Logo Przewdonik Katolicki

Tęsknota za Trzema Dniami

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev Adobe Stock

Monika Białkowska: Będziemy tęsknić. Pierwsze w życiu takie święta – bo jak to, Wielkanoc bez liturgii? Przecież jak człowiek przeżywa te trzy dni jako całość, w kościele, to siłą rzeczy cała ta kuchenna czy porządkowa rzeczywistość robi się mniej ważna. OK, są jakieś przygotowania, ale też jest jakaś wolność – wiadomo, że nie o to chodzi. Nie znam z domu Świąt Wielkanocnych pełnych napięcia, takiej presji, jaka się pojawia przy Bożym Narodzeniu.

Ks. Henryk Seweryniak: No dobrze, ale okna musisz umyć!
 
MB: A dlaczego? Jezus zmartwychwstaje czy sanepid na kontrolę przychodzi? Poza tym u nas, w Wielkopolsce, okna muszą być czyste zawsze i Wielkanoc nie ma z tym nic wspólnego. Fajnie mieć posprzątany dom, ale ważniejszy jest ten porządek liturgiczny, on układa Wielkanoc.
 
HS: A jak go przeżyć, odtworzyć w te dni? Koronawirus stawia tę naszą liturgiczną wrażliwość i dojrzałość przed prawdziwym wyzwaniem. Nie jest z pewnością wolą Pana Boga. I nie mam siły na rozważanie, odmierzanie, w jakim stopniu jest karą dla świata, w którym przyszło nam, chrześcijanom, żyć. Ale z pewnością Pan będzie pytał nas: i co z tym zrobicie? Co zrobicie z uobecnieniem Paschy w swoim życiu, w swojej liturgii 2020 roku? Powiedziałaś: „Będziemy tęsknić”. No, właśnie: nasze ludzkie relacje, w tym także te liturgiczne, dobrze opisują słowa: spotkanie, uobecnienie. Spotkanie z Panem, który daje się w Wieczerniku i na Krzyżu, który milczy złożony do grobu, który zmartwychwstaje z całym naszym człowieczeństwem. Liturgia to wszystko uobecnia. Tu i teraz. Ale tu i teraz, w 2020 roku, pozostaje nam tylko pragnienie, tęsknota...
 
MB: Ksiądz przynajmniej będzie mógł celebrować...
 
HS: Bez zgromadzonej wspólnoty? Bez przewodniczącego Eucharystii biskupa w Wielki Czwartek? Owszem, będę mógł. Tylko zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie tak. Że nie takiej liturgii uczył nas Sobór, Jan Paweł II, Benedykt XVI. Tęsknota pozostanie w nas wszystkich. Jeśli nawet w najnowszych dokumentach papieskich mówi się o „votum confessionis” – pragnieniu sakramentu pokuty i pojednania, o komunii pragnienia czy komunii duchowej, to powiedzmy też o „votum paschale” – pragnieniu paschalnym, o tęsknocie za Świętą Paschą, za całym Triduum i Wielkanocą. To oznacza tyle: przeżyjmy te dni w szczególnym pragnieniu łączności z Nim, ze wspólnotą wiary. Ale ja widzę jeszcze coś ważnego: pragnienie, tęsknota mają moc oczyszczenia. Jak bardzo jesteśmy zmienieni, inni, gdy po tygodniu, miesiącu, roku nieobecności, stęsknieni wracamy do domu, do bliskich. Jakie śmieszne wydają się wtedy nasze kłótnie, spory, zmęczenie sobą.
 
MB: Pamiętam, jak Ksiądz opowiadał, że w średniowieczu Wielki Czwartek przeżywano jako dzień pojednania. Wielcy grzesznicy, obłożeni klątwą czy karami kościelnymi, przychodzili do katedry po odbyciu pokuty, prawdopodobnie ubrani w wory pokutne. Biskup w zielonym ornacie czekał na nich w kruchcie  – od tego ornatu w języku niemieckim to nadal jest „Zielony Czwartek”, Gründonnerstag. Jeden diakon stał po jego prawej, drugi po lewej stronie. Jeden z diakonów podprowadzał kolejno pokutników, ci skłaniali się przed biskupem, a on przeprowadzał ich na drugą stronę, do kościoła. Potem biskup szedł z nimi do prezbiterium i tam razem z grzesznikami padał na twarz przed ołtarzem i leżał krzyżem. Po Litanii do wszystkich świętych kropił ich wodą święconą, dotykał pastorałem i w ten sposób kończyli okres swojej pokuty.
 
HS: Prawda, że głęboki jest ten obraz biskupa leżącego między grzesznikami – współodpowiedzialnego jak ojciec za zło, które wydarzyło się w jego domu? W starych księgach liturgicznych ten wymiar odpowiedzialności biskupa za zło w jego owczarni często się powtarza, gesty też były wtedy jakby wyrazistsze. W liturgii rzymskiej w Wielki Czwartek akcent położony był właśnie na pokutę i konsekrację olejów świętych. Dopiero później zaczęto – całkiem słusznie – kłaść większy nacisk na świętowanie dnia ustanowienia Eucharystii.
 
MB: Trochę się boję, że jakoś ostatnio częściej odwracaliśmy uwagę od Eucharystii na rzecz kapłaństwa. A ono przecież, choć ustanowione tego samego dnia, nie było samo dla siebie. Bez Eucharystii by nie istniało. Nie jest równorzędne, jest służebne, jest skutkiem sakramentu Eucharystii.
 
HS: Mnie również to przesunięcie akcentu niepokoi. Tym bardziej że chwilę później przenosimy Jezusa do ciemnicy i tam przeżywamy łączność z Jezusem, który jest w nocy samotności, nocy walki duchowej. Świętowanie z kwiatkami i wierszykami wydaje się tu  jednak nie na miejscu. Wyobraź sobie wielką cysternę na wodę. Jak była pusta, na jej dnie było błoto. Moja siostra, gdy była przeoryszą w Betlejem, często musiała taką cysternę ze swoimi pracownikami czyścić, żeby potem w porze deszczowej uzbierać czystą wodę. I Jezus w wielkoczwartkową noc spuszczony był prawdopodobnie do takiej cysterny. Spędził tę noc w tym błocie. Gdzie tu nasze kwiatki? I to jest to oczyszczenie, które warto w tym roku, siedząc za klauzurą swojego mieszkania, przeżyć. Oczyścić Wielki Czwartek z klerykalizmu, bo on nie tylko księżom zagraża, przytulić swoich najbliższych, powiedzieć naszemu Panu: zapraszamy Cię, Jezu, bądź naszym światłem wśród złych doświadczeń, przyjdź w nasze progi.
 
MB: A co z Wielkim Piątkiem?
 
HS: Znowu z moich doświadczeń z liturgią średniowieczną: w wielu katedrach i klasztorach po zakończeniu adoracji krucyfiks, okryty wielką lnianą chustą, odnoszono procesyjnie i ustawiano w grobie Pańskim. Nie monstrancja, ale krucyfiks symbolizował  wtedy Chrystusa, który oddał życie za życie świata i został pochowany w grobie. Procesja miała postać orszaku pogrzebowego, nie używano kadzideł, niesionemu do grobu krucyfiksowi towarzyszył śpiew smutnych wersetów z proroctwa Izajasza. Potem Wielka Sobota, dzień milczenia Boga, solidarności z wszystkimi wątpiącymi, poszukującymi; dzień, w którym Kościół nie sprawuje Eucharystii. Na pamiątkę tego, dawniej w naszych domach zachowywano do Rezurekcji ścisły post. A my uczyniliśmy z niego dzień radosnych wędrówek ze święconką, poświęcaną niekiedy w atmosferze gwaru, czasem przed kościołem, bez wstąpienia na kilka chwil adoracji.
 
MB: W Wielkanoc – podczas Wigilii Paschalnej – chciałoby się, żeby było pięknie. Żeby liturgia była piękna. W niedzielę mogę być w kościele w różnych miejscach, ale w Wielkanoc zależy mi, żeby organista dobrze grał, żeby ministranci byli przygotowani i mieli czyste buty. Nie musi być długo, ale musi być porządnie. Bo to naprawdę jest liturgia piękna sama w sobie. Ech, znów boli, że w tym roku w domu…
 
HS: Znów liturgiści się na mnie obruszą, ale w tej liturgii wszystko gra, jak w dobrym spektaklu. Ważna jest cisza, ciemność, ważny jest sam budynek, przestrzeń. I trzeba to rozumieć, żeby dobrze przeżyć.
 
MB: Każda świeca, każdy zapach, każdy gest coś mówią, jeśli tylko zna się ich język. Nic się nie dzieje przypadkowo. I warto nie stać pod chórem, tylko widzieć. Może właśnie podczas transmisji – choć to nie będzie prawdziwe uczestnictwo – zobaczymy więcej i za rok przeżywać będziemy to jeszcze głębiej?
Zobaczymy, może choć na adorację do grobu Pańskiego uda się pójść? Też pewnie nie bardzo… W mojej dawnej parafii księża robili adorację całonocną, do świtu, i cały czas byli ludzie. I jeszcze za wyjściem z kościoła w nocy, po liturgii paschalnej i po procesji rezurekcyjnej też tęsknię, kiedy z wieży kościoła rozlegało się głośno, na całe śpiące miasto „Alleluja” Haendla…
 
HS: Czemu miałoby nie rozlec się i w tym roku? Ja to się jednak nie odzwyczaję od porannej Rezurekcji… W moim nadwiślańskim Brwilnie wychodziłem z kościoła z monstrancją zawsze prosto na wschód słońca – i patrzyłem na to wschodzące słońce przez monstrancję…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki