Logo Przewdonik Katolicki

Nie uciekniesz

Natalia Budzyńska

Najpierw sobie pomyślałam, że może napiszę coś zupełnie niezwiązanego z pandemią, tak żeby zmienić temat, którego mamy już dosyć.

W moim życiu na pierwszy rzut oka nie zmieniło się wiele i przeszkadza mi głównie to niewygodne uczucie pozbawienia wolności. Nie mogę wyjść, kiedy chcę, a przede wszystkim nie mogę się spotkać właściwie z nikim. Lubiłam spontanicznie umawiać się na kawę gdzieś w mieście, wpadać do przyjaciół na niezapowiedziany kieliszek wina, wyjść z mężem do kina, nie wspominając o tych wszystkich umówionych kolacjach przy kuchennym stole. Tymczasem snujemy się w dresie od rana do wieczora z małą przerwą na domowy koncert publikowany potem w internecie, który ratuje nasz dzień. Kiedy czytam książkę, a w niej opis tego, jak bohater z bohaterką szykują się do wyjścia na spotkanie ze znajomymi, łapię się na myśli: co oni robią! Przecież nie wolno! Mój świat realny wdziera się w ten fikcyjny i nawet stworzona przez autora opowieść, która ma mnie oderwać od problemów związanych z pandemią, zyskuje dodatkowy wymiar. Taki, którego wcale sobie nie życzę, od którego chcę uciec, o którym chcę, czytając książkę, zapomnieć.
Mój smartfon jest niemym świadkiem tego czasu, nie tylko dlatego, że codziennie przemywany jest spirytusem salicylowym (taki akurat znalazłam w szafce). Trzeba było zrobić w nim miejsce na nowe aplikacje, inne okazały się całkiem nieprzydatne. Odinstalowałam więc Ubera, Taxi, J AK dojadę, Booking, Endomondo, rozkłady jazdy MPK i PKP.
Zainstalowałam natomiast Zooma, czyli aplikację służącą do telekonferencji. Pomaga mi ona doświadczyć żywej wspólnoty Kościoła. Żadna inna sytuacja chyba nie pokazałaby tak wyraźnie, że żywy Kościół to coś więcej niż budynek i ryty. Trudno poprzez oglądanie Mszy św. w telewizji doświadczyć wspólnoty. Jest tam kapłan po jednej stronie ekranu i ja po drugiej. Ale ta aplikacja telekonferencyjna pomogła mojej wspólnocie mimo wszystko spotkać się na liturgii, dzielić się Słowem, otrzymać błogosławieństwo, być ze sobą, wspólnie się modlić. Robimy to tak jak zwykle w realu, za tak zwanych dawnych czasów. Widzimy się. Towarzyszymy sobie, nie tylko pomagając wzajemnie, ale także w duchowym rozwoju i w słabościach. I mam wrażenie, że te relacje – nasze między sobą i nasze z Bogiem – są znacznie bardziej intensywne, głębsze, poważniejsze. I jakoś daje mi to wiarę w to, że paradoksalnie ten czas jest dla mnie dobry.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki