Niewielu powiedziało czy napisało wprost. Jeszcze stosunkowo niewielu. Ale w aluzjach, sugestiach, niedomówieniach to już jest obecne bardzo szeroko. Nie trzeba wielkiego wysiłku, aby to wyczytać między wierszami w na pozór pełnych zatroskania o Kościół i papieża tekstach. Pojawiają się w obiegu medialnym sformułowania, które mówią w zawoalowany sposób nie tylko, że to dopuszczalne, ale wręcz pożądane. Ponieważ tego wymaga dobro Kościoła. Powszechnego albo przynajmniej tego w naszej ojczyźnie, przedstawianego niemal jak ostatnia reduta prawdziwego katolicyzmu. Trudno powiedzieć, ile czasu potrwa, nim ktoś zdecyduje się wezwać otwarcie. Do czego? Do nieposłuszeństwa papieżowi. Aktualnemu następcy św. Piotra. Franciszkowi. Miejmy nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Ale pewności nie ma.
Następca i zastępca
Źródłem posłuszeństwa w Kościele jest sakrament chrztu, nic więc dziwnego, że nazywane jest „posłuszeństwem chrześcijańskim”. „Jest ono inspirowane pragnieniem naśladowania Jezusa Chrystusa w Jego oddaniu dla prawdy” – mówi ks. prof. Mirosław Sitarz, prawnik kanonista z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Ale właśnie dlatego, i to warto tutaj zaznaczyć, punktem odniesienia tego posłuszeństwa jest prawda, a nie autorytet osoby, która ją głosi. Bo w gruncie rzeczy chodzi o posłuszeństwo wobec Boga, który obdarza swój Kościół Duchem prawdy, a nie po prostu wobec powołanych przez Boga ludzi.
Wydawałoby się więc, że dla katolika kwestia posłuszeństwa wobec papieża należy do kategorii zasad oczywistych. Papież to następca św. Piotra, tego samego, któremu Jezus powierzył władzę „związywania” i „rozwiązywania” nie tylko na ziemi, ale również w niebie. Paweł Milcarek odpowiadając przed laty na pytanie „Kim jest papież?”, podkreślił, że jest on zastępcą Jezusa Chrystusa na ziemi. I zwrócił uwagę, że właśnie ze względu na to „zastępstwo” nie posiada swojej własnej władzy, nawet w tym sensie, w jakim posiadali ją kiedyś namaszczani królowie „z Bożej łaski”. Duchowa władza papieża jest co do swej zasady czymś niewyobrażalnym w świeckich kategoriach.
Trzeba pamiętać, że wbrew często używanym w mediach określeniom następca św. Piotra nie jest „głową Kościoła”. Głową Kościoła jest Jezus. Na ziemi reprezentuje Go papież, określany jako „wikariusz Chrystusa”. „Kościół wierzy, że do tego zastępowania Jezus upoważnił Piotra. Piotra i jego następców” – przypomniał redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”. Zrobił to krótko po wyborze na Stolicę Piotrową papieża Franciszka.
Szczyty absurdu
Ojciec Dariusz Piórkowski SJ w jednym z serwisów społecznościowych podzielił się pewną diagnozą. Stwierdził, że krytyka papieża Franciszka w Kościele w Polsce „osiąga ostatnio szczyty absurdu”. Dodał, że to dość ciekawy fenomen, „jak na nasz katolicki kraj”. Odnotował, że swoje niezadowolenie publicznie wyrażają katoliccy publicyści, prawicowi publicyści, niektórzy biskupi i księża. „Swoją drogą jest to tragikomiczne, że bronią Kościoła przed papieżem” – skomentował.
Istotnie. W odniesieniu do papieża Franciszka dzieje się w Polsce coś, co za św. Jana Pawła II i Benedykta XVI wydawało się nie do pomyślenia. Przez ostatnie dziesięciolecia w Kościele w naszej ojczyźnie następców św. Piotra się słuchało, cytowało, oklaskiwało. Ale się ich nie krytykowało. Nawet jeśli ktoś miał w odniesieniu do jakiegoś papieskiego zachowania czy do jakiejś jego decyzji zastrzeżenia, to zachowywał je dla siebie. Może podzielił się w niewielkim gronie najbliższych osób. Ale nie ogłaszał tego publicznie. Nie wytykał papieżowi niczego. Tym bardziej nie podawał w wątpliwość jego autorytetu. Po sześciu latach pontyfikatu papieża z Argentyny widać wyraźnie, że to się zmieniło. Raz po raz w mediach, zarówno tych tradycyjnych, jak i w tzw. nowych mediach, pojawiają się pełne sceptycyzmu i niechęci głosy dotyczące działań Franciszka.
Bo na to zasłużył
Trzeba jasno stwierdzić, że krytykowanie następców św. Piotra jest dopuszczalne. Również publiczne. Przykład stanowczej krytyki skierowanej wobec papieża można znaleźć w Piśmie Świętym. Paweł Apostoł w Liście do Galatów szczegółowo opisał sytuację, w której głośno skrytykował św. Piotra. Zarzucił mu nieszczerość w postępowaniu i zły wpływ na innych. „Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył” – zrelacjonował Apostoł Narodów. Chodziło o udział Piotra w posiłkach „z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa”. Jednak gdy przybyli chrześcijanie „z otoczenia Jakuba”, Piotr zaczął unikać takich sytuacji. W jego ślady poszli inni chrześcijanie pochodzenia żydowskiego. „Wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę” – nie krył oburzenia św. Paweł.
Apostoł Narodów postanowił napomnieć Piotra. Z jego relacji wynika, że nie zrobił tego w cztery oczy, lecz „wobec wszystkich”. To zrozumiałe, skoro chodziło nie tylko o zachowanie Kefasa, ale również tych, którzy go naśladowali i stosowali podwójne standardy. Inaczej postępowali w obecności chrześcijan „z otoczenia Jakuba”, a inaczej wtedy, gdy ich nie było. A z Listu do Galatów wynika, że św. Paweł nie miał najmniejszych wątpliwości, iż ma prawo publicznie zwrócić uwagę Piotrowi. Nie tylko prawo, ale również obowiązek, gdy dostrzegł, że pierwszy papież i jego naśladowcy „nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii”. Skrytykował, ale nie podważył w żaden sposób jego władzy. Nie zanegował jego pozycji i uprawnień pochodzących od samego Jezusa. Nie wykorzystał sytuacji, aby choćby tylko w formie ukrytej sugestii wezwać do nieposłuszeństwa wobec Piotra.
Zakamuflowane namowy
Niestety, w pojawiających się w obiegu publicznym w Polsce krytycznych głosach dotyczących Franciszka raz po raz można zauważyć podpowiedzi i inspiracje, by go nie słuchać. Przynajmniej w niektórych kwestiach. Pojawiają się twierdzenia, że wystarczy posłuszeństwo Kościołowi w istotnych dla zbawienia sprawach, a w tych nieistotnych wolno decyzje aktualnego następcy św. Piotra ignorować. Kto ma decydować o tym, które sprawy są dla zbawienia istotne, a które nie? Każdy na własny użytek? Czy też może należy pod tym względem słuchać jakichś samozwańczych autorytetów? Zwłaszcza tych, którzy nieposłuszeństwo podszeptują i starają się znaleźć dla niego uzasadnienie (np. przekonując, że wybór Franciszka jest nieważny albo że papież jest papieżem tylko wtedy, gdy postępuje w określony sposób i mówi określone rzeczy).
Uleganie wyrażanym wprost czy też zakamuflowanym namowom przynosi niepokojące skutki. W przestrzeni publicznej w naszej ojczyźnie zaczynają funkcjonować osoby, które głośno afiszując się jako katolicy, równocześnie nie kryją, że kwestię posłuszeństwa Kościołowi, a zwłaszcza następcy św. Piotra, traktują wybiórczo. Nie widzą w tym niczego złego. Nie widzą w tym zagrożenia dla wspólnoty wierzących. Nie zwracają uwagi, że przez ich działania już dziś mamy w niektórych środowiskach kościelnych do czynienia ze zjawiskiem, które można określić jako „pełzające nieposłuszeństwo” wobec papieża. I już przynosi ono narastający zamęt duchowy, który za chwilę trudno będzie opanować.