Logo Przewdonik Katolicki

Dwie miłości Jana Pawła II

Massimiliano Signifredi, Rzym
Jan Paweł II z Giulio Andreottim, dożywotnim senatorem; Rzym, listopad 2002 fot. ANTONIO SCATTOLON/East News

Jan Paweł II przez 27 lat był nie tylko biskupem Rzymu, ale także prymasem Włoch. Ten zaszczytny tytuł dla papieża nie był oczywiście najważniejszy. Ale dla Wojtyły miał on szczególne znaczenie.

Przed objęciem bazyliki na Lateranie – kościoła katedralnego papieża – jako biskup Rzymu Wojtyła udał się z pielgrzymką do Asyżu i do grobu św. Katarzyny, patronów Włoch, chcąc niejako włączyć się w nurt świętości, którym żyje Italia. Bycie prymasem Włoch nie było bowiem dla Jana Pawła II przywilejem jedynie honorowym. I to nie tylko dlatego, że będąc Polakiem, zinterpretował tytuł prymasa w szerokim i pełnym jego znaczeniu, à la Wyszyński, ale przede wszystkim dlatego, że on sam mówił o sobie i czuł się głęboko Włochem, i to w sposób o wiele bardziej wyrazisty niż robili to jego poprzednicy narodowości włoskiej.

Pozostał Polakiem
Dla Wojtyły ojczyzną była przede wszystkim Polska, do której odczuwał synowskie przywiązanie. „Ja, Jan Paweł, syn narodu polskiego” – wołał w Composteli w 1982 r. To wyrażenie powraca w jednym z najintensywniejszych przemówień długiego pontyfikatu, w UNESCO, które ujawnia tak wiele przemyśleń Wojtyły: „Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć, a mimo to on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość (…) i suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę”.
Wojtyła akcentował swoje pochodzenie, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, którzy niemal pozbawili się tożsamości narodowej, nie tracąc jednak zainteresowania sprawami włoskimi. Pius XII, przyjmując Włochów, mówił o „waszej ojczyźnie”. Paweł VI, mimo że kilkakrotnie podróżował po Włoszech jako papież, nigdy podczas swojego pontyfikatu nie wrócił ani do rodzinnej Brescii, ani do archidiecezji mediolańskiej. Jan Paweł II był i nazywał siebie Polakiem, nawet wbrew protokołowi, aż do podpisania listu apostolskiego Rutilans Agmen z 1979 r.: „Jan Paweł II, Polak”.
Podkreślanie swoich narodowych korzeni wydawało się dziwne na Zachodzie, poczynając od Włoch, których kultura, w latach sprzeciwu ideologicznego, była niemal uczulona na słowo „ojczyzna”. Głównie z powodu nadużyć, jakich dopuścił się na tym słowie faszyzm. Jan Paweł II był tego świadomy i dlatego wykorzystywał każdą okazję, aby opisywać swoją oryginalną wizję ojczyzny i narodu. Robił to także po to, aby nie budziła ona nacjonalistycznych skojarzeń. „Nie chcę być przez nikogo oskarżony o lokalny patriotyzm. Muszę na to zwrócić szczególną uwagę, zwłaszcza po 16 października ubiegłego roku ” – zwierzył się Wojtyła w „nieformalnym i improwizowanym” przemówieniu do grupy przełożonych zakonów męskich w Częstochowie podczas swojej pierwszej podróży do Polski w 1979 r.
Podczas pierwszego spotkania z ambasadorami akredytowanymi przy Stolicy Apostolskiej Jan Paweł II zauważył: „Historia mojej Ojczyzny nauczyła mnie poszanowania specyficznych wartości każdego narodu, każdego ludu, jego tradycji i praw wśród innych ludów”. Ale nawet w Polsce Ludowej, gdy narracja narodowo-komunistyczna Gomułki się wyczerpała, upieranie się Wojtyły przy pojęciu „ojczyzna” mogło wybrzmiewać anachronicznie, jeśli nie podejrzanie dla uszu socjalistycznych przywódców, przyzwyczajonych do wykorzystywania patriotyzmu wyłącznie do celów propagandowych. Znamienne było więc wyjaśnienie, jakie Jan Paweł II zaproponował Edwardowi Gierkowi przy okazji spotkania w Warszawie 2 czerwca 1979 r.: „Słowo ojczyzna ma dla nas takie znaczenie, koncepcyjne i emocjonalne, jakiego inne narody Europy i świata zdaje się, że nie znają, zwłaszcza te, które nie doświadczyły – jak nasz naród – historycznych zniszczeń, niesprawiedliwości i zagrożeń”.

Oddał serce Italii
Mimo swojego synowskiego patriotyzmu Jan Paweł II czuł się również głęboko Włochem. W tym kraju odbył 146 podróży i wizyt duszpasterskich. Był całkowite zanurzony w realiach eklezjalnych i społecznych półwyspu. 
Kiedy było to konieczne, Wojtyła poczuwał się również zobowiązany interweniować w sprawy wewnętrzne państwa włoskiego. Między innymi stanął on w obronie jedności Włoch, zagrożonej kryzysem politycznym początku lat 90. i powstaniem secesyjnych sił politycznych, takich jak Liga Północna. Historyk Andrea Riccardi, założyciel Wspólnoty Sant’Egidio i wieloletni przyjaciel Jana Pawła II, świetnie ilustruje tę postawę Wojtyły anegdotą: „Pamiętam jeden z obiadów w Castel Gandolfo. W tamtym czasie Liga mówiła o secesji północnej. [Jan Paweł II] uderzył dłońmi w stół i powiedział: «Co to państwo robi? Czy to możliwe, że tylko papież dba o jedność Włoch?!»”. 
Cechą charakterystyczną duszpasterzowania włoskiego prymasa Wojtyły było więc łączenie. Nigdy nie przeciwstawiał on sobie tradycji i postępu, pobożności ludowej i dojrzałej wiary. Te kategorie bywają oczywiście uważane za wzajemnie sprzeczne, tak jakby ich przeznaczeniem miało być zawsze pęknięcie i zderzenie. Wojtyła widział to inaczej: był przyjacielem intelektualistów chrześcijańskich, ale cenił sobie również sanktuaria, przekonany, że Włosi, pomimo sekularyzacji, na nowo odkrywają sacrum.
Całkowicie zanurzając się w kościelną rzeczywistość naszego półwyspu, Jan Paweł II zabiegał, aby Kościół włoski powrócił do wiodącej roli, siły napędowej w sprawach kraju, nie na płaszczyźnie politycznej oczywiście, ale na poziomie religijnym, społecznym i kulturowym. Wojtyła odcisnął swoje piętno we Włoszech, ale dla wielu moich rodaków pozostał po prostu „papieżem”. Wystarczy wspomnieć o współczuciu okazanym przez Włochów papieżowi z Polski w trudnych chwilach jego pontyfikatu, takich jak zamach w 1981 r., ale też o uczuciach radości, których motywem był na przykład Wielki Jubileusz 2000 roku ze Światowymi Dniami Młodzieży na Tor Vergata w Rzymie – wydarzeniu, które prawdopodobnie pozostawi ślad na więcej niż jednym pokoleniu. Ponadto, jak można byłoby zapomnieć o wystąpieniu Wojtyły w Dolinie Świątyń w Agrigento? To zdecydowane i prorocze potępienie mafii głęboko wpisało się w zbiorową pamięć Włochów.

Katolicyzm ludu
Zgodnie ze swoją oryginalną wizją Wojtyła czuwał nad zwykłym duszpasterstwem parafii, ale nalegał również na ewangelizację, sprzyjał ruchom kościelnym, ale wzmacniał też miejsca pobożności ludowej. Chrześcijaństwo ludu, które Jan Paweł II zamierzał umacniać na Zachodzie, to więc nie tyle pobożność ludowa, ile przeżycie chrześcijańskie, złożone i wielopostaciowe. Kościoła – zdaniem Wojtyły – nie da się ująć w jakąś pastoralną geometrię, należy go natomiast postrzegać jako efekt historycznego rozwarstwienia naznaczonego złożonością. Oto katolicyzm ludu Jana Pawła II: zbiór różnych wymiarów doświadczenia religijnego, także tych, które się od siebie różnią. Żaden z tych wymiarów nie powinien być zaniedbany, ponieważ każdy wytycza cenną drogę dla samej wiary. Jego wizja Kościoła nie różni się więc od wizji papieża Franciszka, której w obu przypadkach nie symbolizuje kula, ale „wielościan, odzwierciedlający zbieg wszystkich jego elementów, które zachowują w nim oryginalność (EG, 236).
Jan Paweł II jest niekwestionowanym bohaterem XX wieku. Przeżył go z pasją i wpłynął na bieg jego historii. Dlatego trzeba się strzec przed zredukowaniem jego postaci do „świętego z obrazka” – lub brzydkich posągów, których jest wiele we Włoszech i Polsce; jego biografii do hagiograficznego zbioru anegdot; spuścizny jego nauczania – wciąż aktualnego i obowiązującego – do nazw ulic, szkół czy instytutów kultury religijnej, którym nadano jego imię. Rozpowszechniło się wśród polskiej młodzieży obraźliwe powiedzenie „Odjaniepawlać”, nad czym z goryczą ubolewał o. Maciej Zięba. Prawdą jest jednak, że dziedzictwo Jana Pawła II jest rzeczywiście kruche – jak stwierdza tytuł niedawno wydanej książki ks. Alfreda Wierzbickiego – i wymaga ponownego odczytania go w świetle całej złożoności ponowoczesnej epoki, w której żyjemy. Jest to bowiem czas przesycony duchem indywidualizmu i pesymizmu, pozbawiony pasji o wymiarze uniwersalnym i bez historii, skoncentrowany na tym, co „teraz”. Ale właśnie dlatego patrzenie na tego olbrzyma, który pokazał nam, że można wywrzeć realny wpływ na bieg pozornie nieuniknionych wydarzeń, powinno nas uwalniać od strachu przed przyszłością.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki