Oto czytam i słucham, że autorami filmu powodowała chęć zmobilizowania lewicowego elektoratu przed eurowyborami; że film jest „elementem szerszego ataku na państwo i Kościół” (skąd ta zbitka, swoją drogą?); że, być może, obraz Sekielskich sfinansowali byli esbecy, a może jedna z fundacji Sorosa. Przemyślenia takiej jakości rozsiewają publicyści, którzy, a jakże, deklarują przywiązanie do Kościoła i głoszonych przezeń wartości.
Nie wierzę im. Nie wierzę, że myślą ewangelicznie – myślą politycznie. Nie wierzę, bo gdyby przede wszystkim dobro Kościoła leżało im na sercu, to mówiliby jednym głosem z polskimi biskupami, którzy dziękowali Sekielskim za film, i z całym Episkopatem, który z powodu krzywdzenia dzieci wyrażał ból i zawstydzenie, deklarując szczerą chęć pomocy ofiarom. Nie wierzę „obrońcom”, bo ich chęć zdyskredytowania filmu idzie też pod prąd słów abp. Scicluny, który wyznał dziennikarzom, że jest pod wrażeniem tego dokumentu. I przestrzegał: „Poprzez odrzucanie oskarżeń, traktowanie ich jako machinacje wrogów Kościoła, nie stawimy czoła rzeczywistości. (...) Nie ma innej odpowiedzi, jak prawda. W obliczu faktów konieczna jest pokora, a gdy popełnimy błąd – uznanie go”.
Dlaczego nie słuchacie Kościoła, jego „obrońcy”? Jeśli kochacie Kościół miłością tak gorącą, jak gorące są wasze ataki na film, to przecież powinno wam zależeć na jego świętości, na tym, by był najbliższy ewangelicznym ideałom. Bo przecież tylko siłą swojego świadectwa będzie mógł przekonać do swych racji i tylko swoją świętością zachowuje wierność swemu Założycielowi.
Dlaczego nie ma w was takich chęci? Według mnie dlatego, że traktujecie Kościół głównie jako siłę sprzymierzoną w walce z politycznymi przeciwnikami, jako młot na „lewactwo”, jako środowisko kulturowego i politycznego oporu na szańcach politycznej „bieżączki”. Ale nie taka jest misja Kościoła. Nie wiecie tego? Nie chcecie wiedzieć? W każdym razie, nie przeszkadzajcie Kościołowi w Polsce zwieńczyć dzieło samooczyszczenia.
Nie jestem naiwny i wiem, że Kościół jest dziś – na świecie i w Polsce – atakowany. Ale ataki na tych, którzy idą za Chrystusem, to nie nowość. Tak było, jest i będzie. Dlatego, „obrońcy”, zaklęciami o atakach, byłych esbekach, Sorosach itp. Kościołowi nie pomagacie. Przeciwnie, jedynie wzmacniacie w nim te najbardziej zachowawcze (z różnych powodów) środowiska czy osoby. „Demaskatorskie” tezy o zorganizowanym ataku na Kościół to miód na ich serca.
„Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie” – wszyscy chrześcijanie powinni pamiętać o mocnej przestrodze Chrystusa skierowanej do Piotra. Ale żeby nie kończyć aż tak dramatycznie, przywołam myśl kard. Richelieu: „Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam”.