Legendy powstają zwykle po skończonym boju. Tempo ich rozkwitu jest różne, ale interpretując historię z perspektywy swoistego spadkobiercy pamięci – człowieka współczesnego, często gubimy dawny punkt widzenia, ówczesny stan świadomości, orientację co do faktów. Legenda uwielbia przyćmiewać źródła. Dlatego sięgnijmy dziś po zbiór lakonicznych, rzeczowych komunikatów Sztabu Generalnego, wydany pod koniec 1920 r. jako Pierwsza wojna polska.
Na cytowanych tam obwieszczeniach bazowała codzienna prasa w całym kraju.
Wieści z pola walki: „Kontrofensywa w większym stylu”
Zwrot w „osiemnastej decydującej bitwie w dziejach świata” w przekazie prasowym Sztabu prezentuje się – zwłaszcza z perspektywy naszej „histerycznej medialnie” epoki – nieco statecznie. Telewizje dzisiejsze mogłyby uczyć się powściągliwości i umiaru.
Sytuację na froncie północnym, oczywistą jako bilans „historycznego dnia” – 15 sierpnia, charakteryzowano następująco: „Zapoczątkowana przez generała Sikorskiego kontrakcja naszej armii północnej, pomimo bardzo trudnych warunków, rozwija się w dalszym ciągu nader pomyślnie. Nie bacząc na ciężkie straty i zacięty opór przeciwnika (…), oddziały armii północnej na całej linii posuwają się naprzód. (...) Nieprzyjaciel w poszczególnych punktach rozpoczął gorączkowy odwrót. (…) Rezultaty te dają się już odczuwać nader dodatnio w armii naszej, broniącej stolicy”.
Sztab mocniej jeszcze dawkuje emocje związane z działaniami na kluczowym „froncie środkowym”: „W dniu dzisiejszym armie frontu środkowego rozpoczęły kontrofensywę w większym stylu, pod bezpośredniem kierownictwem Naczelnego Wodza. (…) Zdobycz już dotychczas znaczna”.
Świadomość rzeczywistego przełomu, owego frontowego cudu, miała do czytelników gazet dotrzeć z pewnym opóźnieniem. Szczegóły nie były znane, czekały na interpretacje i przesiew wojskowej cenzury. Sztab Generalny „w zbliżeniu” podaje jedynie wzmiankę o „starciach wręcz pod Radzyminem”, o „ujęciu komisarza bolszewickiego” oraz komplementuje postawę „dzielnych wojsk poznańskich”.
Za to już 16 sierpnia Polacy dowiadują się o ofierze ks. Skorupki! „Ze szczególnem uznaniem należy podkreślić bohaterską śmierć xiędza Ignacego Skorupki, kapelana z 8-ej dywizji piechoty, który w stule i z krzyżem w ręku przodował atakującym oddziałom” – donosił Sztab Generalny. Na tak długi akapit nie mógł liczyć w powściągliwym sprawozdaniu nawet sam Naczelny Wódz.
Młot na dekowników!
Edward Ligocki – żołnierz i literat, piewca tytanicznych wysiłków Centralnego Komitetu Propagandy, nieprzejednany hallerczyk i frankofil, wypowiedział w 1920 r. własną wojnę – stanął śmiało przeciwko niedowiarkom, defetystom oraz dekownikom wszelkiej maści!
Pisarz jest w swojej pasji srogi, oskarżycielski; tytułując co prawda swój tom wspomnień Nowa legenda, współtworząc zatem literacki monument Bitwy Warszawskiej, zostawi nam obraz Polski rozdartej, gdzie bojowy duch Armii Ochotniczej zderza się boleśnie z apatią miejskich dorobkiewiczów, z fatalistycznym pesymizmem przechodniów.
Autor cierpi katusze, dokonując porównania znanych mu nastrojów ulic Paryża okresu Wielkiej Wojny z morale części salonów warszawskich. Według Ligockiego zmobilizowany Paryż nie zwątpił w siebie nigdy, Warszawa zaś (i Polska!) była dosłownie o krok od duchowej klęski!
Gorzkie doprawdy znajdujemy cytaty: „Polska apatyczna i senna, patrzy wzrokiem widza z kinoteatru na zastępy chłopaczków szkolnych, skautów ofiarnych, młodzieńczyków męskości dalekich. Polska toleruje obojętność, tchórzostwo, bezwstyd. (…) Pozwala, by szły dzieci na front, gdy setki tysięcy mężczyzn zdrowych i silnych gniją po domach (…) Kobieta polska może patrzeć spokojnie na tych mężów, braci, synów i narzeczonych, kryjących się przed służbą wojskową, włóczących się po biurach i skamlących o przydział gdzieś daleko za frontem. (…) Kto dziś idzie do wojska, kto wstępuje masami? Robotnicy i dzieci. Robotnicy – bo do młota, niebezpieczeństw i razów nawykli. Dzieci, bo mają żywe, szczeropolskie serca – i nie zdążyły jeszcze przesiąknąć ta gangreną moralną, która jak upiór serca i mózgi wysysa”.
Zadziorność pozostanie Ligockiemu już na zawsze. Będzie wychwalał Hallera, umniejszając Piłsudskiego. Żeromskiemu publicznie zarzuci nihilizm. W czasie II wojny światowej wyda własnym sumptem broszurę, będącą prawdziwym pręgierzem dla przegranej sanacji – za „literackie awanturnictwo” zostanie nawet wydalony z wojska.
W kontekście Bitwy Warszawskiej warto zaznaczyć, że Ligocki wydał w roku 1927 powieść fantastyczną Gdyby pod Radzyminem…, w której apokaliptycznie nawiązuje do swoich tropów z czasów zmagań polsko-bolszewickich.
Trzy dni „pod władzą rad”
Wojna lubi zaskoczenie, niespodziewane zmiany – dokładnie kiedy dokonywał się Cud nad Wisłą, leciwe i zacne miasto Brodnica wpadało właśnie w ręce bolszewików! Przyglądał się temu – zresztą nie bezczynnie, a z bronią w dłoniach – miejscowy urzędnik, Sylwester Bizan. Zostawi on po sobie niezwykle sumiennie zredagowaną pracę archiwistyczną, opisującą dzieje powiatu brodnickiego w kontekście walk niepodległościowych, począwszy od lokalnej konspiracji POW w roku 1914.
Upadek i rychłe odbicie miasta od Rosjan to ostatnie rozdziały unikatowej książki.
Okupacja bolszewicka trwała w mieście zaledwie trzy dni, ale burzliwy czas przyniósł Bizanowi obserwacje nader ciekawe; kronikarz zebrał także zeznania innych mieszkańców oraz zabezpieczył w całości teksty odezw, rozkazów i przemów publikowanych przez wroga. Miała Brodnica wielkie szczęście trafić na przytomnego kustosza swoich wojennych dziejów! Piszącego do tego przyjemnym, wartkim stylem: „Niejeden z obrońców Brodnicy, cofając się, miał łzy w oczach i bronił się do ostatniego. (…) Najpierw wpadli kozacy, na małych konikach, badając sytuację. (…) Większość mieszkańców Brodnicy i okolicy, zwłaszcza ludzie więcej zamożni, ruszyli w świat na nieznane jutro. Ci, co pozostali, z rezygnacją i rozpaczą musieli patrzeć na sceny, od których widoku krwawiło się serce. Wojsko rozlokowało się po ulicach i placach. Strzelanina trwała przez całą noc, ponieważ między Polakami było wielu, którzy odbyli całą wojnę światową i dla których wojowanie nie było nowością. Podchodzili kilkakrotnie, chcąc odbić Brodnicę. W poniedziałek, 16 sierpnia, rozpoczęło się wojsko bolszewickie pchać do domów, zajmując najlepsze pokoje i kładąc się często w butach do łóżek. Na ulicach gromadziły się tłumy gapiów, którym wykładano program bolszewicki. (…) Niemcy rozbili biura magistratu i rozpoczęli urzędować. (…) Panie Niemki kazały sobie szyć nowe suknie, koloniści niemieccy hojnie raczyli swych sprzymierzeńców rosyjskich pieczywem, mięsiwem i wódką, nie rzadko dekorując nawet domy na ich powitanie. Około południa odbył się pogrzeb komisarza bolszewickiego, który dnia poprzedniego poległ w bitwie, w pobliżu wieży wodociągowej. Wieziono go naokoło Rynku w otwartej trumnie, na lawecie. Obok siedziała jego żona, z miną nieco teatralną. Pochowano go na ewangelickim cmentarzu”.
Slogany rewolucji
Prawdziwym cymesem jest kompletny tekst przemówienia komendanta rosyjskiego Rewy, wygłoszonego w brodnickiej strzelnicy. Bizan bazował na przygotowanym wcześniej „komandirowi” tłumaczeniu niemieckim.
Wykrzykiwano agitacyjne, rewolucyjne slogany: „Nie ustaniemy w naszych wysiłkach, nie ustaniemy z naszą siłą, chcemy zmagać się do końca, chcemy wywalczyć panowanie robotnika! Cztery lata trwa już wojna, trwa praca o oswobodzenie robotnika, który uciemiężony jest przez kapitalizm i burżuazję. (…) Złączcie się z nami, abyśmy mogli zniszczyć kapitalizm i arystokrację!” – usłyszeli między innymi zebrani na wiecu.
Kronikarz z satysfakcją puentuje: „Chcieli zawojować całą Europę, ba, cały świat, a już w środę dnia 18 sierpnia 1920 roku tak pośpiesznie z Brodnicy uciekać musieli (…)!”. Rzeczywiście, bolszewicy uciekli, wyparci fachowym, kombinowanym natarciem polskim z udziałem lotnictwa, zaimprowizowanych pociągów pancernych, ułanów, wydzielonej grupy szturmowej.
Tak wyglądał brodnicki Cud nad Drwęcą!