Logo Przewdonik Katolicki

Nieuchronnie ku konfrontacji

Jacek Borkowicz
fot NAC

Po I wojnie światowej Polska przejęła kontrolę nad Galicją Wschodnią. Będących tam większością Ukraińcom obiecaliśmy autonomię, ale z tej obietnicy nigdy się nie wywiązaliśmy. Ten fakt zaważył na przyszłych, fatalnych w następstwach relacjach polsko-ukraińskich.

Równo 100 lat temu, 21 listopada 1919 r., Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Włochy i Japonia, czyli tzw. mocarstwa sprzymierzone, zwycięskie w I wojnie światowej, przyznały Polsce mandat na zarządzanie obszarem, zwanym dotąd Galicją Wschodnią, który od tej pory określano nazwą Wschodnia Małopolska.
Specyficzną cechą tego obszaru, a jednocześnie przyczyną sporu, który na kilka lat zaprzątał głowy przywódców najpotężniejszych państw świata, była obecność Ukraińców, stanowiących tam większość mieszkańców. W układzie wtedy zawartym Polska zobowiązała się do respektowania tej odmienności, obiecując Ukraińcom autonomię. Z tej obietnicy się nie wywiązała. Ten fakt w sposób istotny zaważył na przyszłych, fatalnych w następstwach relacjach polsko-ukraińskich.
 
Przeciąganie liny
Ruś Czerwona (bo tak brzmi historyczna nazwa tej ziemi) od XIV w. stanowiła część Korony Królestwa Polskiego i od tego też czasu jest miejscem, gdzie żyją obok siebie dwa narody: Ukraińcy (dawniej zwani Rusinami) i Polacy. Ci ostatni stanowili tam element ekspansywny pod względem cywilizacji i kultury. Z tego powodu Polakami byli tam przedstawiciele warstw rządzących: szlachta, z czasem także i mieszczanie. Również wśród chłopów stopniowo wzrastał odsetek etnicznych Polaków. Sto lat temu polska ludność Małopolski Wschodniej, pod względem samych tylko suchych cyfr, stanowiła poważną mniejszość, w niektórych powiatach dochodzącą nawet do połowy ogółu populacji. Natomiast w miastach, na czele ze Lwowem, Polacy przewyższali liczbą Ukraińców.
Termin „Galicja” wprowadzono po 1772 r., odkąd kraj ten stanowił część cesarstwa Austrii. Gdy w 1867 r. imperium przekształciło się w demokratyczną monarchię pod nazwą Austro-Węgry, również Galicja, ze stolicą we Lwowie, stała się krajem o ustroju parlamentarnym. Kraj ten podzielony był pod względem etnicznym, mniej więcej wzdłuż linii Sanu: na zachodzie dominowali Polacy, na wschodzie Ukraińcy (stąd Galicja Wschodnia). Obie nacje miały swoją parlamentarną reprezentację we lwowskim sejmie krajowym, obie też broniły własnych interesów, co nieuchronnie ustawiało je w pozycji konfrontacyjnej. Polacy, z racji utrwalonej historią przewagi, dążyli do utrzymania hegemonii, Ukraińcy z kolei dążyli do wyrównania swojej pozycji prawnej z Polakami, a czasem nawet do ograniczenia lub wręcz eliminacji praw tych ostatnich.
W takiej sytuacji Galicja Wschodnia wkroczyła w dobę I wojny światowej, której efektem stał się jesienią 1918 r. rozpad Austro-Węgier. Na gruzach tego wielonarodowego cesarstwa każdy z narodów, pospiesznie, budować zaczął własną państwowość.
 
Paryż przestraszył się bolszewików
Lwów był nie tylko galicyjską stolicą, ale też rosnącym w siłę ogniskiem polskiej kultury. W sytuacji gdy sąsiedzi – Rosja i Prusy – dławili dążenia Polaków do samodzielności, miasto w zaborze austriackim, w którym panowała wolność słowa, stało się symbolem tych dążeń na ogólnopolską skalę. Stąd gdy 1 listopada 1918 r. padły tam na bruk sztandary z dwugłowym cesarskim orłem, obie strony konfliktu, Ukraińcy i Polacy, przystąpiły do walki zbrojnej o miasto. My pamiętamy ofiarę Orląt Lwowskich, ale również wśród Ukraińców nie brakowało ludzi, którzy walczyli dla idei.
Walkę tę, jako silniejsza, wygrała strona polska. Wojska Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL), odparte spod Lwowa, wycofały się w stronę rzeki Zbrucz, dotychczasowej granicy austriacko-rosyjskiej. Ich sąsiadem była tam Ukraińska Republika Ludowa Semena Petlury, której wojska z kolei przybliżały się do Zbrucza od wschodu, naciskane od strony Kijowa przez bolszewików. W tych polsko-bolszewickich kleszczach obie ukraińskie armie w końcu się połączyły, ale i to nie mogło zapobiec ich nieuchronnej katastrofie.
Był już rok 1919 i w Paryżu radzono nad nowym podziałem Europy. Premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George oraz amerykański prezydent Woodrow Wilson skłaniali się ku rozwiązaniu, w którym przyszłość Galicji Wschodniej zostanie rozstrzygnięta na drodze plebiscytu. Rozwiązaniu temu sprzeciwiali się Polacy: w warunkach ukraińskiej większości ziemie te, razem z arcypolskim Lwowem, odpadłyby od Rzeczypospolitej. Premier Ignacy Paderewski zaproponował, by mocarstwa sprzymierzone uznały polską władzę nad Wschodnią Galicją, w zamian za ukraińską autonomię w tym kraju.
Rozwiązanie takie wydawało się najrozsądniejsze. Niestety, wydarzenia potoczyły się inaczej. Latem roku 1919 resztki niekomunistycznych Ukraińców zostały definitywnie pokonane, zaś rząd ZURL (dyktator Jewhen Petruszewycz i premier Kost Łewycki) uszedł z Kamieńca Podolskiego na Zachód. Polacy stanęli twarzą w twarz z bolszewikami.
Paryż, obradujący nad przebiegiem nowych granic, przestraszył się inwazji ze wschodu. Zadecydowało stanowisko Anglików, którzy pod przewodnictwem Davida Balfoura, przywódcy konserwatystów i ministra spraw zagranicznych, uznali, że niepiśmienni ukraińscy chłopi z Galicji z pewnością pójdą na lep bolszewickiej propagandy, a jedyną siłą, która może ich przed tym powstrzymać, są ułani z biało-czerwonymi proporcami na pikach. Polakom udzielono więc międzynarodowego mandatu do zaprowadzenia porządku aż do rzeki Zbrucz. Miało to być jednak rozwiązanie tymczasowe. Traktat wersalski, uchwalony 28 czerwca 1919 r., odkładał na przyszłość kwestię południowowschodnich granic Polski.
 
Nie dostali nawet uniwersytetu
21 listopada mocarstwa sprzymierzone uroczyście potwierdziły tę decyzję nadaniem Polsce 25-letniego mandatu nad Wschodnią Galicją. W 1944 r. miał się tam odbyć plebiscyt. Przeciw tej decyzji gwałtownie zaprotestowano w Polsce, a rząd Paderewskiego demonstracyjnie podał się do dymisji. Ostatecznie z wymogu 25 lat zrezygnowano, plebiscyt odkładając na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Utrzymane jednak zostało zobowiązanie do nadania tym ziemiom autonomii. Polskie władze realizowały je z ociąganiem. 26 września 1922 r. weszła w życie ustawa o zasadach powszechnego samorządu wojewódzkiego, „a w szczególności” województw lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego, co było jakby tejże autonomii namiastką, jednak nawet bez wzmianki, że owe trzy województwa razem stanowią jeden osobny kraj. Nie mówiąc już o wspominaniu, że zamieszkują go Ukraińcy. Tak czy inaczej, po tym gdy 14 marca roku następnego Rada Ambasadorów uznała polską suwerenność nad Wschodnią Galicją, w dzienniku ustaw RP znalazł się zapis o „wschodniej części Galicji”, w której „warunki etnograficzne czynią koniecznym ustrój autonomiczny”.
Niczego z tych obietnic nie zrealizowano. Nie powołano nawet we Lwowie ukraińskiego uniwersytetu, na co miejscowi Ukraińcy, dysponujący dostateczną kadrą naukową, bardzo liczyli. Uniwersytet w końcu powstał, ale jako nielegalny, a jego profesorowie prowadzili wykłady w półkonspiracyjnych warunkach.
Polityka ta zemściła się na nas w latach trzydziestych, kiedy to nowe pokolenie ukraińskich radykałów doszło do wniosku, że zamiast domagać się od Polaków autonomii, skuteczniej jest podkładać bomby pod instytucje ich państwa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki