Ewelina ma dziewięć lat i gra na pianinie – na tyle dobrze, że nauczycielka zapisała ją na konkurs. Dziewczynka długo ćwiczyła utwory konkursowe, jednak występ poszedł jej fatalnie. Zdesperowana mama nie mogła powstrzymać się od komentarza: „Jestem tobą rozczarowana. Co to było? Przecież wiem, na co cię stać. Odchodzi mi ochota, by dalej finansować tę naukę gry”. Czy będzie to pomocne? Czy dzięki temu Ewelina (która kocha fortepian) zmotywuje się do pracy i następnym razem rzeczywiście zagra na poziomie? Jak sądzę, każdy czuje, że nie, że to nic nie da. Emocjonalna krytyka pozwoliła mamie chwilowo odreagować emocje, jednak nie pomoże dziecku.
Badania psychologiczne dotyczące wpływu krytyki na dzieci prowadzone są od lat. Najpowszechniejszy wniosek to stwierdzenie, że zawstydzanie dzieci jest przeciwskuteczne. Wypowiedzi typu: „jestem tobą rozczarowany”, „jak mogłeś tak postąpić?”, „wstyd mi za ciebie”, „jesteś skończonym leniem” tylko potęgują problem. Dziecko albo zaczyna wierzyć w to, że jest beznadziejne, albo buntuje się przeciw takiej ocenie. Nie myśli to tym, jak w przyszłości uniknąć problemu – nie uczy się na błędach.
Jak zatem reagować? Z pewnością nie warto odreagowywać swoich emocji na dziecku. Jeżeli chcemy, by wyciągnęło wnioski i uczyło się na swoich błędach i porażkach, warto pokierować rozmowę tak, by to ułatwić.
Jak skłonić dziecko do uczenia się na błędach?
Melissa Kamins i Carol Dweck, pracujące naukowo w zakresie psychologii rozwojowej, przeprowadziły w 1999 r. ciekawy eksperyment wśród przedszkolaków. Czytały dzieciom opowiadanie, prosząc, by wczuły się w rolę jego bohatera. Była to opowieść o dziecku, któremu nauczycielka dała zestaw klocków LEGO i poprosiła o wybudowanie ślicznego domku. Dopiero po zakończeniu pracy dziecko zauważyło, że zapomniało zrobić w domku okna, mimo że starało się wykonać to zadanie jak najlepiej. Zaniosło domek pani, która po obejrzeniu dzieła powiedziała: „Ten domek nie ma okien”.
Historia kończyła się na cztery różne sposoby, które opowiedziano czterem grupom dzieci.
W grupie kontrolnej był to koniec historii. W drugiej grupie nauczycielka dodała, że jest bardzo rozczarowana tym, że dziecko nie pomyślało o oknach i zbudowało brzydki domek. W tym przypadku krytyka skoncentrowana była na osobie niefortunnego budowniczego. W historii dla kolejnej grupy nauczycielka dodała, koncentrując się na krytyce rezultatu: „To nie jest dobry sposób budowania domku, on musi mieć okna”, a w grupie czwartej powiedziała: „Pomyśl, jak lepiej można zbudować ten domek”. Następnie pytano przedszkolaków, jak się czuły, słuchając tej historii, oraz czy po usłyszeniu słów nauczycielki chciałyby spróbować jeszcze raz zbudować domek. Okazało się, że najbardziej skłonna podjąć kolejną próbę była ostatnia grupa (tuż za nią ci, którzy usłyszeli krytykę rezultatu), najmniej te dzieci, które usłyszały krytykę osoby.
Takich badań jest więcej. Wszystkie pokazują, że najlepsze rezultaty uzyskujemy, skłaniając dzieci do analizy popełnionych błędów i planowania poprawy. Przydatne będą zdania typu: „Pomyśl, jak można to zrobić lepiej”, „Jak można inaczej się do tego zabrać?”, „Jakie masz pomysły, jak to można poprawić?”.
Możliwe problemy
Może się zdarzyć, że dziecko sparaliżowane jest emocjami i zwyczajnie nie potrafi myśleć. W takim wypadku nie będziemy nalegać, tylko dajmy mu szansę na uspokojenie, wracając do tematu później. Z drugiej strony dziecko może czuć się bezradne, nie mieć pomysłu, jak to zrobić inaczej, i mówi o tym wprost. Wówczas możemy podpowiedzieć mu dwa czy maksymalnie trzy rozwiązania i poprosić, by wybrało. Bywa to szczególnie przydatne z młodszymi dziećmi (przedszkole, klasy początkowe szkoły), starsi wolą jednak wymyślać rozwiązania sami.
Oczywiście zdarza się, że nawet małe dzieci samodzielnie wymyślają lepsze rozwiązania. Przykład: czteroletni Jaś postanowił samodzielnie zrobić jajecznicę. Pamiętał piąte przez dziesiąte, jak się przygotowuje potrawę: patelnia, tłuszcz, jajko, sól, tyle że sypnął tej soli łyżeczkę. Rezultat oczywiście niejadalny. Zapytany przez mamę: „Jak byś to mógł zrobić inaczej, żeby nie było przesolone?”, bystro odparł: „Mogę zobaczyć, ile ty bierzesz soli i następnym razem wziąć tyle samo”.
„Pomyśl, jak to zrobić lepiej” to naprawdę słowa, które czynią cuda.
W przypadku Eweliny pomocne byłoby po pierwsze pozwolenie córce na przeżycie smutku po przegranej, a po jakimś czasie (być może już następnego dnia) zapytanie: „Jak myślisz, co takiego się wydarzyło, że nie udało się zagrać na konkursie tak dobrze jak zwykle i co możesz zrobić na przyszłość, by zagrać lepiej?”.
Gdy problemem są złe zachowania
Do tej pory mówiliśmy o porażkach niejako „akademickich”. Błąd dotyczył zrobienia czegoś. Czy tę samą metodę można zastosować, gdy problemem jest zachowanie dziecka przekraczające normy? Na przykład napad złości, wyrywanie komuś zabawek, agresywne zwyzywanie rodzeństwa? I tak, i nie. Wyobrażam sobie na przykład polecenie: „Pomyśl, jak zrobić to lepiej” w odpowiedzi na pobicie się rodzeństwa o hulajnogę i odpowiedź: „Przywiązałbym siostrę do drzewa, by nie mogła mnie zepchnąć z hulajnogi”.
W takich przypadkach jest potrzebne jasne nazwanie normy, jaka została naruszona. Na przykład: „Pobiłeś się z siostrą, tak się nie robi”. Można (szczególnie małym dzieciom, mającym problem ze zrozumieniem, co przeżywa druga osoba) zwrócić uwagę na konsekwencje: „Zobacz, siostra teraz płacze, a oboje macie siniaki”.
Czy nie jest to potępionym powyżej zawstydzaniem? Nie. Rozróżniamy uogólniony wstyd, będący rezultatem przypinania etykietek: „jesteś zły, beznadziejny, rozczarowujący”, od konkretnego poczucia winy: „wyrządziłeś zło”, które jest dobre, popycha do naprawienia krzywdy. I właśnie dlatego trzeci element układanki to zapytanie: „jak chcesz to naprawić?”. A dopiero czwarty element to zapytanie o pomysły, jak zapobiec takiej sytuacji na przyszłość.
Praktyczne zastosowanie teorii
Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie przed oczyma wyobraźni uważnego czytelnika może pojawić się scena np. przedszkolaka zrzucającego pod wpływem emocji puszki z półki w sklepie i mamy próbującej prowadzić z nim dysputę dotyczącą radzenia sobie ze złością. Oczywiście, że to nie tak. W każdej sytuacji warto nazwać złamaną normę („Nie wolno niszczyć rzeczy w sklepie”), a potem fizycznie zakończyć destrukcyjne działanie (wyprowadzić dziecko w ciche miejsce). Dalszą – umoralniającą i naprawczą część rozmowy prowadzimy już w spokojnych warunkach, gdy dziecko ochłonie.
Jest w tym wszystkim pewien haczyk. Niewiele osób jest dobrych w analizowaniu własnych stanów emocjonalnych. Bywają nawet dorośli niezdający sobie sprawy, że gdy jesteśmy zmęczeni, głodni, niewyspani, ponieśliśmy porażkę czy gdy jest nam zbyt gorąco, łatwiej popadamy w rozdrażnienie, złość. Dlatego jest to element psychoedukacji, której potrzebuje każdy z nas: i małe dziecko, i dorosły.
Z reguły nie zwracamy uwagi na dzieci, które zachowują się grzecznie, bo nie zakłócają życia wszystkim wokół. Czy to kwestia dobrego wychowania, genetyki? Dzieci spokojne versus niespokojne? Po części tak, ale jest jeszcze jeden ważny element: zapobieganie problemom. Dziecko, które jest wyspane i najedzone (zbilansowaną dietą, nie fast foodami), jest mniej skłonne do napadów złych emocji. Piszę to, bo czasem słychać pytanie: po co bawić się w psychologa czy lekarza z ulicy diagnozującego przyczyny złych zachowań dzieci? Właśnie po to. Jeżeli dziecko regularnie opija się po południu napojem gazowanym z kofeiną, chodzi późno spać, a potem cały dzień jest podminowane, być może samo wyeliminowanie kofeiny i zadbanie o sen pomoże zlikwidować część problemów. Jeżeli dziecko kłóci się z rodzeństwem z nudów, robiąc im na złość, może warto, by wymyśliło sobie trochę interesujących rzeczy do robienia, dostępnych od ręki w każdym momencie dnia, i to pozwoli obniżyć poziom konfliktów? Prewencja nie oznacza jednocześnie chronienia dziecka przed wyzwaniami. Nie chodzi o to, by zapobiegać wszystkim możliwym problemom (to niemożliwe), a pomóc mu wyciągać wnioski z popełnionych błędów i nauczyć lepiej radzić sobie z nimi w przyszłości.