Bardzo spodobała mi się ta definicja. Tym bardziej że żyjąc w coraz bardziej zsekularyzowanym świecie, coraz częściej zapominamy, jak wiele dziedzin codziennego życia wciąż za mało jest przenikniętych chrześcijańskim duchem. I nie chodzi tu o to, by, jak to czasem mówią przeciwnicy Kościoła, księża wtrącali się w naszą pracę, szkołę czy zakupy, ale o to, że jeśli ponad 90 proc. Polaków jest ochrzczonych, to należałoby oczekiwać, że będzie to bardziej widoczne w naszym życiu zbiorowym.
Rzut oka na polskie drogi. W czasie kolejnych długich weekendów i podczas świąt giną na nich dziesiątki osób. Losowych wypadków nie da się uniknąć. Ale ile ofiar śmiertelnych jest wynikiem głupoty czy agresji? Wielu kierowców wiesza na lusterkach różaniec albo nakleja rybę na tył samochodu, ale traktują to raczej jako czarodziejski amulet, który ma przynieść im szczęście, a nie jako zobowiązanie do tego, by świadczyć również na drodze, że się jest chrześcijaninem.
Nie inaczej jest z gospodarką. Tak zwana szara strefa polega na tym, że całe gałęzie gospodarki, w której nie wystawia się rachunków i płaci gotówką, przez co okrada się własne państwo (a zatem i samych siebie, bo podatki nie wpływają do budżetu i jest mniej pieniędzy na szpitale, szkoły i drogi). A szara strefa, podobnie jak mniejsze i większe oszustwa podatkowe, może liczyć w Polsce na ogromne przyzwolenie społeczne.
Jedną z zasad katolickiego nauczania społecznego jest pokój – misją chrześcijanina jest niesienie pokoju, nie wojny, nie agresji, nie konfliktu. Wystarczy rzut oka na media społecznościowe, by zorientować się, jak poważny mamy z tym problem. Wystarczy spojrzeć na naszą politykę, która jest polem wojny – nie twórczego konfliktu, ale właśnie wojny – gdzie pokój uważany jest za przejaw słabości lub brak inicjatywy.
W świetnym, a wciąż za mało rozpropagowanym dokumencie polskich biskupów Chrześcijański kształt patriotyzmu przypomniano o tym, że wszelkie obowiązki wobec wspólnoty czy państwa są konkretyzacją jednego z najważniejszych dla chrześcijanina przykazań – przykazania miłości bliźniego. To z niego wynikają nasze zobowiązania wobec innych w codziennym życiu: te wielkie – jak udział w wyborach, ale też te zwykłe – na ulicy, w sklepie, w szkole czy pracy.
Warto sobie o tym przypomnieć w tych dniach, gdy wspominać będziemy 101. rocznicę odzyskania niepodległości. Bo narodowe święta zbyt często stają się dla nas okazjami do jakiejś celebry, do patriotycznych wzruszeń, a za mało stają się momentem, w którym zastanawiamy się nad tym, jak zbudować naszą wspólnotę po chrześcijańsku.
Nie, nie chodzi o to, byśmy budowali raj na ziemi. To był błąd popełniany przez twórców rozmaitych politycznych religii – komunizmu, nazizmu i wielu innych. Człowiek ma grzeszną naturę i nigdy nie stanie się aniołem. Chodzi raczej o to, by nasze życie zbiorowe nie było aż tak bardzo różne od zasad, które chcemy wyznawać. I dlatego katolicka nauka społeczna powinna być wyzwaniem dla całego Kościoła – nie tylko dla biskupów czy księży, ale przede wszystkim dla wszystkich wiernych.