Logo Przewdonik Katolicki

Jednym głosem o przestępstwach

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Przekonanie, że da się to jakoś zapudrować, przeczekać, że to atak, to źle rozumiana troska o Kościół

Co jakiś czas pojawia się w publicznej wypowiedzi głos mówiący, że duchowni, szczególnie biskupi, którzy zostali w jakiś sposób ukarani za własne nieobyczajne zachowanie lub za tuszowanie takiego zachowania u podwładnych, są ofiarami nagonek. Takie głosy pojawiają się i z prawej, i lewej strony. W ciągu ostatnich kilkunastu dni w ten sposób broniono bp. Janiaka i kard. Gulbinowicza. Tego pierwszego bronili kościelni konserwatyści, a tego drugiego przedstawiciele wrocławskich elit, kojarzeni raczej z krytykowaniem obecnej władzy. W obu przypadkach pada zarzut o to, że nie zastosowano prawa do obrony czy domniemania niewinności.
Każdy ma prawo do obrony i wobec każdego należy stosować zasadę domniemania niewinności. Dopóki ktoś nie zostanie prawomocnie ukarany przez sąd – lub przez władze kościelne po specjalnym postępowaniu – powinien być traktowany jako niewinny. Ale czym innym jest orzeczenie winy, a czym innym stosowanie środków zapobiegawczych najpierw, a później podporządkowanie się stosownym decyzjom stosownych władz. Jeśli istnieje podejrzenie, że ktoś krzywdzi powierzone sobie dzieci, trzeba go od dzieci odsunąć i sprawę wyjaśnić. Jeśli okaże się niewinny, sprawę skończyć i środki zapobiegawcze zawiesić. Ale jeśli okaże się winny, ukarać z całą stanowczością.
Nawet biskup – były też w Polsce ostatnio takie przypadki – może zostać przez Rzym zawieszony w swoich obowiązkach, by nie istniały żadne podejrzenia, że może wpływać na przebieg postępowania dotyczącego sprawy, 
w którą miał być podejrzany.
To niezwykle istotne z trzech powodów. Po pierwsze, sprawa walki z nadużyciami seksualnymi to kwestia wiarygodności Kościoła. To dlatego papież Franciszek wprowadził specjalne zasady – łącznie z odsunięciem z urzędu biskupa, który nie wykazał należytej staranności w walce z tym przestępstwem. I tu Kościół powinien mówić jednym głosem. Sytuacja, w której jedni mówią – walczmy z pedofilią, a inni mówią, że ta walka to nagonka na Kościół, jest niezwykle mętna. A w tej sprawie nie może być półcieni czy wieloznaczności. Ze względu na wcześniejsze zaniechania to Kościół musi dziś pokazać, że potrafi i chce z nadużyciami walczyć.
Po drugie, często za obroną Kościoła stoi źle rozumiany klerykalizm, taki, który każdą sytuację dla Kościoła ryzykowną uważa za złą. Niestety proces oczyszczania nie jest przyjemny. On boli, on może też sprawić, że wielu będzie zawiedzionych albo wręcz zwątpią. Problem 
w tym, że nie ma wyjścia. Jeśli Kościół chce 
z tego kryzysu wyjść, powinien stanąć w niekiedy bolesnej prawdzie. Przekonanie, że da się to jakoś zapudrować, przeczekać, że to atak, to źle rozumiana troska o Kościół.
Nie można też zapominać, że w centrum uwagi powinny być niewinne ofiary, a nie rzekome cierpienia ukaranych sprawców. To ofiara powinna być na pierwszym miejscu. Jeśli ofiary widzą, że za karanymi przez Kościół wstawiają się możni tego świata – wpływowi duchowni czy politycy, tym mniej chętnie gotowi są ujawnić swoje krzywdy. To zaś sprawia, że cała sprawa staje na głowie i to dobre imię hierarchów, którzy stali się przedmiotem kościelnych postępowań, liczy się bardziej niż cierpienie tych, których przez swoje uczynki i zaniedbania skrzywdzili. To też nie służy temu, by z Kościoła płynął jasny i wyraźny sygnał potępienia dla zbrodni pedofilii. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki