Logo Przewdonik Katolicki

Kłopotliwe pojęcie praworządności

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Dwie główne strony ideologicznego sporu traktują pojęcie praworządności całkowicie wybiórczo i bronią jej tylko wtedy, gdy jest im to na rękę

Po jednym z ostatnich protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet (OSK), który został brutalnie potraktowany przez policję, nie mogłem wyjść ze zdziwienia, jak to możliwe, że ci sami, którzy jeszcze kilka dni wcześniej oburzali się na to, że mundurowi nie dość stanowczo potraktowali narodowców organizujących burdy na ulicach Warszawy, naraz zaczęli się oburzać na to, że brutalnie potraktowano OSK. Nie, policja nie zachowała się fair wobec protestujących przeciw wyrokowi TK w sprawie aborcji – nie ma podstaw, by mężczyźni w cywilu bili pałkami protestujących, którzy nie okazują agresji. Nie ma żadnych podstaw, by psikać gazem w posłankę, która pokazuje funkcjonariuszom legitymację poświadczającą jej immunitet. 
Problem jednak w tym, że mamy dziś do czynienia z zupełną schizofrenią społeczną. Obowiązkiem policji jest zapewnienie porządku, na przykład rozpędzenie nielegalnej manifestacji. Od kiedy zaś cała Polska została ogłoszona czerwoną strefą, nie wolno organizować zbiegowisk większych niż pięcioosobowe. Organizacja protestów czy marszów jest złamaniem przepisów sanitarnych i nie ma żadnego znaczenia, czy robi to OSK czy kibole, dla niepoznaki podający się za patriotów świętujących dzień niepodległości. Sporo się dziś mówi o praworządności, ale gdyby Polska była praworządna, organizatorki masowych protestów – podkreślmy, nielegalnych – siedziałyby na tej samej ławie oskarżonych, co ci, którzy zwoływali się na marsz 11 listopada, podczas którego doszło do gorszących burd. Jeśli chcemy, by policja pilnowała porządku, nie powinna patrzeć, czy organizatorzy nielegalnych manifestacji mają poglądy prawicowe czy lewicowe. 
Oczywiście inaczej powinni podejść funkcjonariusze do agresywnych kiboli, a inaczej do pokojowo w większości protestujących przeciwników wyroku TK. Inaczej – czyli zastosować inne środki, wobec pokojowych manifestantów, nawet jeśli jest to manifestacja nielegalna – nie trzeba być aż tak brutalnym. Ale trzeba być tak samo stanowczym, ponieważ każdy jest wobec prawa równy: tak kibol, jak i feministka. 
A jeśli już o praworządności mowa, zaskoczył mnie protest, jaki pojawił się w części mediów, po tym, jak policja zaczęła przesłuchiwać kobiety, które zakupiły w sieci pakiety zawierające środki farmakologiczne do chemicznej aborcji – numery telefonów do infolinii aborcyjnej wszak pojawiły się na murach, chodnikach i w mediach społecznościowych. Postępowanie policjantów nazwano nękaniem, a jedna z prawniczek wspierających proaborcyjne organizacje powiedziała w wywiadzie, że policja nie może zrobić nic kobietom, które korzystają ze swojego prawa do dokonania aborcji. To naprawdę zdumiewające. Aborcja jest w Polsce nielegalna, nie ściga się jednak kobiety, która jej dokonuje, ale osoby, które jej w tym pomagają lub te, które ją do tego zachęcają. W świetle prawa wysyłanie pakietów do aborcji farmakologicznej, jeśli nie zachodzi jedna z przesłanek zapisanych w ustawie, jest więc przestępstwem i raczej powinno się przyklasnąć policji, która usiłuje okoliczności tego przestępstwa wyjaśnić i ukarać winnych złamania prawa. 
Ale jak się okazuje praworządność jest pojęciem względnym. Walczymy o nią, gdy jest zbieżna z naszym światopoglądem, ale gdy mu zagraża, oburzamy się. Tak, pewnie część czytelników nazwie mnie symetrystą, ale mam wrażenie, że dwie główne strony ideologicznego sporu w Polsce traktują pojęcie praworządności całkowicie wybiórczo i bronią jej tylko wtedy, gdy jest im to na rękę. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki