Logo Przewdonik Katolicki

Francja – profanacja

Jacek Borkowicz
fot. www.cath.ch

Profanacje kościołów nie są we Francji rzeczą nową. Do tej pory jednak były to głównie akty żywiołowego wandalizmu, dziś złoczyńcy z rozmysłem wkradają się do wnętrza, bezczeszcząc obiekty najbardziej czczone przez chrześcijan. Ten nowy etap agresji znaczy więcej, niż mogłoby się wydawać.

Przekroczono punkt krytyczny – oświadczył bp Robert Wattebled, ordynariusz diecezji Nîmes na południu Francji. W nocy 5 lutego nieznani sprawcy włamali się tam do kościoła Matki Bożej od Dzieci, zbezcześcili wnętrze, po czym wrzucili do fekaliów hostie z rozbitego cyborium. Ekskrementami wysmarowali też krucyfiks. W ostatnich tygodniach w całej Francji odnotowano prawdziwy wysyp aktów profanacji miejsc kultu katolickiego – do chwili obecnej można doliczyć się ich co najmniej kilkanaście. Prawie nie ma dnia, aby media nie donosiły o podobnym przypadku.
Jednak bp Wattebled, mówiąc o „nowym etapie agresji”, ma na myśli chyba coś więcej niż skokowy wzrost liczby antychrześcijańskich wybryków. Profanacje kościołów nie są we Francji rzeczą nową, nasiliły się na początku drugiej dekady XXI stulecia. Do tej pory w owym nurcie dominował wszakże nurt żywiołowego wandalizmu: sprawcy zazwyczaj usiłowali podpalić świątynię od zewnątrz lub malowali na jej murach obelżywe napisy, nie zwracając większej uwagi na to, co znajduje się w środku. Obecnie modelowy przykład napadu wygląda inaczej: złoczyńcy z rozmysłem wkradają się do wnętrza, niszcząc i bezczeszcząc obiekty najbardziej czczone przez chrześcijan – tabernakula, ołtarze czy wizerunki maryjne. Można powiedzieć, że wiedzą, co robią, gdyż nieobca jest im wiedza o katolickiej kulturze. 
 
Od laickości do nienawiści
Dzielnica miasta, w której znajduje się kościółek Matki Bożej od Dzieci, nie jest bynajmniej imigranckim blokowiskiem, jednym z tych, które we Francji kojarzą się powszechnie z nędzą, przestępczością oraz islamskim terroryzmem. To miejsce schludnych domków jednorodzinnych, które zamieszkują typowi przedstawiciele niższych warstw francuskiej socjety. Muzułmanów na ulicy raczej się tu nie zobaczy i bardzo wątpliwe, by zamach na kościół został popełniony przez któregoś z nich. Wszystko wskazuje na to, że profanacji w Nîmes, jak również w większości innych miejsc Francji, dokonali – i dokonują nadal – rodowici Francuzi.
W społeczeństwie francuskim tendencje antychrześcijańskie znajdują dość podatny grunt. Trudno jest je nawet określić mianem antyklerykalizmu, gdyż kultura klerykalna (tu: kształtowana przez księży) została w tym kraju już dawno odrzucona. Chodzi tu bardziej o bezpośrednią niechęć, a nawet nienawiść do wszystkiego, co związane z wiarą w Jezusa. Republika francuska, ze swoim hasłem „laickości” (laïcité), zrobiła w tym kierunku niemało, wszelako państwo, troskliwie separując wspólnoty wierzących od życia publicznego, stara się przynajmniej chronić bezpieczeństwo sprawowania kultu w obrębie świątyń. Po zamordowaniu w 2016 r., w Rouen, ks. Jacques’a Hamela – tu gwoli sprawiedliwej oceny trzeba przypomnieć, że mordercami byli francuscy muzułmanie pochodzenia arabskiego – przed kościołami francuskich miast wprowadzono nawet policyjną ochronę Mszy Świętych. Jednak od momentu buntu „żółtych kamizelek”, gdy cały kraj popadł w specyficzny stan małej anarchii, we Francji coraz śmielej dochodzą do głosu środowiska ideologicznie skrajne. Stąd też biorą się coraz częstsze akty prostackiej, niczym nie hamowanej nienawiści – także wobec chrześcijan.
 
Anarchia uderza we wszystkich wierzących
Nienawiści tej doświadczają także francuscy Żydzi. W ich przypadku – w odróżnieniu od chrześcijan – sprawcami większości aktów przemocy są muzułmanie, i to zarówno nowi przybysze, jak i ci mieszkający we Francji od dawna. Jednak całkiem spory stopień antyżydowskich wystąpień (przymiotnik „antysemicki” byłby absurdem, jeśli się zważy, że Semitami są też atakujący Żydów Arabowie) jest dziełem rdzennych Francuzów. I to nie tylko ze skrajnie prawicowych środowisk, jak twierdzi część mediów. Co najmniej równoważną rolę odgrywają tutaj przedstawiciele radykalnej lewicy, utożsamiającej obecność Żydów nad Sekwaną z opresyjnie antyarabską polityką państwa izraelskiego. Jednych i drugich łączy skrajność poglądów, która ostatnio zdobywa popularność na ulicach francuskich miast.
Ale winne są nie tylko środowiska skrajne. W sobotę 16 lutego, w Paryżu, „żółte kamizelki” zaatakowały Alaina Finkielkrauta, wybitnego francuskiego filozofa żydowskiego pochodzenia. Finkielkraut został obrzucony rasistowskimi obelgami i gdyby nie ochrona policji, prawdopodobnie doszłoby do fizycznego ataku. Prowodyrzy tego spontanicznego, jak się wydaje, napadu okazują się  zwykłymi Francuzami, wcześniej niezaangażowanymi w ruchy radykalne. Ich postawa, którą Finkielkraut określił mianem „nienawiści absolutnej”, jest raczej ślepym buntem przeciwko państwu i narzucanym przez nie zasadom.
Prawem paradoksu urodzony w Polsce Finkielkraut uchodzi dziś we Francji za czołowego obrońcę starego, rzuconego jeszcze przez de Gaulle’a hasła „Europy ojczyzn”, oraz krytyka brukselskiej polityki homogenizacji Unii Europejskiej. Podobnie krytyczne hasła wobec UE wznoszą też „żółte kamizelki”. Wskazuje to na bezideowy i anarchiczny charakter owego ruchu, w ramach którego mieści się zarówno protest przeciw „laickiej” Brukseli, jak i akty antychrześcijańskiego czy też antyjudaistycznego wandalizmu.
 
Zwiastuny odrodzenia
Jednak błędem byłoby sądzić, że Francuzi jako całość zmierzają ku nihilistycznemu anarchizmowi. W tym kraju jest wiele środowisk, przeżywających swoje chrześcijaństwo w sposób zaangażowany i głęboki. I wykazują one tendencję rosnącą. Na przykład po profanacji w Nîmes uaktywniły się tam miejscowe wspólnoty kontemplacyjne, które zainicjowały w mieście akcję modlitwy i pokuty. Rzecz w tym, że w skali prawie 70-milionowej Francji grupy te są nadal stosunkowo mało liczne, a więc niewidoczne.
Za symptom odrodzenia można też uznać decyzję odbudowy północnej wieży opactwa Saint Denis pod Paryżem, zniszczonej pod koniec XVIII w. w następstwie rewolucji francuskiej. Saint Denis było przez stulecia miejscem pochówku królów, i jako takie, w czasach republiki stało się synonimem wszystkiego, co „zacofane i reakcyjne”. Dziś Francuzi przypominają sobie o chwalebnej przeszłości własnego kraju, gdy ten był jeszcze uznaną powszechnie „najstarszą córką Kościoła”.
Warto tu dodać, że Saint Denis jest dziś największym paryskim skupiskiem imigrantów z Trzeciego Świata, a także dzielnicą biedy i przestępczości. Odbudowa fasady opactwa, które mieści się w samym środku owej dzielnicy, stanowi więc także rodzaj wyzwania.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki