Wizyty na cmentarzach mogą być w znacznej mierze związane raczej z kultywowaniem obyczaju, zachowywaniem tradycji aniżeli przejawem refleksji o charakterze religijnym. Jeden z biskupów wspomniał w uroczystość Wszystkich Świętych, że jeśli nawet ktoś odwiedza cmentarz bez motywacji religijnej, porwany falą „katolicyzmu kulturowego”, to być może zamierająca przyroda i spadający liść także i w nim wzbudzą refleksję, że życie ma jednak kres. Nadzieję taką oczywiście można podzielać, niemniej nie sposób ignorować tego, co nam w duszy gra.
Większość Polaków nie obawia się śmierci i wolałoby umrzeć w sposób niespodziewany, niż mieć czas, aby przygotować się do śmierci. Ci, którzy jednak chcieliby mieć taki czas, pragną przede wszystkim pożegnać się z bliskimi. Tylko 55 proc. chciałoby przed zgonem wyspowiadać się i przyjąć sakramenty. Tak, nie pomyliłem danych: tylko połowa mieszkańców katolickiej Polski myśli o śmierci w kategoriach zgodnych z nauczaniem Kościoła, do którego należą. Tylko połowa Polaków traktuje sprawy ostateczne zgodnie z deklarowaną przez siebie wiarą. W tej chwili jest ich 55 proc. – aż o 16 punktów procentowych mniej niż zaledwie siedem lat temu.
Te dane są po prostu wstrząsające. Także dlatego, że badania dotyczące postawy wobec kluczowych kwestii religijnych są dużo bardziej miarodajne od tych, które pokazują uczestnictwo w niedzielnych Mszach (dominicantes). Ujawniają bowiem to, co się dzieje wewnątrz, w naszej świadomości, podczas gdy dane dotyczące frekwencji dostarczają po prostu wiedzy o skali uczestnictwa w niedzielnej Mszy. Tyle i tylko tyle.
Badania dotyczące postaw należałoby kontynuować, pytając bez lęku, w co i jak wierzą polscy katolicy. Trzeba pytać o różne aspekty naszej wiary i na tej podstawie zastanawiać się nad tym, co zrobić, by wzmóc w ochrzczonych gotowość do dawania chrześcijańskiego świadectwa. Tymczasem tego typu badań brakuje, natomiast z jakąś niezrozumiałą atencją oczekujemy co roku na bieżący wskaźnik dominicantes. Tak jakby ta cyfra ujawniała jakąś niesamowitą wiedzę o stanie naszej religijności. A to nie tak. Czy spadnie o półtora procenta czy też wzrośnie o zero osiem – nie ma większego znaczenia. Znaczenie ma to, co w głowie, w sercu i w sumieniu. Tego starajmy się dociec, to badać, o to pytać. I wyciągać wnioski. Także z najnowszych badań CBOS. Miast powtarzać usypiające frazy o fenomenie polskich praktyk na tle laickiej Europy. Dowodzą one bowiem, że Polacy coraz mocniej kochają konsumpcję, iluzję wiecznej młodości i życie, z którego trzeba brać, ile się tylko da. Dlatego aż boję się myśleć, jakie wyniki przyniosą za 10 lat badania na temat np. dopuszczalności eutanazji.