Gdy ogłoszono, że dostał nagrodę, na sali rozległo się buczenie, a niektórzy z gości ostentacyjnie ją opuścili. Przed budynkiem, w którym odbywała się gala, pojawili się protestujący. Policja użyła wobec nich gazu łzawiącego. Wszystko to stało się, mimo że jego nie było wśród uczestników tegorocznej ceremonii. Dzień wcześniej zapowiedział nieobecność, aby „uniknąć publicznego linczu”. Imprezę zbojkotowała cała jego ekipa.
Tak przebiegało tegoroczne nagradzanie Romana Polańskiego Cezarem (prestiżową nagrodą przyznawaną co roku przez francuską Akademię Sztuki i Techniki Filmowej) między innymi dla najlepszego reżysera za film Oficer i szpieg. Protesty przeciwko wyróżnianiu polskiego twórcy zaczęły już kilka tygodni wcześniej, gdy ogłoszono listę nominacji do tegorocznych Cezarów. Film Polańskiego otrzymał ich aż dwanaście. Decyzji nie zmieniono, ale pod presją opinii publicznej cały zarząd Akademii podał się do dymisji.
Powody awantury
Od kilku dziesięcioleci ciągnie się za Romanem Polańskim sprawa, w której oskarżony jest o gwałt na nieletniej. W ostatnim czasie pojawiły się pod jego adresem kolejne zarzuty stawiane przez inne kobiety. To są powody dla których wokół tegorocznych Cezarów wybuchła awantura. W jej tle stoją bardzo ważne pytania. Czy dzieło artysty należy traktować w oderwaniu od jego twórcy? Czy to, jakim człowiekiem jest autor znakomitego filmu, powieści, obrazu itp., powinno wpływać na ocenę efektów jego pracy? Czy fakt, że reżyser, pisarz, malarz, kompozytor, piosenkarz, ma na sumieniu bardzo poważne wykroczenia przeciwko prawu i przeciwko podstawowym zasadom moralnym, powinno wpływać na ocenę jego dokonań? Zaraz po ogłoszeniu tegorocznych nominacji do Cezarów prezydent Francuskiej Akademii Filmowej Alain Terzian przekonywał, że Akademia nie powinna wydawać moralnych sądów.
My artyści...
W zeszłym roku Roman Polański stał się powodem poważnych kontrowersji również w Polsce i to w miejscu szczególnym w Łódzkiej Szkole Filmowej, której wielokrotnie nagradzany reżyser jest absolwentem. Pod koniec listopada miało tam mieć miejsce spotkanie z twórcą, jednak pojawił się problem. Do rektora uczelni trafił list protestacyjny grupy studentów i pracowników szkoły, którzy domagali się odwołania wizyty. „Szkoła Filmowa tak jak każda inna placówka edukacyjna powinna być miejscem, w którym potępia się przemocowe zachowania seksualne” – argumentowali.
Odpowiedź rektora nie tylko nie załagodziła sytuacji, lecz jeszcze bardziej podgrzała nastroje. Prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek napisał w oświadczeniu, że ludzkie życie jest skomplikowanym, pulsującym zjawiskiem, które wymaga uważności i szacunku. „My artyści powinniśmy to rozumieć szczególnie. Nie do nas należy wydawanie wyroków w sprawach tak niejednoznacznych i skomplikowanych jak zarzuty ciążące na Romanie Polańskim” – argumentował. Dodał, że nie czuje się uprawniony do moralnej oceny życia Polańskiego. „Na jakiej podstawie miałbym ją sobie wyrobić? Rozdygotanych doniesień medialnych, stanowiska amerykańskiego organu sprawiedliwości, własnych intuicji?” – pytał. Ostatecznie do spotkania reżysera w szkole, którą przed laty ukończył, nie doszło. Mimo to odbył się tam protest przeciwko niemu. Na jednym z transparentów widniał napis: „Gwałciciel, nie gwiazda”.
Genialny awanturnik
Pytanie, czy niewłaściwe postępowanie twórcy, artysty, dyskwalifikuje jego dzieła, nie jest nowe. Znakomitym przykładem dysharmonii między życiem a twórczością jest wybitny włoski malarz, żyjący na przełomie XVI i XVII stulecia, Michelangelo Merisi da Caravaggio. Gdy dziesięć lat temu w Rzymie zorganizowano na Kwirynale wyjątkową wystawę aż dwudziestu czterech jego dzieł, tłumy stały nocą w kolejkach aż do ostatnich minut ekspozycji, a wielu ku swemu rozczarowaniu musiało odejść z kwitkiem oraz świadomością, że następna taka okazja nieprędko się zdarzy. Kolekcjonerzy i galerie posiadające obrazy bardzo niechętnie się z nimi rozstają, bo to przecież arcydzieła. Wiele z nich to dzieła o treści religijnej.
Tymczasem biografia genialnego artysty pokazuje – łagodnie mówiąc – awanturnika. Miał na sumieniu nawet zabójstwo. Z powodu swych przewinień musiał wielokrotnie uciekać i szukać schronienia pod opieką możnych ówczesnego świata. Z pewnością nie można go stawiać za wzór chrześcijańskiego artysty. Dlaczego więc po wiekach tłumy szukają w jego twórczości nie tylko wielkich wrażeń estetycznych, ale również szczerych i poważnych przeżyć duchowych?
Fetować?
Papież Paweł V po śmierci Carravagia miał powiedzieć: „Malarzom i poetom wszystko wolno. Musimy znosić tych wielkich ludzi, ponieważ nadmiar przeżyć duchowych, który czyni ich wielkimi, prowadzi również do tak dziwnego zachowania”. Jednak aby dobrze zrozumieć sens tych przypisywanych Pawłowi V słów, koniecznie trzeba dodać, że za życia genialny malarz długo nie mógł liczyć na przebaczenie ze strony tego papieża i musiał opuścić Rzym (według niektórych biografów miał uzyskać ułaskawienie pod sam koniec życia).
Na ile opowieść o znakomitym włoskim malarzu i papieżu może być wskazówką pomagającą rozstrzygać dylematy odnoszące się do relacji między życiem twórców a ich dziełami również w XXI stuleciu? Nawet zakładając prawdziwość papieskich słów, nie można ich traktować jako przyzwolenia na niemoralne życie twórców. Opowieść ta niesie inne przesłanie, które ks. Andrzej Draguła, komentując w serwisie „Więzi” sprawę Romana Polańskiego w ubiegłym roku, ujął następująco: „Godne potępienia postępowanie artystów nie musi wpływać na odbiór ich dzieł. Niekiedy twórczość pozostaje wielka – choć jej twórców fetować nie trzeba”.
Wybitny talent nie zwalnia z odpowiedzialności moralnej. Takie protesty, jak te w związku z nagradzaniem Romana Polańskiego, dowodzą, że wciąż wielu ludzi ma tego świadomość. A wielkie dzieła i dokonania, jeśli naprawdę są wartościowe, przetrwają i obronią się same.