Grupa młodzieży z męskiej szkoły katolickiej w Covington czekała na autobus. Otoczyli ich Czarni Izraelici, wojownicza sekta będąca odłamem radykałów z Black Power. Doszło do słownych utarczek. Biała młodzież była prowokująca: nie dość, że paniczyki z prywatnej szkoły budzącego niechęć wyznania, to jeszcze w czapkach „Make America Great Again” (skrót MAGA), co jest hasłem Donalda Trumpa. Wtrącił się indiański weteran wojny wietnamskiej Nathan Philips. Podobno chciał mediować. Uzbrojony w bęben, w który walił, szedł w tłum chłopców. Starł się z jednym z nich, Nickiem Sandmannem. Nie, nie doszło do rękoczynów. Najwyżej do wymiany min i słów. Ale chłopaka na podstawie zdjęcia, gdzie miał się z wyższością uśmiechać do Indianina, okrzyknięto białym rasistą.
Stał się przedmiotem kampanii, pewna „komentatorka” wzywała, żeby go uderzyć. Ktoś inny życzył mu śmierci. W internecie podano jego dane, łącznie z adresem, co było zachętą do przemocy. Nagonka dotyczyła i całej grupy. Odcięła się od nich diecezja, ba, organizatorzy marszu zaczęli wydawać dystansujące się oświadczenia, bojąc się utożsamienia sprawy walki z aborcją z rasizmem. Wszystko to przerwano ujawnieniem półgodzinnego nagrania incydentu. Pokazywało ono, że to młodzi ludzie byli zaczepiani, reagowali dość niefrasobliwie, ale nie agresywnie – łącznie z Sandmannem. Z kolei Nathan Philips, który zdążył już ogłosić się ofiarą rasizmu, jak na mediatora, był na tyle nonszalancki, że uczniowie z Covington nie mogli być pewni jego pokojowych intencji. Ale nie mieli zamiaru mu nic robić. Teraz część mediów, które rozliczały tych chłopców, się wycofuje, choć nie wszystkie, a ich biskup przeprosił, że opuścił owieczki w potrzebie. Nasuwają mi się dwie uwagi.
Ja wcale nie uważam, że polityczna poprawność (ta w lewicowym wydaniu, bo są i inne, poszczególnych środowisk, ale ta uniwersalna jest lewicowa) wyrosła na złym podglebiu. Była częścią wynagrodzenia różnym grupom dawnych opresji. Ale czasem zaczyna się przeradzać w myślenie quasi-totalitarne. To prawda, że biali Amerykanie mieli grzechy w stosunku do różnych społeczności „kolorowych” – Indian, Murzynów. I to potężne! Czy to jednak oznacza, że biali, na dokładkę faceci niebędący gejami, mają być podejrzani z urzędu i karani za historyczne zaszłości? W czasie kiedy wahadło przechyla się akurat w drugą stronę? Ludzie najchętniej wyważają drzwi, kiedy są one już szeroko otwarte.
Uwaga druga. Współczesna kultura jest w teorii nachylona ku ludziom młodym. Ale nie kiedy noszą niewłaściwe czapki, idą na niewłaściwą demonstrację i można ich przypisać do stereotypu białego faceta. W tej historii obrzydliwe jest zwłaszcza to, że na medialnym celowniku znalazły się prawie dzieci. Poddano tych nastolatków presji, traktując instrumentalnie, jako ideologiczny symbol. Oczywiście mamy też typową dla naszej cywilizacji pochopność niedokładnie poinformowanych komunikatorów (internet!), ale to akurat zjawisko działa w różne strony.
Jestem ostatnią osobą, która odpowie wezwaniem do mobilizowania się „białej cywilizacji”. To w Ameryce ma złe konotacje, a wszędzie jest drogą donikąd. Każdemu człowiekowi należy się szacunek. Ale obecny czas będzie sprzyjać potężnym kulturowym emocjom. Nie zawsze rację ma ten kiedyś „gorszy”, bo czasy dawno się zmieniły. Próbujmy pamiętać, że – jak przypomniał katolicki dziennikarz – prawda nie zawsze nawet leży pośrodku. Leży tam, gdzie leży.