Dostałam dość dramatyczny list, który za zgodą autorki cytuję: „Moja mama zawsze powtarzała mi, gdy zrobiłam coś złego lub głupiego: «Jak ci nie wstyd? Zupełnie nie masz sumienia, nie obchodzi cię, co inni czują». Byłam zła, buntowałam się, raniło mnie to. Ale działało, przestawałam robić złe rzeczy. Dzisiaj, kiedy sama jestem mamą, zaczynam moją mamę rozumieć. Czasem moja córka robi naprawdę okropne rzeczy. Czasem przypadkiem, czasem, bo nie pomyśli, czasem z premedytacją, złośliwie. Gdy opowiadam jej rzeczy typu: «Przykro mi, że to robisz» albo «Zraniło mnie to, proszę nie rób tak» ignoruje to zupełnie. I mam wtedy ochotę zrobić to samo, co moja mama. Powiedzieć jej te raniące rzeczy. I czasem to robię. Potem mam kaca moralnego. Jak się z tego wydobyć?” – pisze pani o imieniu Marta.
Dobre i złe pomysły wychowawcze
Nie spotkałam jeszcze kogoś, kto miałby idealnych rodziców. Prawdziwym wyzwaniem jest odróżnić to, co robili dobrze, od błędów. Czasem ludzie poranieni przez rodziców mają twarde postanowienie: „Nie będę jak mój tata, jak moja mama” i odrzucają wszystko, co im przekazano w domu. Problem polega nie tylko na tym, że w tym momencie brakuje nam pozytywnych wzorców radzenia sobie z trudną sytuacją. Gdy sięgamy po jakieś propozycje wychowawcze, bywa, że są to metody, które nie tyle wychowują dzieci, ile pomagają nam, dorosłym, w leczeniu swoich ran emocjonalnych. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to skomplikowanie, dlatego podam przykład. Ojciec Krzysztofa był bardzo zimnym człowiekiem. Nigdy nie mówił synowi, że go kocha, nigdy nie przytulał. Kazał robić różne rzeczy i egzekwował to. Owszem, był skuteczny, w tym sensie, że Krzysztof ma na przykład nawyk utrzymywania porządku w swoich rzeczach, ale dodajmy, był w tym wszystkim lodowaty i odległy. Dlatego Krzysztof postanowił, że chce być dokładnym przeciwieństwem swego ojca. W rezultacie, okazując swoim synom ogromną miłość i przywiązanie, jednocześnie nie stawia żadnych wymagań i jest przez nich odbierany jako miły, ale… ciamajda. Rany emocjonalne sprawiły, że Krzysztof odrzucił wszystko, co reprezentował sobą jego ojciec, także te elementy wychowawcze, które były pozytywne. Wydaje się, że podobnie jest u Marty. Starając się nie zawstydzać córki, boi się w ogóle wyrazić jakąkolwiek krytykę i skupia się wyłączenie na próbach wzbudzenia empatii.
Krytyka – ale jaka?
Zawstydzanie nie jest dobrym narzędziem wychowawczym. Jest stosowane, ponieważ daje bezradnemu rodzicowi korzyść emocjonalną. Rodzic widzi, że dziecko, do tej pory zupełnie nieprzejęte próbami dyscypliny, przejmuje się jego słowami: „Jesteś kompletnym rozczarowaniem dla mnie, przynosisz mi wstyd”. Dlatego lepiej pomyśleć o takich sposobach wyrażania krytyki, które pomogą dziecku w naprawieniu błędów, i nawet jeśli są nieprzyjemne, nie będą go poniżać. Mówienie komuś: „Przynosisz mi wstyd. Jesteś leniuchem. Jesteś egoistą” niesie ze sobą przekaz: „Jesteś zły, nic niewart i jest to twoja trwała, niezmienna cecha”. Dlatego pierwszą zmianą, którą warto uczynić, jest krytykowanie zachowania, nie osoby. „Jestem rozczarowana tym, że znów nie odrobiłeś zadania domowego” zamiast „Jesteś leniuchem”. Natomiast badania przeprowadzone nad przedszkolakami pokazują, że istnieje skuteczniejszy sposób nakłonienia dziecka do zmiany zachowania – niemal magiczne słowa: „Czy potrafisz wymyślić lepszy sposób zrobienia tego?”.
Badaczki M. Kamins i C.S. Dweck (1999) przeprowadziły eksperyment. Opowiadały przedszkolakom historie, które kończyły się w różny sposób. Były to opowiadania typu: „Wyobraź sobie, że pani wychowawczyni poprosiła cię, żebyś narysował rysunek. Narysowałeś dziewczynkę i chłopca, ale zapomniałeś im narysować rąk. Gdy pani obejrzała rysunek, powiedziała ci: «Te ludziki nie mają rąk»”. Dla grupy kontrolnej tu był koniec historii – zwykłe zauważenie faktu. W innych grupach dzieci usłyszały dodatkową uwagę. Pierwsza grupa została zawstydzona: „Bardzo mnie rozczarowałeś”. Druga grupa usłyszała krytykę zachowania: „Nie podoba mi się, że nie narysowałeś rąk”. Trzecia grupa usłyszała z kolei zachętę nastawioną na poprawę: „Co mógłbyś zrobić, żeby narysować te ludziki lepiej?”. Dzieci usłyszały też pytania – jak się czuły po wyobrażeniu sobie tej historii? Czy czuły się mądre, czy nie za bardzo. Poproszono je o wymyślenie dalszej części historyjki i spytano, czy bawiłyby się dalej w rysowanie, czy raczej zajęły inną zabawą. Badaczki odkryły, że zawstydzenie dzieci spowodowało, że czuły się gorsze, wolały zmienić zabawę. Krytyka zachowania była przez dzieci przyjmowana pozytywniej, natomiast jedyna, która zmotywowała dzieci do poprawy, była zachęta nastawiona na proces. A zatem mamy konkretną propozycję. Córka przyniosła ze szkoły jedynkę. Nie odrobiła zadania domowego. Zamiast zawstydzać: „W ogóle nie myślisz dziewczyno, zadanie domowe to najłatwiejszy sposób zarobienia dobrej oceny!”, najlepiej nazwij fakt (dodatkowo – jeśli tego potrzebujesz, nazwij też uczucia, które odczuwasz) i zapytaj, jak może to poprawić. Czyli: „Dostałaś jedynkę za brak zadania domowego (jestem rozczarowana, że to zrobiłaś), co możesz zrobić, żeby zapobiec temu problemowi w przyszłości?” lub: „Dostałaś jedynkę za brak zadania domowego, co możesz zrobić, żeby poprawić tę ocenę?”.
Czy zawstydzanie zawsze jest złe?
Jak widać, zachęta nastawiona na proces pomaga w poprawie zachowań, które były wynikiem niedbałości, zapomnienia, przypadku. Co jednak z sytuacją, gdy dziecko postąpiło źle z premedytacją? Gdy dokonało moralnego wyboru zła? Czy w tej sytuacji nie należy zawstydzać? W internecie pełno jest obrazków z podpisem „dobre rodzicielstwo”, jak np. dziewczyna stojąca na ulicy z wielkim plakatem: „prześladowałam koleżankę w internecie, podając się za jej byłego chłopaka”. Psychologia rozróżnia poczucie winy i poczucie wstydu. Czujemy wstyd za to, kim jesteśmy, odczucie to wywołuje w nas złość lub poczucie depresji. Poczucie winy mamy ze względu na jakieś konkretne zachowanie, np. „leżałam i surfowałam po internecie, zamiast pomóc zmęczonej mamie w sprzątaniu po obiedzie”. Poczucie winy jest dobre – sprawia, że chcemy naprawić swój zły postępek. Zawstydzanie, związane z poczuciem poniżenia, może uruchomić raczej błędne koło zemsty (Tangney i inni, 1992). Na ten temat przeprowadzono wiele badań naukowych i choć na pierwszy rzut oka zawstydzanie (zwłaszcza publiczne) może się nam wydać efektywne – pamiętajmy, że działa tylko na krótką metę. A zatem także w przypadku zachowań złych z premedytacją polecam raczej podejście zmuszające dziecko do refleksji nad własnym postępowaniem. Przykład z życia wzięty:
– Pobiłeś siostrę i teraz płacze. Co możesz zrobić, by jej to wynagrodzić?
– Ale ona mi zabrała samochód i nie chce oddać.
– Jak widzisz, nie tylko nie oddała ci samochodu, a jeszcze płacze. To nie był dobry sposób. Czy potrafisz wymyślić, co mógłbyś zrobić inaczej, żeby ci oddała samochód?
– Mogłem jej dać coś w zamian.
Tak, zdaję sobie sprawę, że to czasochłonne i wymaga od rodzica jasnego myślenia. Wydaje mi się jednak, że warto wypróbować to w sytuacjach, w których nasze zwykłe sposoby rozwiązywania problemów zawodzą. Oczywiście, jeśli nam się nie uda, zawsze można sięgnąć do krytyki zachowania i wyznaczenia dziecku odgórnie sposobu wynagrodzenia skrzywdzonemu za uczynione mu zło. Zauważyłam jednak, że dzieci potrafią same z siebie zaproponować rzecz, której dorośli nie wymyślą. Np. „Przepraszam, że uderzyłem siostrę, to ja teraz sam posprzątam zabawki, jakie rozrzuciliśmy”.