Logo Przewdonik Katolicki

Niezwyciężony „Teddy”

Natalia Budzyńska
fot. Galapagos films

Wygrywał walki bokserskie w obozach koncentracyjnych. Kibicowali mu współwięźniowie i wysocy oficerowie SS. Tadeusz Pietrzykowski, „Teddy”, zmarł w 1991 r., teraz powstaje fabularny film oparty na jego niezwykłej biografii.

Losy Tadeusza Pietrzykowskiego, który najważniejsze walki w swoim życiu stoczył w obozach koncentracyjnych, zainspirowały w przeszłości twórców: Józef Han opierając się na jego historii, napisał nowelę Bokser i śmierć, a na jej podstawie słowacki reżyser Peter Solan nakręcił w 1962 r. film o takim samym tytule. Jednak nawet jeśli ktoś słyszał o obozowych walkach bokserskich, to nie tyle o „Teddym”, ile o Salamo Arouchu, greckim pięściarzu żydowskiego pochodzenia, bohaterze amerykańskiego filmu Triumf ducha z 1989 r. Arouch walczył o swoje życie, przegrana walka oznaczała dla niego śmierć w komorze gazowej. Stoczył w Auschwitz ponad dwieście walk i wszystkie wygrał, ale z „Teddym” nigdy się na ringu nie spotkał. Kiedy Arouch znalazł się w Auschwitz, Pietrzykowskiego już tam nie było, walczył wtedy w innym obozie koncentracyjnym, w Neuengamme koło Hamburga. Obaj doczekali końca wojny w Bergen-Belsen. Arouch na oświęcimskim ringu walczył za to z innym polskim pięściarzem, wicemistrzem Europy z 1939 r. i kilkukrotnym mistrzem Polski, Antonim Czortkiem. Czortka przywieziono do Auschwitz latem 1943 r. Został rozpoznany prawdopodobnie przez niemieckiego kapo, mistrza Niemiec w wadze średniej, Waltera Dunninga, zwanego też „krwawym Walterem”. To on miał być inicjatorem organizowania w obozie bokserskich walk, a jednym z jego pierwszych przeciwników na ringu był „Teddy”. O „Teddym” opowiadano sobie w obozie długo, stał się legendą, o czym w opowiadaniu U nas w Auschwitzu zaświadczał Tadeusz Borowski, pisząc: „Jeszcze tkwi tu pamięć o Numerze 77, który niegdyś boksował Niemców jak chciał, biorąc na ringu odwet za to, co inni dostali na polu”.

Numer 77
„Gdy spoglądam na niego, wydaje mi się niepodobieństwem nie zapamiętać jego twarzy. Niebieskie łagodne oczy i niezmącony wyraz pogody mogą zmylić wielu niewtajemniczonych. Pomyśli sobie taki jeden z drugim: ot, chuchro. A tymczasem «chuchro» może wrzepić takie cięgi, o jakich się wielu nie śniło! I dlatego radzę życzliwie: przyjrzyjcie się państwo fotografii. Jeśli tego młodzieńca o nieskalanej twarzy spotkacie przypadkiem na swej drodze, ustąpcie mu przezornie miejsca. Leży to doprawdy w waszym interesie” – tak pisał dziennikarz sportowy w 1939 r. o 22-letnim dobrze zapowiadającym się polskim pięściarzu. Wojna przerwała jego sportowe marzenia. We wrześniu brał udział w obronie Warszawy, potem próbował dostać się do Francji i przyłączyć do formowanego tam wojska polskiego. Został jednak złapany, a następnie aresztowany. Przetrzymywany był przez Gestapo w więzieniach w Muszynie, Nowym Sączu i Tarnowie. W czerwcu 1940 r. wraz z kilkusetosobową grupą więźniów z południa Polski został odtransportowany do Auschwitz. Był to pierwszy masowy transport do tego obozu zagłady. Tadeusz Pietrzykowski otrzymał numer 77. W archiwum byłego obozu Auschwitz-Birkenau zachowała się relacja Tadeusza Pietrzykowskiego, w której dokładnie opisał swoje wspomnienia z tego okresu. Scenarzyści mieli z czego korzystać.
Dla więźniów wytrzymałość Pietrzykowskiego na ból i uderzenia strażników była zdumiewająca. Kiedy okazało się, że jednym z najgroźniejszych i siejących postrach kapo był niemiecki bokser, wpadli na pomysł zaaranżowania walki o … chleb.
Pietrzykowski ważył 40 kilogramów, „krwawy Walter” był cięższy o co najmniej 30. „Rozpoczęła się walka. Zanim to nastąpiło, w umyśle jak błyskawica przewinęła się moja uprzednia kariera bokserska: sylwetka trenera Stamma, pierwsza i ostatnia walka. Wiedziałem jedno: że muszę walkę wygrać. (…) Był to dobrej klasy bokser zawodowy. Nie wiem, kto z nas był lepszym bokserem. Ale wiem jedno, że są takie chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością” – wspominał Pietrzykowski walkę, dzięki której przeżył obozy. Boks stał się w Auschwitz bardziej popularny od piłki nożnej, wkrótce walki między więźniami odbywały się w każdą niedzielę, walczono o przydział do lepszego komanda, o bochenek chleba, o kocioł zupy dla całego bloku, aż wreszcie walki stały się ulubioną rozrywką wysokich rangą esesmanów. Na konkretnych zawodników stawiano całkiem wysokie sumy.
Tyle że „Teddy” stał się coraz bardziej bezczelny wobec esesmanów, coraz bardziej pewny siebie, a im coraz mniej podobało się to, że regularnie wygrywał walki z Niemcami.

„Nie bij synu, nie bij”
W przygotowywanym filmie na pewno zobaczymy też inne oblicze działalności obozowej Pietrzykowskiego, który należał do jednej z konspiracyjnych piątek założonego przez rotmistrza Witolda Pileckiego Związku Organizacji Wojskowej. Kto wie, czy nie zobaczymy wątku obozowej miłości „Teddy’ego”, Gertrudy Hannauer, niemieckiej więźniarki, która podała mu zarażone tyfusem wszy, które podrzucał potem esesmanom. Po wojnie oboje myśleli, że nie żyją, i założyli rodziny. Kiedy Tadeusz Pietrzykowski ją odnalazł, prosiła, by do niej nie pisał, kto wie, może nie chciała pamiętać.
Być może w scenariuszu zostanie ujęte spotkanie boksera z o. Maksymilianem Kolbe. Pietrzykowski opisywał, jak dostał od wartownika pozwolenie zadania kilku ciosów niemieckiemu kapo znęcającemu się nad jednym ze słabszych więźniów. Kiedy szykował się do kolejnego uderzenia, nagle odciągnął go tamten więzień, złapał go za rękę i poprosił: „Nie bij, synu, nie bij, synu!”. Nosił okrągłe okulary w drucianej oprawie. „Tego proszącego więźnia widziałem wówczas pierwszy raz w życiu. Jego twarz była jakaś nienormalna: łagodna, dziwnie spokojna, nie wiedziałem, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w ustach. W końcu machnąłem ręką i odszedłem” – wspominał Pietrzykowski. Spotykał potem o. Kolbego kilka razy, rozmawiali, dla niego, choć był osobą wierzącą, postawa o. Kolbego, który dzielił się chlebem z tymi, którzy go okradali, który ostatecznie dobrowolnie zgłosił się na śmierć, była trudna do pojęcia.
W końcu w Auschwitz Pietrzykowskim zaczęło interesować się Gestapo, na szczęście udało się go przenieść do obozu w Neuengamme pod Hamburgiem. Cudem. Kierownikiem tego obozu okazał się odwiedzający służbowo Auschwitz Hans Luetkemeyer, były sędzia bokserski, który pamiętał Pietrzykowskiego z meczu w Poznaniu w 1938 r. Na odchodne „krwawy Walter” podarował mu rękawice bokserskie. W Neuengamme Pietrzykowski nadal wygrywał mecze bokserskie, stawiał na niego nawet komendant obozu, a obozowy lekarz SS był jego uczniem podczas sparingów. Ta znajomość okazała się dla polskiego pięściarza zbawienna. Dzięki niej Pietrzykowski został wysłany do jednego z podobozów w momencie, gdy po wygranej walce z niemieckim wicemistrzem, na której obecni byli wysocy oficerowie SS i hamburscy notable, ostentacyjnie przestano mu kibicować. Polski mistrz nie do pokonania zaczął niemieckich kibiców irytować coraz bardziej. W marcu 1945 r. dotarł z transportem do Bergen-Belsen, gdzie doczekał końca wojny. Po wyzwoleniu obozu przyłączył się do 1. Dywizji Pancernej generała Maczka, w 1947 r. wrócił do kraju, pracował potem jako trener boksu i nauczyciel.
„Przydał mi się boks – pisał w liście z Auschwitz do swojej matki. – Jestem dziś mistrzem wszech wag Auschwitz. (…) Pamiętasz, jak wszyscy mówili – co z niego będzie? On sobie w życiu nie da rady. Dam sobie radę i w piekle przy Bożej pomocy”.
W realizowanym właśnie filmie Mistrz, którego reżyserem jest Maciej Barczewski (to jego debiut pełnometrażowy), w rolę „Teddy’ego” wcielił się Piotr Głowacki. Partnerują mu: Rafał Zawierucha, Grzegorz Małecki, Marian Dziędziel, Marcin Bosak oraz Piotr Witkowski. Efekty zobaczymy podobno jesienią tego roku.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki