Nieskuteczna będzie strategia: jeśli młodzież nie wie, kim jest ksiądz, to należy jej to lepiej wytłumaczyć. Strategia ta zakłada bowiem ukryte przekonanie, że przez takie wyjaśnienie młodzież kapłaństwem na pewno się zachwyci. Obawiam się jednak, że może odpowiedzieć z gombrowiczowskim przekąsem: „jak zachwyca, jeśli nie zachwyca”. Nie ma też sensu próba dostosowania tego, co Kościół na temat kapłaństwa naucza, do oczekiwań ludzi młodych. Bo nawet jeśli niektóre z nich okażą się trafne – i o nich warto pomyśleć – inne będą mijać się z Ewangelią. Co więc należy zrobić? Jak doktrynalnie opisane kapłaństwo – które w przytoczonych przez ks. Dragułę analizie badań socjologicznych przypomina szkielet – ubrać w żywe ciało?
Pójdę na łatwiznę i odpowiem Franciszkiem. W Evangelii gaudium papież wskazuje na błąd w myśleniu niektórych przywódców religijnych. „Zastanawiają się oni, dlaczego lud ich nie rozumie i za nimi nie idzie” – pisze papież. Sugeruje ponadto, że są oni przekonani, że ludzie powinni za nimi pójść, bo „ich propozycje są tak logiczne i jasne”. Gdzie więc kryje się błąd? „Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że usadowili się oni w królestwie czystych idei i sprowadzili (…) wiarę do retoryki”. „Rzeczywistość jest ważniejsza od idei” – pisze Franciszek, podkreślając niezastąpioną niczym wartość życiowej więzi, jaka tworzy się między księżmi i powierzonymi ich opiece ludźmi w dobrze rozumianym i praktykowanym duszpasterstwie.
Autorytet z papieru
Duszpasterstwo ma jeden cel: prowadzić do zbawienia, czyli do pełni życia w wieczności. Każdego, a więc i ludzi młodych. Tylko czy ksiądz, który mówi młodym o wieczności, nie jest dla nich zbyt abstrakcyjny? Perspektywa wieczności nie wydaje się w sposób decydujący wpływać na cokolwiek w ich życiu, w tym także na ich stosunek do Kościoła albo do tych, którzy pełnią w nim szczególne funkcje. Ponadto Kościół przedstawia się młodym ludziom przede wszystkim jako instytucja, której oni nie potrafią zaakceptować. Głównie z dwóch powodów: po pierwsze, bo jest instytucją, a po drugie, że pretenduje on do roli głosiciela prawdy i chce tę prawdę swoim autorytetem instytucjonalnym podpierać. Tymczasem atmosfera kulturowa podpowiada im coś przeciwnego: obiektywnej prawdy nie ma. A jeśli jest, to jest ona na tyle odległa, że nieosiągalna. Stąd pogląd, że każdy ma prawo do swojego prywatnego poglądu na świat, do religii przez siebie posklejanej z różnych wierzeń i przekonań. I co ważne: zdaniem wielu ludzi młodych Kościół ma prawo do „swojej” prawdy, dopóki jednak nie będzie naruszał prywatności drugiej osoby, czyjejś prywatnej prawdy, dopóki nie będzie chciał nawracać na swoją stronę.
Ksiądz jawi się młodym właśnie jako taki oficjalny funkcjonariusz instytucji. Nadal dość silnej, ale przestarzałej i oderwanej od życia. A że twierdzi on, że „posiada” prawdę, może być on przyjmowany niechętnie albo z sympatią, ale na pewno poważnie. I tym mniej poważnie, im bardziej sam zasłaniać się będzie autorytetem instytucji, a swój autorytet wiązać z miejscem zajmowanym w jej strukturach.
Prawda jest Osobą
Stosunek do życia, do instytucji i do prawdy wydaje się wykluczać możliwość przekonania młodych do Kościoła i księży. Jakkolwiek więc sami będziemy przekonani do naszych idei zbawienia oraz znaczenia dla jego osiągnięcia instytucjonalnego Kościoła, a w tym kapłana i sakramentów, nie mamy szans, byśmy nimi pociągnęli za sobą młodzież.
Na szczęście „rzeczywistość jest ważniejsza od idei”. Gdy myślimy o obecności księdza w życiu młodzieży, to lepiej pytać, do czego ksiądz może „się przydać” dziś, na tym etapie życia, w konkretnych okolicznościach, w wyzwaniach codzienności. Jak może być obecny nie po to, by przekonywać do siebie, do idei czy do instytucji, ale by okazać zainteresowanie, współczucie (jeśli trzeba), towarzyszyć, mieć czas.
Nie chcemy ugrzęznąć w świecie idei, ale Ewangelia nie tyle proponuje otwarcia na idee, ile na spotkanie z Osobą. Nie mamy mówić o zbawieniu, ale o Zbawicielu. Do Jezusa natomiast w przekonywający sposób może prowadzić człowiek, osoba, a nie instytucja. Oczywiście instytucjonalny Kościół, sakramenty, Urząd Nauczycielski są potrzebne, ale w Kościół może wprowadzić osoba, która stała się autorytetem, a nie ktoś, kto ma autorytet dlatego, że reprezentuje Kościół.
Prymat służby
Trudno dziś o autorytet księdza jako takiego. Natomiast głód autorytetów nadal istnieje. Szacunek jednak może zyskać konkretny ksiądz X, jeśli sobie na niego zapracuje, nie zaś ksiądz jako taki. Nie znaczy to, że tylko wybitne osobowości mają szansę przebicia się do młodych. Istotnym elementem jest tu rozumienie własnej tożsamości, a więc teologia kapłaństwa.
Jedna z istotnych zmian w posoborowej teologii kapłaństwa polega na dostrzeganiu jego specyfiki bardziej przez pryzmat „służby” niż „władzy”. Owszem, ksiądz ma władzę głoszenia słowa, sprawowania Eucharystii, rozgrzeszania. Może czynić to, czego świeccy nie mogą, a czego potrzebują. Władza sprawowania świętych czynności staje się więc władzą nad świeckimi. Wizja Kościoła przypomina wówczas piramidę, gdzie świeccy znajdują się na samym spodzie. Ksiądz może więcej, zwłaszcza w dziedzinie sakramentów, a więc im mocniej podkreślimy znaczenie sakramentów, tym bardziej zobaczymy, jak ksiądz jest potrzebny, zbudujemy jego pozycję. Jeśli jednak pamiętamy o kryzysie autorytetów instytucjonalnych, to podkreślanie znaczenia księży jako depozytariuszy sakramentów, które są przecież przejawem instytucjonalności Kościoła, nie może przynieść dobrego efektu.
Mówienie o służebnym wymiarze kapłaństwa nie jest przejawem języka poprawności kościelnej, przelotnej mody, wyjścia naprzeciw oczekiwaniom. Jest innym spojrzeniem na tożsamość kapłańską. Święcenia traktujemy nie jako źródło władzy, przewagi nad innymi, ale jako obdarowanie. Dar ma być przyjęty na sposób daru, czyli po to, by nim dalej obdarowywać, by nim służyć.
Myślę, że jako ksiądz bardziej niż do obrony autorytetu Kościoła jestem powołany do osobistego świadectwa o Chrystusie. Możliwe jest ono dzięki osobistej głębokiej, nieustannie odnawianej, więzi z Nim oraz dzięki otwartości na ludzi, gotowości wysłuchania, przyjęcia, towarzyszenia. Jako świadek Chrystusa i ksiądz chcę ukazywać rolę Kościoła na drodze zbawienia i posługiwać tym, czym zostałem obdarowany. Bardziej mi jednak zależy na tym, by być przekonywającym człowiekiem, niż znać przekonywające argumenty.