Logo Przewdonik Katolicki

Ksiądz Julio z Narkolandii

Szymon Żyśko
fot. Fernando Bizerra Dostawca_PAP_EPA

Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych brazylijskich księży, choć o popularność nie zabiega. Wspiera go sam papież Franciszek, a tydzień temu został laureatem Nagrody Praw Człowieka.

Prześladowany przez mafie, szantażowany przez gangi i handlarzy narkotyków, wciąż pojawia wśród ubogich na przedmieściach São Paulo. – Ja nie pracuję z bezdomnymi. Ja z nimi mieszkam – mówi ks. Julio Lancellotti, który nie zwolnił tempa nawet podczas pandemii.
 
Jest wrześniowy poranek
Wskazówki zegara wybiją za chwilę godzinę ósmą. Na zatłoczonym korytarzu wyłania się postać starszego mężczyzny w maseczce, białym fartuchu, czarnych sandałach i lateksowych rękawiczkach, na którego wszyscy reagują żywiołowo. Pomimo pandemii pojawiły się setki osób, dla których to śniadanie może okazać się jedynym posiłkiem dzisiejszego dnia. On sam w tym czasie rozdaje termometry i po zweryfikowaniu temperatury ciała, wskazuje im miejsce przy stole. Choć ma 71 lat i według wszelkich wytycznych należy do grupy szczególnego ryzyka, nie rezygnuje z pracy. Zachowując wszelkie środki bezpieczeństwa, jest wśród ubogich każdego dnia od wczesnych godzin porannych do zmroku. Poświęcił im całe swoje życie, więc nie wyobraża sobie, że w tej wyjątkowej sytuacji mógłby ich opuścić. Gdy trzeba bez wahania też przytuli. O swoich podopiecznych mówi: „Nie są ani aniołami, ani demonami. To po prostu ludzie. Staram się widzieć ich oczy pełne zła, smutku, samotności i radości”.
Jeśli będąc w São Paulo, spotkasz ubogiego potrzebującego pomocy i zapytasz go, kogo powiadomić, z pewnością odpowie, że ks. Julio Lancelottiego, jakby był to ktoś z jego najbliższej rodziny. Podobnie z mieszkańcami – jeśli zaczepisz kogoś z pytaniem, gdzie szukać pomocy, nie poda Ci nazwy żadnej znanej międzynarodowej organizacji, ale odeśle do tego zwykłego księdza. Jego nazwisko jest znane w całej Brazylii niczym postać br. Alberta w Polsce.
 
Duszpasterstwo ulicy
Urodził się w 27 grudnia 1948 r. w São Paulo w rodzinie o włoskich korzeniach. Jego matka była sekretarką, a ojciec prowadził mały sklep. Już od dziecka czuł, że jest powołany do życia zakonnego i w wieku 12 lat został posłany do katolickiej szkoły (niższego seminarium duchownego), z której jednak po jakimś czasie odszedł, czując, że jest dla niego zbyt surowym miejscem. Ukończył augustiańskie liceum, a po nim został przyjęty do zgromadzenia, z którego jednak tym razem to jego wyrzucono. Właśnie wtedy zetknął się z wolontariatem medycznym prowadzonym wśród ubogich, więc sam ukończył kurs asystenta pielęgniarskiego. W międzyczasie kształcił się również jako pedagog i swoim doświadczeniem wspomagał katolickie instytucje jako doradca. W latach 80. poznał i zaprzyjaźnił się z bp. Luciano Mendes de Almeida SJ, za którego namową ukończył teologię i został wyświęcony na księdza. To właśnie z nim stworzył podstawy duszpasterstwa wspierającego najuboższych w archidiecezji São Paulo. Z czasem został mianowany wikariuszem biskupim ds. duszpasterstwa ludzi ulicy.
Praca, którą wykonuje od przeszło czterdziestu lat, w dobie światowej pandemii stała się jeszcze bardziej potrzebna i wymagająca. Liczba potrzebujących potroiła się. Wśród mieszkańców São Paulo ma na szczęście wielu przyjaciół, a jego postawa – gdy nie zaniechał wspierania ubogich mimo ryzyka zakażenia – zmobilizowała ludzi do wzajemnej pomocy. Stali się oni bardziej wrażliwi na biedę, która ich otacza i częściej zgłaszają, że w ich otoczeniu żyje ktoś w potrzebie. Z jednej strony niepewna przyszłość i utrata pracy popchnęła wiele nowych osób w stronę ubóstwa, ale z drugiej sytuacja odsłoniła prawdziwy rozmiar tej humanitarnej klęski, który w czasach dobrobytu był ledwie zarysowany, a i tak przerażający. „Dowiedzieliśmy się, ile osób naprawdę toczy każdego dnia walkę o przetrwanie” – mówi jeden z wolontariuszy.
 
Narkolandia
Ks. Lancellotti ma niestety również wielu wrogów. Każdego tygodnia otrzymuje pogróżki lub jest szantażowany. Często pod kościół podjeżdżają pojedyncze samochody, z okien których padają wulgarne okrzyki i groźby kierowane pod jego adresem. Policja już nieraz zajmowała się próbami szantażu i fałszywymi oskarżeniami, m.in. o pedofilię oraz innymi próbami zdyskredytowania brazylijskiego misjonarza. Stoją za tym głównie gangi, handlarze narkotyków i mafia, która wzięła sobie kapłana na celownik. Czym naraził im się ks. Julio? Opowiedzieć o tym mogą zapewne najlepiej setki osób wyciągniętych z narkobiznesu, nałogu, młodych zarażonych wirusem HIV i chorujących na AIDS. To środowisko, w którym pełni codzienną służbę, przypominając ludziom, że ich ludzkiej godności nie mogą naruszyć nawet najtragiczniejsze wybory, jakich dokonali w życiu. Otwarcie też mówi, że z wyzyskiem ubogich przez kartele narkotykowe trzeba walczyć, nazywając ich działalność współczesnym niewolnictwem i handlowaniem ludzką godnością. Sam o sobie mówi, że jest tylko człowiekiem, więc odczuwa lęk, ale wiara i świadomość, ile istnień uratował, nie pozwalają mu przestać. Właśnie dlatego organizuje procesje z Najświętszym Sakramentem i drogi krzyżowe ulicami dzielnicy określanej jako „Narkolandia” (port. Crocolandia).
 
„Tu papież Franciszek”
Dzień ks. Lancelottiego rozpoczyna wczesna Msza św. w kościele São Miguel Arcanjo, który jest nieformalnym „centrum dowodzenia” misjami w fawelach. Po niej ks. Julio spieszy, aby rozdać śniadanie wraz z miejskimi pracownikami socjalnymi, po czym wraca do kościoła i rozdziela między potrzebujących zebrane ubrania, środki czystości oraz gotówkę na bezpośrednie wydatki. Wszystko to pozyskuje od darczyńców. W końcu ściąga lekarski fartuch, ubiera płaszcz i spokojnie udaje się na spacer, podpierając laską. Odwiedza dawnych przyjaciół, poznaje nowych – tak mówi o osobach bezdomnych. Swoim towarzyszom drogi ze szczegółami opowiada historie ludzi spotkanych na ulicy, nie ma w nich nikogo bez imienia. Czujnym okiem bada otoczenie, poszukując kolejnych. Wspomina również ulice, na których protestował przeciwko wyzyskowi i niszczeniu domów najuboższych w związku z Mundialem w Brazylii w 2014 r. Został wtedy wraz z protestującymi zagoniony w drogę bez wyjścia i użyto przeciwko nim granatów dymnych. Z powodu wieku oraz takich historii wolontariusze starają się towarzyszyć ks. Lancellottiemu, któremu i tak zdarza się jednak wymykać i spacerować samotnie. Nie ma czasu, gdy ktoś cierpi. Cierpiący nie może czekać!
W październiku tego roku ks. Julio Lancellotti odebrał telefon z nieznanego sobie numeru. „Tu papież Franciszek” – usłyszał po drugiej stronie słuchawki. „Byłem przerażony, kiedy się przedstawił. Powiedział, że zna trudności, jakich doświadczamy, zachęcił, aby się nie zniechęcać i, tak jak Pan Jezus, być z ubogimi” – wspomina. Ojciec Święty za pośrednictwem misjonarza przekazał bezdomnym swoje wyrazy miłości i wsparcia. O ich rozmowie wspomniał również podczas modlitwy Anioł Pański. Argentyński następca św. Piotra doskonale wie, jak wygląda ubóstwo w Ameryce Południowej i zna realia pracy wśród gangów i karteli. Pewnie dlatego tak mocno wspiera działania ks. Lancellottiego, który dla wielu Brazylijczyków jest jedyną ludzką nadzieją.
 
Ja z nimi mieszkam
Ks. Julio Lancellotti nie pomaga wyłącznie w sposób bezpośredni, ale angażuje się również w debatę na temat polityki społecznej i wspierania ludzi dotkniętych różnymi formami ubóstwa. Gdy jednak się czemuś sprzeciwia lub krytykuje, to zawsze działania, a nigdy człowieka. Pewnie dlatego może liczyć na wsparcie i przychylność wielu polityków różnych opcji, którzy korzystają z jego rad i doświadczenia, próbując rozwiązać rozmaite kryzysy. W tym roku ponad podziałami został ogłoszony laureatem Nagrody Praw Człowieka im. kard. Paulo Evarista Arnsa przyznawanej przez władze São Paulo. To duże wyróżnienie, gdyż ks. Lancellotti postrzega prawa człowieka jako coś niezwykle ważnego, co wywodzi się bezpośrednio z godności, jaką wszystkim ludziom dał Bóg. Dlatego sprzeciwia się ich naruszaniu wobec każdego, niezależnie od wyznawanej wiary, wartości, statusu społecznego lub materialnego. W swojej pracy jest zawsze głosem pokrzywdzonych. – Nie „pracuję” z osobami bezdomnymi. Ja z nimi mieszkam. Ponieważ „praca” wskazywałaby na to, że zajmuję się przedmiotami. Na życie trzeba patrzeć z ludzkiej perspektywy. To zadanie nie tylko dla zakonników. Nie umiałbym przeżywać mojego powołania, dehumanizujac życie – mówił w rozmowie z brazylijskim „El Pais”, który towarzyszył duchownemu przez jeden dzień jego życia, opisując je.
 
Trochę uczucia
Jeszcze tylko wizyta u osobistego lekarza, obowiązkowy test na COVID-19 i ks. Lancellotti może wrócić do swojego skromnego mieszkania pełnego ukochanych książek. Większość z nich zachował po swojej zmarłej matce i często do nich wraca. Gdy jeszcze żyła, była dla niego ogromnym wsparciem, choć nieraz musiała słuchać, że jej syn jest obrońcą bandytów. – Żal mi mojej rodziny. To, co robię, bardzo ich naraża – zwierza się. – W najtrudniejszych momentach kładłem się na ramieniu mamy i mówiłem: „Potrzebuję trochę uczucia”, a ona odpowiadała: „wybrałeś takie życie”. Teraz nie mam żadnego ramienia, na którym mógłbym się położyć. Ale mam przyjaciół, a siłę czerpię z wiary” – mówi i po chwili dodaje: – Czuję jej obecność, gdy siedzę na tej kanapie. Na szczęście ks. Julio Lancellotti może liczyć również na wsparcie arcybiskupa São Paulo kard. Odilo Scherera, który wie o wszystkich jego trudnościach. Powtarza mu zawsze: „Kto pomaga ubogim, z ubogimi cierpi”.
 

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki