Logo Przewdonik Katolicki

Szukając pocieszenia

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Wydarzeń kulturalnych coraz mniej, ruch muzealny i koncertowy na świecie niemal zamarł. Za to na stronach newsowych tragedia i smutek. Same złe wiadomości.

Jedno popołudnie w tygodniu poświęcam na przeglądanie prasy zagranicznej. Powtarzam: przeglądanie. Przerzucam strony internetowych wydań, zmierzając do tych poświęconych kulturze. Na tych się zatrzymuję, szukam ciekawych wydarzeń i aktualności. Zwykle lubiłam to zajęcie, zasiadałam na kanapie z kawą w kubku i tak sobie czytałam to, co mnie zainteresowało. Czasem znajdowałam tam inspiracje do kolejnego artykułu, czasem do felietonu, a czasem po prostu zaspokajałam swoją ciekawość. Do niedawna strony informacyjne niezbyt mnie zajmowały, przez politykę i gospodarkę przelatywałam niby rakieta.
Ale zmieniło się sporo. Wydarzeń kulturalnych coraz mniej, ruch muzealny i koncertowy na świecie niemal zamarł. Za to na stronach newsowych tragedia i smutek. Same złe wiadomości. Przoduje oczywiście pandemia, liczby chorych i zmarłych. W polskich mediach jest jeszcze gorzej: pandemia, wzrastająca liczba zmarłych, kryzys w szpitalach, zdjęcia stojących przed SOR-ami karetek, rozpaczliwe świadectwa ratowników, kłótnie w rządzie, wściekłość malująca się na twarzach czołowego polityka tego kraju, fatalne decyzje podejmowane przez posłów i ministrów, protesty żądających aborcji na życzenie i brutalne policyjne akcje, kolejne kościelne afery z wykorzystaniem seksualnym, akcje masowej apostazji… Tak jakbyśmy brali udział w głosowaniu na najgorszą wiadomość.
Zauważam jak z każdym dniem w miejsce gniewu i niezgody pojawiają się u mnie coraz większe zniechęcenie, smutek i apatia. I że powoli zaczynam się im poddawać. Przygniata mnie zło, jakiego ten świat mi nie szczędzi. Każdemu z nas. Nie pamiętam takiego roku, nie przeżyłam żadnej wojny, więc to, co dzieje się dzisiaj – zwłaszcza w obszarach, na których mi zależy najbardziej – załamuje mnie. Nie wiem, dokąd zmierzamy. 
Pociesza mnie widok wróbli i sikorek przylatujących masowo na mój balkon, po raz pierwszy w życiu zaczęłam wysypywać im ziarno. Mogę patrzeć na nie godzinami.
W Adwent wchodzę w takiej właśnie kondycji. Nie traktuję okresów liturgicznych magicznie, więc nie oczekuję żadnej zmiany rzeczywistości, być może będzie jeszcze gorzej. To czas dla mnie. Nie będzie polegał na rannej czekoladce wyjętej z kalendarza adwentowego (no dobrze, nie jestem dzieckiem, są też kalendarze dla dorosłych kobiet, a zamiast czekoladek wyjmuje się codziennie miniaturowy kosmetyk). Otrzymaliśmy w tym roku większy podarunek: zostaliśmy zwolnieni z zakupowego szaleństwa, z biegania po sklepach i kupowania milionów niepotrzebnych rzeczy, z tej totalnej przesady konsumenckiej. Od nas zależy, co z tym podarunkiem zrobimy. Ja zamierzam zbliżyć się do jedynego Pocieszyciela.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki