Logo Przewdonik Katolicki

Chlor, który wybiela duszę

Natalia Budzyńska
fot. MNK

O Huysmansie można napisać jednym zdaniem: pisarz, który od dekadentyzmu i fascynacji satanizmem przeszedł do głęboko przeżywanego katolicyzmu, a swoje doświadczenie przemiany opisał w powieściach. Uważana za wybitną „Katedra” wychodzi właśnie w języku polskim.

Po pierwsze: nie jest to jej pierwsze polskie wydanie, bo to miało miejsce zaledwie trzy lata temu, tyle że w niewielkim wydawnictwie, dlatego pewnie wielu z nas tego nie zauważyło.
Po drugie: Huysmans jest w Polsce słabo znany, może nawet powinnam napisać, że nieznany. Tymczasem trzeba wiedzieć, że we Francji jest uważany za jednego z ważniejszych pisarzy, a jego powieści należą do kanonu.

Po trzecie: cała katolicka trylogia, do której należy „Katedra”, ukazała się w języku polskim. Pierwszy jej tom zatytułowany „W drodze” już w 1929 r., reszta po wojnie, ale nie zwrócono na nią zbytniej uwagi.
Po czwarte: Karol Wojtyła jednak to pierwsze wydanie czytał, a wiemy to stąd, że o przemianie Huysmansa wspominają bohaterowie jego utworu „Ciągle jestem na tym samym brzegu”, napisanego prawdopodobnie w 1942 r., a opublikowanego dopiero dwa lata temu.
Po piąte: jeśli komuś się wydaje, że gdzieś mu się to nazwisko obiło o uszy, to pewnie ma na myśli wydaną kilka lat temu powieść „Uległość” Michela Houellebecqa. Jej bohater jest profesorem Sorbony, literaturoznawcą, który o Huysmansie napisał doktorat. Wraca do niego i jego książek co kilka stron. Właśnie w ten sposób, poprzez popkulturę, Joris-Karl Huysmans wraca do świata, który lubi spektakularne przemiany, ale który ich za bardzo nie rozumie, usiłując je spłycić lub wyśmiać. W tym względzie XIX wiek wiele się nie różni od XXI.
Po szóste: a jednak takie przemiany mają miejsce, a tęsknota za duchowością i Bogiem zdarza się i dziś. Może szczególnie dziś. Może właśnie tym bardziej w tym okresie, który zatrząsł naszym dobrym samopoczuciem.
 
Katolicka trylogia
Do stylu Huysmansa trzeba się jednak przyzwyczaić, a jego „katolicka trylogia”, jak będę w skrócie nazywać trzy powieści opisujące jego nawrócenie, nie jest wcale lekturą łatwą. Szczególnie „Katedra”, która właśnie wyszła w nowym tłumaczeniu. Dlaczego? Bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że to podręcznik do historii sztuki ubrany w minimalistycznie potraktowaną fabułę. Huysmans pisze z wielkim rozmachem, szerokim pędzlem na ogromnym płótnie. Używa mnóstwo odcieni raczej ciemnych barw, w przypadku „Katedry” to zdecydowanie nokturn, ale faktura jest gruba i gęsta. Z bliska widać niewiele, koniecznie należy się oddalić i spojrzeć na dzieło z odległości.
„Katedra” jest drugą z kolei powieścią z tej autobiograficznej trylogii. Bohater jest w rozterce. Porzucił dawne życie, rozpustne i grzeszne, odkrył miłość Boga i bogactwo chrześcijaństwa, ale wciąż nie wie, jak ma wyglądać jego nowe życie. Nudna codzienność w prowincjonalnym Chartres, gdzie przeprowadza się po tętniącym różnymi propozycjami życiu paryskim, okazuje się pustynią. Neoficki zapał skurczył się do spotkań z dwoma kapłanami i gospodynią domową, żar zamienił się w oschłość i wątpliwość. Z pomocą przychodzi mu katedra. Durtal (takie nazwisko nosi bohater) kontempluje jej piękno, rozważa symbolikę, wpatruje się w szczegóły, odkrywa zależności. Katedra staje się symbolem jego duszy, opowieścią o zbawieniu, dobrą nowiną. To klucz do lektury.
Na kolejnych kartach książki jej bohater analizuje sztukę sakralną i trzeba przyznać, że znajomość historii sztuki romańskiej i średniowiecznej oraz erudycja Huysmansa robią wrażenie. W sztuce wieków średnich Durtal widzi pomoc w swojej sytuacji, w swoim rozdwojeniu, w swoich dylematach, w swoim rozkroku. Przedstawiając nam bogactwo jej symboli, nie chce nas zalać podręcznikowymi informacjami, ale pokazać jej moc, która kryje się w nienazwanym. Katedra w Chartres jest dla niego alegorią mistycznego życia duszy. „Jest ona swoistym streszczeniem Nieba i ziemi; Nieba, bo ukazuje nam zwarty zastęp jego mieszkańców, proroków, patriarchów, aniołów i świętych, rozświetlających swymi przejrzystymi ciałami wnętrze kościoła, wyśpiewujących chwałę matki Bożej i Jej Syna; ziemi, bo głosi wzlot duszy, szlachetne dążenia człowieka; ukazuje jasno chrześcijanom drogę życia doskonałego” – czytamy.
Ułatwia ona Durtalowi kontakt z Bogiem, unosząc jego duszę w przestrzenie wysokie, ku niebu, do samego Absolutu. A skoro Durtalowi to i nam, czytelnikom.
 
Życie dawne
Najbardziej interesuje wszystkich przemiana ze złego w dobrego, a w przypadku Huysmansa była ona bardzo spektakularna. Urodził się w Paryżu w 1848 r., pracował jako podrzędny urzędnik francuskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jednocześnie pisał.
Najpierw zafascynował go naturalizm i Emile Zola, którego stał się wyznawcą, wraz z grupą pisarzy odwiedzał go i spijał słowa z jego ust. Pisał: „(…) nie przedkładamy występku nad cnotę, zepsucia nad obyczajność, przyklaskujemy tak samo ciężkostrawnej, pieprznej powieści, co dziełu delikatnemu i przesłodzonemu – jeżeli oba są dobrze udokumentowane, napisane i wiarygodne. Jesteśmy artystami spragnionymi nowoczesności (…). Wychodzimy na ulicę, na której mrowi się życie (…) chcemy przedstawiać ludzi z krwi i kości, jednostki, które mówią właściwym im językiem, postaci, które pulsują życiem”. Pisze więc między innymi powieść o młodej prostytutce na ciemnych ulicach Paryża, a potem porzuca Zolę, bo uważa, że krew i kości to za mało i człowiek składa się również z duszy.
Wydaje powieść „Na wspak” uważaną za biblię dekadentyzmu. Opowiada w niej o tym, jak znudzony próżnym życiem członek arystokratycznej rodziny próbuje wyrafinowanych przyjemności, by cokolwiek poczuć. Uwielbiał lekturę tej książki Oscar Wilde, kazał ją sobie przynieść, gdy siedział w więzieniu, więc jego oskarżyciel nazwał ją „sodomicką” i skazał na potępienie. Podobno Huysmans miał na Wilde’a wpływ także później, kiedy się nawrócił.
Równie ekstrawagancka okazała się kolejna powieść Huysmansa, „La-bas”, w której zawarł swoją fascynację okultyzmem i satanizmem. No cóż, można powiedzieć, że droga Huysmansa do Boga przemierzała rejony niebezpieczne. Porzucając naturalizm i ciało, zajrzał do duszy, niestety zobaczył w niej tylko mrok. Jego bohaterowie nie znajdując sensu życia, poszukiwali go najpierw w perwersyjnych przyjemnościach, a potem w mistyce – tyle że ezoterycznej i okultystycznej. Wiedzę o niej czerpał z podejrzanych znajomości, między innymi także od byłych kapłanów katolickich. Interesowało go to, co ponadnaturalne, co tajemnicze i skryte. Wszedł w środowisko francuskich okultystów, fascynował się zbrodnią. O tej nowej powieści wspominał przyjacielowi w liście: „znalazłem dawnego księdza, jedynego, który zna się na okultyzmie oraz na żywym i prawdziwym kulcie szatana (…) za jego sprawą trafiły w moje ręce najokropniejsze materiały, jakie można sobie wyobrazić (…) będzie to dziwne podsumowanie wiedzy o współczesnych sukkubach, o opętaniu i czarnych mszach”. Jest rok 1890. Bohater przyjmuje nazwisko, które będzie obecne w kolejnych książkach Huysmansa – Durtal. Przez krytyków będzie uznawany za jego alter ego. Książka „La-bas” odniesie sukces, przede wszystkim ze względu na opis czarnej mszy.
Huysmans będzie rozgoryczony, bo jego celem nie była tania sensacja, ale podróż w mroki duszy w poszukiwaniu sensu. Tak długo pławił się w ciemności, że pewnego dnia powiedział do jednego z dopiero co poznanych księży: „Muszę wybielić swoją duszę. Czy ma pan jakiś chlor?”.
 
Życie nowe
Jeden z jego przyjaciół pisał, że Huysmans nie przestał wierzyć w demona. No oczywiście, że nie! Dlaczego by miał? Doskonale poznał ciemność, można powiedzieć, że dzięki niej zbliżył się do jasności. Jeśli jest demon, to jest i Bóg. W 1892 r. znalazł się w klasztorze trapistów w d’Igny, w pewien letni dzień wyspowiadał się i przyjął Komunię św. „To za sprawą wizji nadnaturalnego zła doświadczyłem wizji nadnaturalnego dobra. Jedno wynikało z drugiego. Swoją szponiastą łapą demon poprowadził mnie ku Bogu” – oświadczył.
Po jasnej stronie mocy napisał „katolicką trylogię”. Pierwszy tom zatytułowany „W drodze” opisywał konwersję dawnego satanisty Durtala, autor pokazał duszę zaskoczoną darem łaski na tle sztuki sakralnej, a konkretnie śpiewu gregoriańskiego. Nie wszyscy uwierzyli w szczerość wyznań Huysmansa, słusznie widząc w losach Durtala jego samego. Mimo to książka doczekała się kilku wydań. Drugim tomem była „Katedra”, trzecim „Oblat”. „Katedra” kończy się podjęciem decyzji o wyjeździe do klasztoru benedyktynów. Huysmans rzeczywiście spędził kilka lat w opactwie w Ligugé jako oblat, świecki mnich. Tam też napisał w 1903 r. „Oblata”, opisując swoje doświadczenia. Marzył o założeniu tam wspólnoty artystów katolickich.
Przed śmiercią bardzo cierpiał, miał nowotwór żuchwy, nie życzył sobie środków przeciwbólowych. Zmarł w 1907 r. w Paryżu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki