Logo Przewdonik Katolicki

Samotny poród

Natalia Budzyńska

Bardzo jestem dzisiaj blisko myślami ze wszystkimi kobietami oczekującymi dziecka. Tymi, które się szykują teraz, pakują torbę, prasują śpioszki. Albo tymi, które leżą, słuchając nocnego ptaka przez otwarte okno, bo wiedzą, że każdy ruch zagraża ich dziecku, które powinno jeszcze przez kilka tygodni poleżeć sobie spokojnie w worku owodniowym. Rozumiem ich lęki, które dodatkowo w czasach odliczania kolejnych zakażeń na całym świecie, wzmocnione są strachem przed samotnym porodem.

Wiadomo: to wszystko nie miało być tak. Przeczytałam, że Fundacja Rodzić po Ludzku (dzięki której ponad dwie dekady temu pozwolono w Polsce rodzić dziecko wspólnie z mężem) wraz z innymi organizacjami napisała do Ministerstwa Zdrowia petycję, w której prosi o ustalenie nowych procedur, które umożliwiałyby przywrócenie rodzinnych porodów. Okazuje się, że w wielu krajach, które zmagają się z pandemią, takich ograniczeń wcale nie wprowadzono. Na przykład w Austrii, Holandii, Francji, Niemczech czy w Czechach podczas porodu kobieta może liczyć na wsparcie osoby bliskiej. Pewnie, że zmierzą jej temperaturę, będzie musiała założyć maseczkę chirurgiczną i rękawiczki, ale będzie. Będzie!

A przecież są jeszcze kobiety, których poród nie przebiega idealnie, które rodzą dzieci chore, z wadami lub martwe. I obecność przy tym traumatycznym wydarzeniu kogoś bliskiego jest po prostu niezbędna.
Błagam, proszę nie podawać za przykład pokolenia naszych mam, które rodziły same, a ojciec dziecka mógł co najwyżej pomachać im, stojąc pod oknem szpitala. To była patologia. Tak, te czasy i te rozporządzenia były patologiczne i nie chcę do nich wracać, nikt nie chce do nich wracać.
Są jeszcze noworodki, które z różnych powodów muszą pozostać w szpitalu, zamiast wrócić do domu z mamą, i te noworodki z powodu lęku przed wirusem są pozbawione mamy. To jest nieludzkie!
Nie mogę się z tym pogodzić. Jest mi łatwo wzbudzić w sobie empatię, bo moja przyjaciółka czeka właśnie na poród. Widzę, jak się boi, że będzie sama, tym bardziej, że dziecko może urodzić się chore. Dzieci, które rodzą się chore, są oczywiście zatrzymywane w szpitalu, ale matka jest z niego po porodzie wypisana. Normalnie matki mogły spędzać ze swoim dzieckiem cały dzień, teraz nie.
O tym, jak bardzo jest to ważne i jak bardzo jest trudne, pisze w swojej nowej książce Małgorzata Nocuń. Książka ma tytuł Wczesne życie. To zapis traumatycznych doświadczeń, jakie przeżywa matka wcześniaka. Autorka wie, o czym pisze, bo pisze o sobie, ale też o innych kobietach, które spotkała na oddziale szpitalnym. Niektóre wcześniaki spędziły tam ze swoimi mamami kilka miesięcy. Teraz jest to utrudnione. W większości przypadków leżą same.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki