Przyznam, że w tych wszystkich wezwaniach dotyczących wyjątkowości Wielkiego Postu widziałem sporo zmanierowania i sporo emocjonalności. Owszem, ten Wielki Post przebiegł zupełnie inaczej z powodu epidemii, ale czas nie stoi w miejscu. Kolejne tygodnie mijają, a epidemia trwa. Nie możemy więc się skupiać wyłącznie na jednym okresie, nawet tak pięknym i ważnym jak okres paschalny, bo koronawirus wciąż zmienia nasze życie społeczne. Minister zdrowia przekonuje, że powrót do normalnego życia sprzed koronawirusa będzie możliwy dopiero za półtora roku, a może i za dwa lata. Już teraz władze troszeczkę poluzowały dostęp do świątyń, znosząc radykalne restrykcje liczby wiernych do 5 osób w kościele. Może to znowu będzie 50, może 30, a może 100 – w większych świątyniach. Ale tu nie liczba wiernych jest najważniejsza. Pytanie bowiem o to, jak epidemia zweryfikuje to, w co naprawdę wierzymy.
Niektórzy wieszczą, że po epidemii kościoły opustoszeją, bo wierni się zbyt przyzwyczają do tego, że w niedzielę nie trzeba iść na Msze. No bo skoro nawet Triduum Paschalne można było oglądać w internecie, to przecież i w okresie zwykłym wystarczy obejrzeć nabożeństwo i niedziela będzie „zaliczona”. Nie, nie chcę tutaj stawiać mocnych tez socjologicznych ani religioznawczych, bo nie mam na razie wystarczających danych do tego, by stwierdzić, jak będzie w przyszłości. Z pewnością pewna transformacja cyfrowa w przeżywaniu wiary stanie się faktem. Sam nigdy wcześniej nie słuchałem kazań ani rekolekcji przez internet, teraz zaś zacząłem to robić. W niedzielę znacznie łatwiej niż dotąd wybrać sobie „pasującą” Mszę św. I nie gra roli, czy wybierzemy transmisję z Krakowa, Poznania, Szczecina czy Łodzi. Msze z klasztoru dominikanów w Łodzi mają na żywo około 20 tys. uczestników. Jeśli założymy, że przed jednym ekranem siedzi nie jedna osoba, ale rodzina, to taki wielotysięczny tłum z pewnością nigdy nie zmieściłby się w łódzkim kościele zakonu kaznodziejskiego. Wybór nauk, kazań i refleksji religijnych jest niezwykły. Czasem aż trudno nawet zdecydować, którego modnego kaznodziei tym razem posłuchać.
Ale to wszystko nie powinno nas odwieść od zasadniczej sprawy: od pytań, które się muszą pojawiać. Czym dla nas jest wiara? Czym jest katolicyzm? Czym jest Kościół? Długie tygodnie, gdy większość z nas nie może korzystać z sakramentów i osobiście uczestniczyć w nabożeństwach, z pewnością na naszą wiarę nie pozostaną bez wpływu. Ile w mojej wierze myślenia magicznego czy zabobonu? Ile zwykłego handlu? – ja, Boże, będę wypełniać jakieś formułki, poświęcać Ci czas, a w zamian daj mi poczucie bezpieczeństwa i psychiczny komfort, że jestem dobrym człowiekiem i przykładnym chrześcijaninem. Ile w nas jeszcze zwykłego przyzwyczajenia? Czym dla mnie wreszcie jest Bóg? Choć brzmi to jak powtórka z rekolekcji, bez odpowiedzi na te pytania nie będziemy wiedzieli, kim jesteśmy. Szczególnie w burzliwym czasie epidemii.