O ogłoszenie Świętego Jana Pawła patronem polsko-ukraińskiego pojednania zaapelował 26 sierpnia na Jasnej Górze abp Światosław Szewczuk, specjalny gość dwudniowego spotkania polskich biskupów. – To on był inspiratorem tego procesu. To on po raz pierwszy po zakończeniu II wojny światowej uczestniczył w spotkaniach episkopatu Polski i biskupów greckokatolickich naszej diaspory. To on inspirował proces pojednania, który chcemy kontynuować – mówił o papieżu z Polski zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK). Abp Szewczuk, powołując się na słowa Jana Pawła II wygłoszone w 2001 r. podczas pielgrzymki na Ukrainę, wezwał też chrześcijan obu narodów do nieustającego wysiłku, modlitwą i czynem, na rzecz porozumienia. – Musimy wzywać łaski przebaczenia (...), przebaczenie udzielone i odzyskane będzie balsamem, który uleczy nasze rany – powiedział.
Apel ukraińskiego hierarchy szybko został podjęty. Już następnego dnia metropolita Szewczuk oraz przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki zadeklarowali we wspólnym liście: „Pragniemy dążyć do tego, aby św. Jan Paweł II przewodził nam w drodze do świętości i pojednania, a chcąc go naśladować, jesteśmy gotowi pokonywać wszelkie zewnętrzne trudności, żywiąc głęboką nadzieję na jego pomoc i wsparcie”. Obaj biskupi wyrazili przy tym przekonanie, że formalne ogłoszenie Świętego Jana Pawła patronem polsko-ukraińskiego pojednania nastąpi niebawem, za zgodą Stolicy Apostolskiej, ze strony katolickich episkopatów Polski i Ukrainy.
Orędownik sprawy ukraińskiej
Rolę świętego papieża w inspirowaniu wysiłków na rzecz zbliżenia obu narodów rzeczywiście trudno przecenić. Jeszcze jako arcybiskup krakowski, kard. Karol Wojtyła był osobą, która obok metropolity wrocławskiego kard. Bolesława Kominka odgrywała decydującą rolę w powstaniu historycznego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, ogłoszonego w 1965 r. na końcowym etapie prac II Soboru Watykańskiego. List ten, zwany później orędziem, okazał się moralnym przełomem w stosunkach polsko-niemieckich, zaś po wyborze Wojtyły na papieża stał się dlań pewnego rodzaju drogowskazem postępowania w relacjach polsko-ukraińskich.
Już podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski w 1979 r. Jan Paweł II, na spotkaniu z biskupami na Jasnej Górze, przypomniał, że w katalogu nierozwiązanych problemów, z jakimi borykał się Kościół katolicki w ówczesnej Polsce, istnieje również „sprawa Kościoła unickiego”. Ukraińscy grekokatolicy, jako wspólnota eklezjalna, z punktu widzenia prawa państwowego byli nielegalni, gdyż ich Kościół zlikwidowała formalnie w 1946 r. władza sowiecka. Odtąd UKGK działał w podziemiu. W Polsce jego terenowe struktury z konieczności połączyły się z rzymskokatolickimi diecezjami, co polscy komuniści, nie chcąc zadzierać wprost z hierarchią Kościoła, zmuszeni byli tolerować. „Sprawy” to oczywiście nie rozwiązywało.
Spotkanie bez precedensu
Ale papież nie myślał o sprawach UKGK jedynie w wewnątrzpolskim kontekście. Już w pierwszych miesiącach swojego pontyfikatu wszedł w kontakt z przebywającym na emigracji zwierzchnikiem UKGK abp. Josyfem Slipym. To wtedy zrodziła się myśl wspólnych obchodów tysiąclecia chrztu Rusi – w dziewięć lat później na Jasnej Górze.
Pomysł ten udało się zrealizować w całości. W 1988 r., równo w tysiąc lat po chrzcie księcia Włodzimierza, na wałach jasnogórskich spotkali się rzymskokatoliccy biskupi z Polski oraz greckokatoliccy biskupi z Polski, Ukrainy oraz z emigracji, na czele z abp. Myrosławem Lubacziwskim, następcą zmarłego w 1984 r. kard. Slipego. Towarzyszyły im setki tysięcy pielgrzymów z obu narodów. Wydarzenie to nie miało precedensu, zarówno jako spotkanie polsko-ukraińskie, jak również jako manifestacja samych ukraińskich katolików, którym dotąd – w ZSSR, ale i w Polsce – nie wolno było urządzać jakichkolwiek publicznych zgromadzeń. Władza komunistyczna była już słaba, dlatego zaniechała akcji prewencyjnych, nie wyraziła też protestu.
Wydarzenie to – podobnie jak list biskupów polskich w relacjach polsko-niemieckich – stało się przełomem w stosunkach wzajemnych Polaków oraz Ukraińców. Odtąd sprawy pojednania ruszyły z miejsca. Niebawem upadł komunizm, ustała zależność Polski od Związku Sowieckiego, a wkrótce rozpadł się i sam ZSRR, co doprowadziło m.in. do proklamowania niepodległego państwa ukraińskiego. UKGK wyszedł z podziemia i stał się Kościołem uznanym i legalnym. To wszystko przetarło drogę do uporządkowania relacji z polskimi katolikami.
O potrzebie i konieczności pojednania wspominał papież wielokrotnie, szczególnie podczas kolejnych pielgrzymek do Polski, na Ukrainę, a także do państw Ameryki Północnej oraz Południowej, w których żyje znaczna diaspora ukraińska. Zobowiązanie wypełnienia tego zaszczytnego celu leżało mu na sercu aż do samej śmierci. Jako motto wszystkich jego wysiłków w tym kierunku można przyjąć słowa, które w ostatnich latach swego pontyfikatu wystosował do zwierzchników Kościołów w Polsce i na Ukrainie: „skoro Bóg przebaczył nam w Chrystusie, trzeba aby wierzący umieli przebaczać sobie nawzajem”.
Pojednanie nadal postulatem
Kluczowym progiem, o który potyka się proces pojednania, są wspomnienia bolesnej przeszłości, a szczególnie ludobójczych rzezi etnicznych, jakie miały miejsce w latach hitlerowskiej okupacji. Sprawcami największej z nich byli Ukraińcy, którzy (głównie pod sztandarami UPA) wymordowali w latach 1942–1945 około 100 tys. Polaków na Wołyniu oraz w Małopolsce Wschodniej. Jednak także strona polska – w ostatnich latach okupacji niemieckiej, jak również na początku rządów komunistycznych – winna była popełniania tego rodzaju zbrodni.
Słowa przebaczenia padały już kilkakrotnie, a ich inicjatorem była strona ukraińska. Podczas pielgrzymki Jana Pawła II na Ukrainę w 2001 r. kard. Lubomyr Huzar, następca Lubacziwskiego, wypowiedział znamienne słowa: „Synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wyrządzali zło swoim bliźnim z własnego narodu i z innych narodów […]. Dlatego, w imieniu Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, pragnę za nich wszystkich prosić o przebaczenie”. W 2004 r., podczas spotkania z młodzieżą na Lednicy, kardynał powtórzył tę prośbę, mówiąc: „Prosimy o wasze przebaczenie i jesteśmy gotowi przebaczyć wszystko to, czego doświadczyliśmy”. W 2013 r. ponowił to wezwanie w Warszawie abp Szewczuk. Wszystkie te słowa, choć ważne, nie miały jednak moralnej nośności porównywalnej z efektem, jaki wywołał list biskupów polskich do biskupów niemieckich. W krótkim artykule nie sposób wyczerpująco objaśnić wszystkich przyczyn owych ograniczeń, jak również pewnej wstrzemięźliwości strony polskiej – dotyczy to także Kościoła – wobec bliskiej perspektywy pełnego i mocnego wyrażenia słów przebaczenia Ukraińcom, a tym bardziej skierowanej do nich wzajemnej prośby o przebaczenie. Zbyt wiele jeszcze jest po naszej stronie bólu, związanego ze świeżą pamięcią o wołyńskich rzeziach.
W tym sensie marzenie Jana Pawła II o polsko-ukraińskim pojednaniu nadal pozostaje niezrealizowanym postulatem. Dlatego tym bardziej wspierać należy pomysł uczynienia postaci świętego papieża owego pojednania patronem.
Warto na koniec przypomnieć jego słowa, wypowiedziane w 1991 r. w Przemyślu: „Jakże serdecznie bym pragnął, aby tamte jasnogórskie uroczystości okazały się prorocze: aby Bóg raczył je przyjąć jako symboliczną pieczęć pojednania i prawdziwego braterstwa Ukraińców i Polaków”. One do dziś nie straciły na aktualności. Niech zatem pozostaną dla naszych narodów zobowiązaniem na przyszłość, oby tę najbliższą.