Logo Przewdonik Katolicki

Przemiana Johannesa K.

Szymon Bojdo
fot. PAP

Od Szawła do Pawła – tak o sobie mówi dziś Johannes Kneifel. To także tytuł jego autobiografii. Był neonazistą i mordercą. Jest pastorem.

Peter Deutschmann w swoim środowisku znany był z wyraźnego sprzeciwiania się środowiskom skrajnej prawicy. Wspomina się go jako otwartego i serdecznego, zresztą w liczącej kilka tysięcy mieszkańców miejscowości wszyscy się znali. Wśród nich młodzi jak to młodzi – zawsze szukają sposobu, żeby się wyróżnić. W końcu lat 90. środowiska o neonazistowskich sentymentach powiązane były z kulturą skinheadów. Dlatego często słyszano wypowiedź Petera, lokalnego hipisa, że jest on przeciw całemu skinheadzkiemu środowisku.

Dwóch młodych neonazistów upiło się na jednym z placów zabaw i przypomniało sobie, że jest człowiek, który ciągle ich krytykuje. Pomaszerowali do jego mieszkania, kopniakiem otworzyli drzwi. Po krótkiej dyskusji Marko S. i Johannes K. powalili Petera na ziemię. Johannes przyciskał ofiarę do ziemi ciężkimi buciorami. Swoją ofiarę sztyletowali kawałkami szkła, z wybitego przed momentem okna. Po paru godzinach zostawili ją w mieszkaniu. Gdy przyszli sąsiedzi, było już za późno – 44-letni Peter wykrwawił się i zmarł następnego dnia. Kilka tygodni temu organizacje antyfaszystowskie zorganizowały 20. rocznicę tych wydarzeń. Była to manifestacja przeciwko skrajnej prawicy w ogóle.
 
Wychowany przez ulicę
Jednym z oprawców był 17-letni wówczas Johannes Kneifel. Jak sam opowiada, swoje dzieciństwo spędził w trudnych warunkach. Jego matka cierpiała na demencję, ojciec był prawie ślepy. Po tym gdy stracił pracę, przeprowadził się z całą rodziną z Celle do Eschede. W nowej szkole Johannes wstydził się biedy, w której żył, tanich ubrań i rodziców potrzebujących wciąż pomocy. Chłopaka zaczęła wychowywać ulica. Odnalazł się w podpaleniach i kradzieżach. Kiedy jego siostra uciekła z domu, rodziną zaczął interesować się niesławny Jugendamt.
Johannes został wysłany na dwumiesięczne leczenie psychiatryczne. To na pewno nie czynnik usprawiedliwiający przemoc, ale jeden z powodów dla których młodzi ludzie zjawiają się w organizacjach neonazistowskich. W szybko zmieniającym się świecie, pośród niepewności, by zyskać uznanie rówieśników, gotowi są nawet do skrajnych czynów. Gdzie Johannes zetknął się pierwszy raz ze skinheadami? W psychiatryku. Nowi koledzy dali mu poczucie, że może stać się kimś lepszym. Gdy wracał co dwa tygodnie na przepustki, spędzał czas z nowymi znajomymi, upajając się nie tylko alkoholem, ale też coraz silniejszymi wizjami o potędze. W sierpniu 1999 r. Jugendamt wysłał swoich podopiecznych na wakacje do Danii. Po powrocie z nich Kneifel skierował swoje kroki do feralnego kolegi, a razem z nim – do mieszkania Petera Deutschmanna.
Jaka to ironia, że neonaziści odwołujący się do „czystości niemieckiej rasy”, zamordowali człowieka, który niemieckość miał w swoim nazwisku (deutschmann to dosłownie „niemiecki człowiek”). Państwo niemieckie zareagowało natychmiast, ale ze względu na niepełnoletność sprawców wyroki nie były wysokie. Opinię publiczną zszokował nie tylko wymiar kary, ale też fakt, że młodzi ludzie zabili z zimną krwią w imię przekonań, z powodu których większość Niemców odczuwa wciąż wstyd i poczucie winy. Marko S. zresztą przeszedł typową ścieżkę człowieka wychowanego przez ulicę i wtapiającego się w przestępcze struktury dzięki więzieniu.
 
Każdy może dostać szansę
Być może tak samo byłoby z Kneiflem, gdyby nie jedna sesja terapeutyczna, już w zamknięciu. Psycholog powiedział mu wtedy, że może w więzieniu stać się niebezpiecznym człowiekiem, ale nie musi. To, że ktoś bezinteresownie dojrzał w nim jakiś potencjał, zaczęło go powoli zmieniać. Zaczął się uczyć i wkrótce został mechanikiem obróbki skrawaniem. Raz po raz uczestniczył też we Mszach w zakładzie karnym. Coraz bardziej zachwycała go liturgia. Takie przemiany wydają się zawsze patetyczne, ale – rzeczywiście – stopniowo neonazista i morderca zaczął spotykać Boga. Musiał też zacząć tolerować innych ludzi, także tych innej narodowości i koloru skóry, których poznał w więzieniu.
Zastanawiał się czy poza nim też będzie potrafił ich znieść. Postanowił jednak z całej mocy się zmienić. Zdał maturę i podjął decyzję, by po wyjściu zostać pastorem. Swoją wspólnotę znalazł w pobliżu miejscowości Hammeln. Obecnie jest już teologiem, pracuje głównie z młodzieżą, więźniami. Historię swojego życia opisał w książce, a w tytule porównał siebie do Pawła z Tarsu, który przed spotkaniem Chrystusa brutalnie walczył z chrześcijanami. Kneifel zamienił charakterystyczną czarną kurtkę, którą noszą skinheadzi na marynarkę.
Nie wszyscy wierzą jednak w jego przemianę – i to zarówno jego dawni koledzy, jak i ich przeciwnicy. Od pierwszych otrzymuje pogróżki, drudzy często dają mu odczuć swoją nieufność. Johannes bardzo chciał spotkać się z rodziną swojej ofiary, poprosić o przebaczenie. Spotkał się z odmową córki Petera.
Dziś pochwala demonstracje w dniu śmierci Deutschmanna. Teraz robi wszystko, by przestrzec młodych ludzi przed konsekwencjami radykalizmu. Przeżywa każdą rocznicę tych okropnych wydarzeń, jak i samo wspomnienie o swojej ofierze. Wtedy jego oczy stają się niespokojne. Ale wyjaśnia też: „Wiem, że całe życie będę żył z piętnem mordercy, ale wiara w Chrystusa pozwala mi doświadczyć tego, że każdy może dostać drugą szansę”.
 
Aktualny problem
Rok przed śmiercią Petera Deutschmanna w małej miejscowości Eschede w Dolnej Saksonii miała miejsce katastrofa. Na pobliskim wiadukcie wykoleił się pociąg z Hamburga do Monachium. W wypadku pędzącego z prędkością 200 km/h pojazdu zginęło ponad 100 osób, w całym składzie znajdowało się 287 pasazerów.
Te dwa wydarzenia nie są ze sobą powiązane, ale nie mogę przestać myśleć o tym okropnym wypadku, gdy czytam obecne statystyki dotyczące obecności neonazistów w Saksonii. Oblicza się bowiem, że w Saksonii i Dolnej Saksonii przypada najwięcej neonazistów w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Rozwój ruchów radykalnie prawicowych w Niemczech jest przerażający. Sami Niemcy szukają rozwiązań, jak monitorować i przeciwdziałać rozwojowi takich organizacji. Jak podaje portal Euroactiv, liczby pokazują, że sytuacja się pogarsza. Niemiecki Federalny Urząd ds. Ochrony Konstytucji (BfV) naliczył w ubiegłym roku 48 przypadków poważnej przemocy na tle skrajnie prawicowym. A jeszcze rok wcześniej było to 28 przypadków. W corocznym raporcie BfV stwierdzono, że w całych Niemczech jest około 24 tys. aktywnych działaczy neonazistowskich organizacji i ugrupowań politycznych, ponad połowę z nich uznano w raporcie za „potencjalnie niebezpiecznych z powodu ich skłonności do stosowania przemocy”.
Posłanka Bundestagu Martina Renner złożyła interpelację, w której zażądała ujawnienia przez niemieckie MSW liczby budynków należących do neonazistowskich organizacji. W odpowiedzi podano liczbę 146 nieruchomości. Dzięki lokalnym władzom szybko zweryfikowano jednak, że jest ona większa. Co roku w różnych miejscowościach odbywają się marsze organizacji neonazistowskich, regularnie samorządowcy przyjmujący uchodźców otrzymują pogróżki. Zaatakowana została burmistrz Kolonii Henriette Reker, z ich rąk zginął Walter Lübcke z Kassel.
Gdy idę ulicami niemieckich miast, wzdrygam się na namalowane na murach nazistowskie symbole (które choć szybko zamalowywane, wciąż powracają). Naturalnie problem jest duży we wschodnich i północnych Niemczech, gdzie w ślad za transformacją ekonomiczną nie szła transformacja społeczna. Powoduje to zagubienie i frustrację, którą łatwo mogą ukoić nazistowskie mrzonki. Populizm i prawicowy radykalizm wyczuwalny jest zresztą w całej Europie i także do władzy dochodzą politycy, którzy nawet jeśli nie wprost popierają ideologie oparte na przemocy, to przynajmniej je tolerują i wspierają po cichu.
Dlatego też tak bliska była mi ta katastrofalna metafora. Bo podobnych polityków nie brakuje także w Niemczech, a najbardziej kojarzą się z nimi działacze AfD (Alternative für Deutschland). Przechodząc ostatnio przez most graniczny we Frankfurcie nad Odrą/ Słubicach zwróciłem uwagę na ich hasło wyborcze w lokalnych wyborach w Brandenburgii: „Napiszmy razem historię”. Tylko właśnie – jaką? Oby przykład takich osób jak Johannes Kneifel przekonywał młodych ludzi do rezygnacji z przemocy i fałszywego poczucia siły na rzecz pokoju i szacunku wobec innych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki