Żartowali, ponieważ on sam także miał dystans do siebie i to wśród najcięższych doświadczeń. Dotknięty rakiem, pozbawiony nogi, pocieszał smucące się nad jego losem rodzeństwo, mówiąc: „Spokojnie, po amputacji przynajmniej będę krócej mył nogi i obcinał paznokcie”.
Żywe srebro
Współcześni nastolatkowie i ludzie młodzi idą ostatnimi czasy przez Kongregację ds. Świętych jak burza. Nie dalej jak w czerwcu ogłoszono datę beatyfikacji Carlo Acutisa, 15-letniego fascynata komputerów i Eucharystii. Natomiast wcześniej, w maju, Czcigodnym Sługą Bożym został 19-letni Matteo Farina – „tajny agent Pana Boga” wśród zlaicyzowanych rówieśników, również Włoch. Na koniec pandemii czeka też przesunięta z jej powodu beatyfikacja 24-letniej Włoszki Sandy Sabattini, a kilka tygodni temu („Przewodnik” 27/2020) pisaliśmy o francuskiej 8-latce, której proces beatyfikacyjny ruszy lada chwila.
Ogłoszony teraz Czcigodnym Sługą Bożym Angiolino Bonetta wyprzedził ich wszystkich w drodze do świętości, bo urodził się niedługo po II wojnie światowej w rodzinie ubogich robotników w miasteczku Cigole, niedaleko Brescii na północy Włoch. Od dziecka rozmodlony i zakochany w Eucharystii był również zwykłym chłopakiem, o którym rodzice mówili „żywe srebro”, tak bardzo nie mógł usiedzieć w miejscu. Wspólnie z rodzeństwem całe dnie spędzał na dworze, biegając za piłką lub pływając w pobliskiej rzece. Był wielkim fanem Juventusu Turyn.
Gdy miał 11 lat, zaczął skarżyć się na ból nogi i po serii badań zdiagnozowano u niego raka kości. Aby ratować życie chłopca lekarze zdecydowali o amputacji kończyny. Dla chłopaka uwielbiającego grać w piłkę to musiał być wstrząs. Ale zniósł go nad wyraz dojrzale. Wioząca go na operację siostra zakonna spytała, czy chciałby komuś ofiarować swoje cierpienie. „Już to zrobiłem. Ofiarowałem wszystko Jezusowi za nawrócenie grzeszników” – odpowiedział Angiolino.
Jak się okazało, inspiracją w takim pojmowaniu własnego doświadczenia była dla niego historia objawień w Fatimie, zwłaszcza prośba Maryi kierowana do widzących Ją dzieci, by szczególnie modliły się w intencji nawrócenia ludzi zmierzających prosto do piekła. Od tego momentu to była jego prawdziwa misja: aktywnie współuczestniczyć w ratowaniu od piekła grzeszników.
Pierwszą „akcję” podjął zaraz po operacji amputacji jego nogi. Poproszono go o modlitwę w intencji pewnego protestanta obrażającego Kościół katolicki. Gdy tylko Angio o tym usłyszał, po wyjściu pielęgniarek zsunął się z łóżka na ziemię i całą noc spędził na posadzce pogrążony w modlitwie za tego człowieka. W niedługim czasie protestant poprosił o katolickie sakramenty i umarł pojednany z Bogiem.
Burza łask
Takich jego działań było więcej. Leżąc na oddziałach szpitalnych, zachęcał innych cierpiących do modlitwy, ufności Bogu i ofiarowywania Jemu swojego cierpienia. Prawdziwe wsparcie w tych działaniach znalazł w rodzącej się dopiero wtedy wspólnocie Cichych Pracowników Krzyża, którą kilka lat wcześniej powołał do istnienia włoski kapłan bł. Luigi Novarese. Okazało się, że to, co było zaledwie duchową intuicją 10-letniego chłopca, ten błogosławiony ksiądz uczynił duchowością i misją nowego stowarzyszenia katolickiego.
Angiolino i ks. Novarese spotkali się zresztą osobiście, ponieważ rodzice przywieźli chłopca na rekolekcje dla chorych, prowadzone przez niego w domu nowo powstałej wspólnoty w miejscowości Re w górach Piemontu. Wywiązał się wtedy między nimi ciekawy dialog.
„Angiolino, słyszałem, że chcesz jechać do Lourdes. Dlaczego?” – spytał ks. Novarese. „Chcę prosić Matkę Bożą o uzdrowienie, żebym mógł pomagać tobie, don Luigi” – odparł chłopak. „A nie lepiej byłoby odwołać się do woli Bożej?” – dopytywał kapłan. „Pewnie tak, ale o uzdrowienie też mogę Ją prosić” – odpowiedział nastolatek. „A gdyby Maryja potrzebowałaby Ciebie chorego do swoich dzieł, sprzeciwiłbyś się?” – zapytał ksiądz. „Na pewno nie, don Luigi! Do tej pory prosiłem o uzdrowienie, ale od teraz będę prosić tylko o łaskę uczynienia siebie świętym. Będę pielgrzymował do Lourdes w twoich intencjach” – odparł Angiolino.
Od czasu tego spotkania Angiolino zaczął więcej angażować się w posłannictwo założonej przez ks. Novarese Wspólnoty Cichych Pracowników Krzyża. Modlitwa i ofiarowywanie nawet najdrobniejszych cierpień Bogu za nawrócenie grzeszników pomagały mu znosić coraz uciążliwszą chorobę. Amputacja nogi nie powstrzymała bowiem nowotworu, wkrótce pojawiły się przerzuty do płuc i kolejne bolesne terapie.
W maju 1962 r. ks. Novarese, poruszony dojrzałością chłopca, zaprosił go do złożenia ślubów we wspólnocie. Konieczna była dyspensa z uwagi na młody wiek kandydata. W rozmowach chłopiec podkreślał jednak, że to dzieło go uskrzydla. „Odkąd przyłączyłem się do Cichych Pracowników, Pan dał mi nieznaną dotąd burzę łask. Czuję się silny jak lew i śpiewam od rana do wieczora” – mówił Angiolino.
Pojawiały się kolejne przypadki wyproszonych przez niego nawróceń. Na oddziałach szpitalnych nieraz widziano go, jak odmawia z innymi pacjentami Różaniec czy wspiera psychicznie najgorzej się czujących. Komunię św. przyjmował codziennie, o ile tylko jego stan na to pozwalał.
Oto moja godzina
Sytuacja znacznie pogorszyła się w styczniu 1963 r. „Wiosnę spędzę już, biegając po łąkach nieba” – powiedział mamie. Agonia zaczęła się 27 stycznia. Angiolino jeszcze się wyspowiadał, przyjął wiatyk i modlił razem z czuwającymi przy nim bliskimi. W nocy 28 stycznia obudził się nagle i powiedział: „Mamo, to już. Oto moja godzina”. I patrząc na figurę Maryi na stoliku nocnym, zmarł.
Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1988 r., a kult do dziś rośnie w siłę. Kilka dni po ogłoszeniu dekretu o heroiczności cnót Angiolino będąca centrum tego kultu jego rodzinna parafia napisała, że zainteresowanie jego osobą jest tak duże, iż nie nadążają z drukowaniem i wysyłaniem materiałów o nim.
Polskie dziedzictwo
– Angiolino to bez wątpienia postać niezwykle mocna dla współczesnych młodych ludzi, którzy mają wszystkiego pod dostatkiem. On uczy, że można nawet najdrobniejsze życiowe trudności ofiarować Bogu i nimi służyć – mówi s. Małgorzata Malska, przełożona wspólnoty Cichych Pracowników Krzyża w Polsce.
Wspólnota zawiązała się w naszym kraju jeszcze za życia bł. ks. Novarese. Jej wielkim przyjacielem był św. Jan Paweł II. Wspólnota prowadzi w Głogowie Dom „Uzdrowienie chorych”, służąc rekolekcjami i turnusami rehabilitacyjnymi osobom chorym i niepełnosprawnym.
Na terenie 7 diecezji działa również Centrum Ochotników Cierpienia, łączące osoby chore i zdrowe, wspólnie ofiarowujące swoje codzienne cierpienia jako zadośćuczynienie za grzechy, z prośbą o nawrócenie grzeszników oraz w intencji papieża i kapłanów.
– Wcześniej osoby chore były w apostolstwie traktowane jako przedmiot działań, ktoś, komu trzeba przede wszystkim pomóc. Bł. ks. Novarese zwrócił uwagę, że one same też mogą współdziałać i włączać się w apostolstwo swoim cierpieniem – mówi s. Małgorzata. Duchowością ks. Novarese żyje obecnie w Polsce ok. 3 tys. osób indywidualnych, zarówno duchownych jak i świeckich.