusi Kijowskiej byli raczej Ukraińcami, czy Rosjanami, nie ma żadnego sensu. Jest ahistoryczne, ponieważ stosuje współczesne nam pojęcia do epoki, gdy jeszcze nie istniały.

Relacje z Polską
Już w tamtej, wczesnej epoce rozpoczynają się intensywne kontakty rodzących się państw – Rusi i Polski. I nie były to relacje przyjazne. Pisze Nestor w swej kronice Powieść minionych lat: „Roku 6489 [981]. Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich: Przemyśl, Czerwień i inne grody, które do dziś dnia są pod Rusią”. Odbił te tereny Bolesław Chrobry w 1018 r., podczas zwycięskiej wyprawy na Kijów, gdy miał wedle legendy wyszczerbić swój miecz o kijowską Złotą Bramę. Przy tej okazji rozegrała się, prawdopodobnie pierwsza, polsko-ruska wojna o pamięć, starcie dwóch, jak to dziś powiadamy, polityk historycznych. Posiadamy bowiem relacje dwu stron – znanego nam już Nestora i Galla Anonima, pierwszego polskiego kronikarza. Ten pierwszy pisze: „Stali po obu stronach rzeki Bugu (Chrobry i Jarosław Mądry). I miał Jarosław piastuna i wojewodę imieniem Budy, i począł on lżyć Bolesława, mówiąc: Oto ci przebodziem oszczepem brzuch twój tłusty. Był bowiem Bolesław wielki i ciężki, że i na koniu ledwo mógł siedzieć”. Te same wydarzenia tak opisuje Gall: „Przesłał Jarosław Bolesławowi słowa wielkiej pychy: «Niechaj wie Bolesław, że jako wieprz w kałuży otoczony jest przez moje psy i łowców». A na to król polski odpowiedział: «Dobrze, owszem, nazwałeś mnie wieprzem w kałuży, ponieważ we krwi łowców i psów twoich, to jest książąt i rycerzy, ubroczę kopyta koni moich, a ziemię twą i miasta spustoszę jak dzik pojedynek!». Cóż, relacje Rusi i Polski od samego początku dalekie były od sielanki.

Na zachód czy na wschód
Ruś Kijowska jako jednolite państwo przestało istnieć wraz ze śmiercią Jarosława Mądrego w 1054 r. Jarosław podzielił to wielkie państwo pośród swych synów, zgodnie z panującymi wówczas feudalnymi zwyczajami dynastycznymi. Ruś odtąd była raczej luźną konfederacją księstw, połączonych wspólnym pochodzeniem władców, wywodzących się z niebywale rozbudowanego rodu Rurykowiczów. Później, w XIII w., przyszła inwazja Mongołów i zakończyła ostatecznie byt tego państwa.
Poczucie jedności „ziem ruskich” jednak całkowicie nie zginęło. Na gruzach Rusi Kijowskiej narodziły się dwa organizmy państwowe, mające ambicje ponownego „zebrania ziem ruskich”. Było to Księstwo Halicko‑Włodzimierskie, obejmujące zachodnie ziemie byłej Rusi Kijowskiej, i Księstwo Rostowsko‑Suzdalskie, zwane później Księstwem Moskiewskim na północnym wschodzie. Oba te państwa można uznać za dalekich przodków dzisiejszej Rosji i Ukrainy. Później, w XIV w., do rywalizacji o zjednoczenie Rusi włączyło się również Wielkie Księstwo Litewskie, którego ekspansja sięgnęła Kijowa i dotarła aż do brzegów Morza Czarnego. Księstwo Halickie powiązane było więzami politycznymi, kulturalnymi i gospodarczymi z Zachodem. Częste były związki dynastyczne z Polską i innymi krajami Zachodu. Wybitny ukraiński polityk i historyk Mychajło Hruszewski, autor fundamentalnej Historii Ukrainy-Rusi, zwracał uwagę na liczne związki kulturalne w architekturze, w malarstwie sakralnym, w literaturze kronikarskiej pomiędzy Rusią Halicką a Polską. Ostatecznie w 1387 r. królowa Jadwiga włączyła Ruś Halicko-Włodzimierską do Królestwa Polskiego. Jednocześnie Księstwo Moskiewskie coraz bardziej zamykało się, zastygło w sztywnej formule bizantyjskiej, odcinało się od Zachodu, rościło sobie prawo do wyłącznego dziedzictwa chrześcijaństwa wschodniego, ulegało rojeniom o „Trzecim Rzymie” i utożsamiało się z tradycją całej Rusi Kijowskiej. W XV i XVI w., po unii polsko-litewskiej, spuścizna dawnej Rusi stała się przedmiotem rywalizacji pomiędzy Wielkim Księstwem Moskiewskim a państwem polsko-litewskim, które panowało nad Kijowem i większą częścią ziem dawnej Rusi Kijowskiej.

Historia ofiarą polityki
Powróćmy do pytania, kto ma prawo do powoływania się na spuściznę Rusi Kijowskiej? Władimir Putin w tekście historycznej jedności Rosjan i Ukraińców, opublikowanym w 2021 r., do którego będziemy w tym cyklu nieraz jeszcze powracać, napisał: „Zarówno Rosjanie, Ukraińcy, jak i Białorusini są spadkobiercami Starej Rusi, która była największym państwem w Europie. Plemiona słowiańskie i inne na rozległym obszarze – od Ładogi, Nowogrodu, Pskowa po Kijów i Czernihów – zjednoczył jeden język (teraz nazywamy go staroruskim), więzi gospodarcze, władza książąt z dynastii Rurykowiczów. A po chrzcie Rusi – i jedna wiara prawosławna. Duchowy wybór św. Włodzimierza i dziś w dużej mierze określa nasze pokrewieństwo”. Nie ma w tych słowach historycznego fałszu, ich istota leży jednak głębiej, w sferze konsekwencji, które są z nich wyciągane dziś. Putinowska narracja mówi: jeśli mamy wspólne korzenie, to również dziś jesteśmy jednością. „Rosjanie i Ukraińcy – to jeden naród, jedna całość” – pisze Putin. Nie chce dostrzec, że historia jest dynamiczna i to, co było przed laty, nie może określać tego, co jest dziś.
Ruś Kijowska jest historyczną ojczyzną dzisiejszych Ukraińców, Białorusinów i Rosjan – to oczywiste. Ale tysiąc lat, które dzielą nas od tamtej epoki, przyniosły tak wiele zmian, że nie da się dzisiaj związać tamtej rzeczywistości z dzisiejszą. Historia nieraz staje się ofiarą doraźnych politycznych interesów, bywa służką polityki. Tak się dzieje dziś, gdy Ukraina toczy walkę o swe istnienie jako suwerennego państwa i narodu. Ta walka rozgrywa się nie tylko w Mariupolu, Kramatorsku, Słowiańsku, Mikołajowie. Ona toczy się także w przestrzeni polityki pamięci, narracji o przeszłości, która ma dać uzasadnienie aktom agresji i zbrodni. Historia dawnej Rusi pada ofiarą tej walki. Rzeczywistość odległa od nas o lat tysiąc – jakże odmienna i niezrozumiała – jest wykorzystywana do uzasadnienia całkiem doraźnych racji. Włodzimierz Wielki i Jarosław Mądry zostają zaprzęgnięci do rydwanu putinowskiej polityki. Historia pada jej ofiarą.

Ukraina – Rosja – Polska. Historia, pamięć i polityka
Trójkąt nieporozumień, sprzeczności, wiekowej bliskości, a zarazem strumieni krwi przelanej we wzajemnych konfliktach. „Skrwawione ziemie” – wedle słów Timothy’ego Snydera, wybitnego znawcy przeszłości naszego zakątka Europy.
Dziś przeżywamy kolejną odsłonę historycznego dramatu. Rosja, zaprzeczając prawu Ukraińców do odrębnej tożsamości narodowej i państwowej, burzy ukraińskie miasta, zabija i wypędza miliony osób w imię mniemanej jedności „ruskiego miru”, obłędnych imperialnych, eurazjatyckich idei. Pisałem o tym ostatnio na łamach w artykule dotyczącym Aleksandra Dugina, jednego z najważniejszych inspiratorów Władimira Putina („Przewodnik Katolicki” 12/2022). Dzisiejsze zbrodnie rosyjskiego imperializmu – niestety pochwalane przez dominującą część rosyjskiego społeczeństwa – znajdują głębokie zakorzenienie w historii i historycznie ukształtowanej narodowej mentalności. Wyznawany przez wielu wulgarny realizm każe patrzeć na świat jedynie przez pryzmat pieniądza i materialnych interesów. Niewiele, tak sądzę, będziemy w stanie zrozumieć z tego, co dziś dzieje się w Ukrainie, jeśli nie otworzymy oczu na inne perspektywy: historię, kulturę, religię. To one – zapewne bardziej niż owe napoleońskie trzy rzeczy: „pieniądze, pieniądze i pieniądze” – są nam w stanie wyjaśnić korzenie zdarzeń, których jesteśmy świadkami.
Rosja, Ukraina i Polska to wielcy protagoniści dramatu, który ma wiekową historię i rozmaite odzwierciedlenia w pamięci trzech narodów. Być może ta pamięć i polityka historyczna, która ma ją ukształtować, potrafią ułatwić zrozumienie współczesnej tragedii. Chciałbym, aby Czytelnicy potrafili pojąć historyczną sieć zależności pomiędzy Rusią, Rosją, Polską i Ukrainą. To niełatwe zadanie, jakże różne są bowiem kształty pamięci Polaków, Ukraińców i Rosjan, jak nieprzystawalne wyobrażenia o sobie nawzajem? Jak obce są historyczne mity, legendy i kształtowane przez nie tożsamości narodów, których „krew pobratymcza” jest tak zatruta nienawiścią.
Dlatego rozpoczynamy kolejny cykl tekstów „Ukraina – Rosja – Polska. Historia, pamięć i polityka”, którego celem będzie ukazanie historycznych perspektyw dzisiejszego konfliktu. Pragnę zdjąć narodowe okulary, nadające naszemu obrazowi przeszłości barwy określone przez przynależność – polską, ukraińską, rosyjską, żydowską etc. Może uzyskamy w ten sposób perspektywę głębszą, ludzką, a nie tylko narodową. Mam nadzieję, że pogłębi to refleksję Czytelników nad zdarzeniami, w które wszyscy jesteśmy zaangażowani.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki