Logo Przewdonik Katolicki

Kłopoty na Zielonej Wyspie

Krzysztof Mielnik-Kośmiderski, Edynburg
fot. David Levene eyevine/ EAST NEWS

Przed miesiącem brytyjscy parlamentarzyści głosowali nad przyjęciem umowy rozwodowej wynegocjowanej przez brytyjską premier Theresę May i liderów Unii Europejskiej. Już kilka tygodni przed głosowaniem w kuluarach głoszono, że dokument – dalece odbiegający od optymalnej dla Londynu wersji – nie ma szans na akceptację ze strony rządu. Choć premier argumentowała, że podpisanie umowy stanowi jedyną drogę do szybkiego i sprawnego brexitu, ostatecznie poniosła sromotną klęskę. Przeciwko jej propozycji zagłosowało aż 432 posłów przy zaledwie 202 głosach poparcia. Wbrew szefowej opowiadali się nawet członkowie jej własnej partii. Niepowodzenie premier May stało się tym samym najbardziej spektakularną porażką urzędującego premiera w historii brytyjskiego parlamentaryzmu.

Droga do pokoju
Tym, co sprawiło, że głosujący tak bezpardonowo potraktowali efekt dwuletnich negocjacji, była propozycja tzw. bezpiecznika („backstop”), czyli pozostawienia Irlandii Północnej w strefie wpływów Unii Europejskiej. Przedstawiany w umowie mechanizm zakładał, że jeśli do końca okresu przejściowego obu stronom nie uda się wynegocjować kompleksowego porozumienia handlowego, to w celu uniknięcia tzw. twardej granicy na wyspie Irlandia, Zjednoczone Królestwo pozostanie w unii celnej, a w Irlandii Północnej funkcjonować będą dodatkowo elementy wspólnego rynku. Utrzymanie przepływu osób, towarów i usług to z pewnością nie to, na co liczyli zwolennicy brexitu. Unijni negocjatorzy argumentowali jednak, że nie ma żadnego innego rozwiązania, które dawałoby gwarancję zachowania pokoju w Irlandii.
Trzydziestoletni okres napięć (1968–1998) wziął swój początek właśnie w różnicach dotyczących wizji wyspy. Irlandzcy republikanie (głównie katolicy) dążyli do połączenia obu jej części. Unioniści (protestanci) twardo deklarowali wierność koronie, stanowczo odrzucając wizję zjednoczenia. Konflikt przybierał na sile, tocząc się zarówno na arenie politycznej, jak i w wymiarze paramilitarnym i militarnym.
Przewodzący Unii Europejskiej doskonale pamiętają, że w ciągu trzech dekad konfliktu irlandzkiego zginęło kilka tysięcy ludzi i że w chwili obecnej tylko rozwiązanie proponujące partnerstwo dwóch krajów bez twardej granicy stanowi opcję gwarantującą utrzymanie w mocy postanowień porozumienia wielkopiątkowego.
 
Od obaw do zjednoczenia
Trudno jednoznacznie ocenić, dlaczego Londyn tak bardzo przymyka oczy na irlandzkie zagrożenia. Żadnemu innemu rządowi nie powinno zależeć na pokoju równie mocno, jak temu w Westminsterze. Po raz kolejny można zinterpretować to jako działanie wedle równie starej, co nieodpowiedzialnej zasady „cel uświęca środki”. Tym celem zdaje się być doprowadzenie do brexitu bez względu na ekonomiczne, polityczne czy nawet społeczne konsekwencje.
Niepewność wobec przyszłości oraz kryzys zaufania względem rządzących, przekłada się na wskaźniki popularności brexitu. Wedle sondaży ośrodka Opinium dla „The Observer”, w pierwszym tygodniu lutego za wyjściem z Unii Europejskiej głosowałoby jedynie 38 proc. wyborców. 45 proc. byłoby za pozostaniem w strukturach. Czytając prasę i obserwując lecące w dół prognozy ekonomiczne, Brytyjczycy zaczynają poważnie obawiać się negatywnych skutków opuszczenia Unii. Odczuwają już, że niekorzystny przebieg rozmów odbija się wprost na grubości ich portfelów.
Negocjacje dotyczące przyszłych relacji między Zjednoczonym Królestwem a Unią Europejską przeciągają się w nieskończoność. 29 marca już bardzo blisko, a tymczasem „twardy” brexit, czyli wyjście z UE bez umowy precyzującej przyszłe relacje, staje się coraz bardziej prawdopodobny.
W przypadku Irlandii automatycznie oznaczałoby to konieczność obsadzenia posterunków granicznych, uaktywnienia kontroli i przeprowadzania odpraw paszportowych. Rzecz w tym, że nie chce tego ani Republika Irlandii, ani Irlandia Północna, ani Unia Europejska.
Tam, gdzie wdziera się presja i niepotrzebne emocje, tam zawsze łatwiej o impuls mogący zburzyć ład budowany latami.
 
Czas na decyzję?
I tu rysuje się alternatywa. Jest nią zjednoczenie obu części wyspy. Jedno z najważniejszych ustaleń porozumienia wielkopiątkowego mówi, że Irlandia Północna wprawdzie pozostaje częścią Zjednoczonego Królestwa, ale w chwili, w której pojawią się realne przesłanki do organizacji referendum zjednoczeniowego, społeczność będzie miała prawo wyrazić swą wolę.
– Obecne czasy przynoszą nam sposobność, która była odmawiana poprzednim pokoleniom. Na drodze pokojowego referendum, w sposób demokratyczny możemy zdecydować o tym, czy chcielibyśmy żyć w zjednoczonej Irlandii – mówi Mary Lou McDonald, przewodnicząca Sinn Fein, irlandzkiej organizacji niepodległościowej.
Podobnego zdania jest były pierwszy minister Irlandii Północnej. – Wprawdzie nie sądzę, by Irlandia Północna chciała wyjść z unii brytyjskiej, ale nie ma powodu, abyśmy unikali przygotowań na taką ewentualność – mówi Peter Robinson. – Nie zakładam, że mój dom się spali, ale każdego roku decyduję się na zakup ubezpieczenia, bo zdaję sobie sprawę z tego, że może się tak zdarzyć.
 

The Troubles, czyli Kłopoty
Konflikt w Irlandii Północnej dotyczył przyszłości tego regionu. Irlandzcy nacjonaliści i republikanie (przede wszystkim katolicy) chcieli zjednoczenia należącej do Wielkiej Brytanii prowincji z niepodległą Republiką Irlandii. Zupełnie inaczej widzieli przyszłość regionu unioniści (głównie protestanci), którzy chcieli pozostania prowincji w ramach Zjednoczonego Królestwa.
Trwający od końca lat 60. konflikt rozszerzał się okresowo na Irlandię i Anglię, a zakończył się w 1998 r. podpisaniem porozumienia wielkopiątkowego. W efekcie Irlandia Północna pozostała częścią Wielkiej Brytanii, ale jej mieszkańcy otrzymali też prawo, by w przyszłości w referendum zadecydować o zjednoczeniu obu części Zielonej Wyspy.
Niestety porozumienie nie rozwiązało wszystkich problemów regionu. Sporadycznie dokonywane są akty terroru – najtragiczniejszy był zamach z sierpnia 1998 r., kiedy to w Omagh w wyniku wybuchu samochodu-pułapki zginęło 29 osób, a ponad 200 zostało rannych. Ponad 20 lat później mieszkańcy Irlandii Północnej nadal są podzieleni w sprawie przyszłości prowincji.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki