Logo Przewdonik Katolicki

Słodkie jarzmo osobowości

ks. Mirosław Maliński
fot. Unsplash

Jakie cechy mojej osobowości są mym największym brzemieniem? Jak w ich dźwiganiu korzystam ze wsparcia Chrystusa?

Chrystus ani słowem nie wyjaśnia, cóż to za brzemię jest lekkie, a cóż to za jarzmo jest słodkie. Może dla każdego jest ono inne, w pełni spersonalizowane i dopasowane do cech indywidualnych: zdolności, słabych stron, temperamentu, wychowania, zamożności, a nawet płci. Wynika nie ze specyfiki tego, co Chrystus na nas nakłada, ale raczej z naszej poranionej natury. Każdy choleryk musi założyć uzdę na agresywny rys swej osobowości, mocno ściągnąć lejce i powtarzać sobie do znudzenia: „Daj żyć wszelkim ofermom, popaprańcom i innym niedorajdom. Dla nich też jest miejsce pod wielkim dachem nieba”. Ten, kto odkrywa w sobie cechy flegmatyczne, musi zachęcać się do wszelkiej aktywności, a pragnienie życia w zgodzie ze wszystkimi ludźmi przynajmniej raz po raz przełamywać wyrażaniem własnego zdania, własnych potrzeb i pragnień. Pozwolić sobie choćby na odrobinę fascynacji. Ci, którzy żyją pod jarzmem melancholizmu, skazani są na nieustanną rezygnację z naturalnych u nich podejrzeń, supozycji i posądzeń innych ludzi, w tym często najbliższych, o złą wolę, wrogie działania, a przynajmniej takie zamiary. Sangwinicy, którzy nieustannie chcą być fascynujący, błyszczeć w każdym towarzystwie i stanowić jego centrum, ciągle muszą  smokowi swego wielkiego ego odcinać odrastające głowy egocentryzmu. Ich wysiłek, ich jarzmo, to pozwolić zaistnieć komuś, kto ich zdaniem jest nudny i nie ma nic do powiedzenia, czyli zejść ze środka sceny i zrobić miejsce innym. A prócz tego – każdego dnia odnaleźć to wszystko, co zgubili lub nie wiedzą, gdzie pozostawili, a może to być nawet własny samochód. 
Nie chcę już tutaj wspominać jarzma, jakie nam zgotowało dzieciństwo (każde dzieciństwo), szkolne traumy, zawody miłosne i perypetie zawodowe. Wszystkie te garby winniśmy zarzucić na plecy i ruszyć drogą Ewangelii. Każdy objuczony na swą własną modłę, z całym tym obciążeniem, utrudzeniem i nieradzeniem z sobą, powinien przyjść do Chrystusa, a on nas pokrzepi. I znajdziemy ukojenie. Okaże się, że tak dźwigane brzemię nie jest wcale takie ciężkie, a nawet staje się słodkie, choć droga prowadzi pod górę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki