Logo Przewdonik Katolicki

Ojcostwa uczył się od Boga

Joanna Mazur
fot. archiwum prywatne

Po ludzku nie miałem prawa mieć rodziny. Ojcostwa uczyłem się od Boga. Skąd miałem Wiedzieć, jak buduje się małżeństwo?

Jako nastolatek był skreślony przez wszystkich. Dzisiaj Emil Józefiak jest mężem, ojcem i z zamiłowania statystą filmowym. Zagrał m.in. w serialach Wikingowie i Gra o tron.

– Miałem 14 lat i dwie próby samobójcze za sobą. Właśnie wyszedłem z domu, by spróbować po raz trzeci. Siedząc nad kanałem, zobaczyłem zapalone światło w oknie mojej koleżanki. Nie wiem dlaczego tam spojrzałem, bo nie mieliśmy kontaktu od wielu lat. Jednak coś mnie tknęło, by do niej pójść. A ona opowiedziała mi o Jezusie. To ona zaciągnęła mnie do kościoła… – wspomina Emil Józefiak.
 
Nie mam nic
Urodził się w Świnoujściu. Do 17. roku życia żył ze świadomością, że mąż jego mamy to jego rodzony ojciec. Biologiczny ojciec jednak zrzekł się ojcostwa i odebrał synowi nazwisko, gdy był jeszcze zbyt mały, aby go zapamiętać. Miał duże problemy z prawem, siedział w więzieniu. Ojczym był człowiekiem agresywnym i uzależnionym od alkoholu. Awantury były w domu na porządku dziennym, często bywała u nich policja. – Czułem się odrzucony i niekochany. W wieku 12 lat zacząłem uciekać z domu, wszedłem w złe towarzystwo, zacząłem brać narkotyki, robiłem straszne rzeczy. Miałem nadzór kuratora do 18. roku życia. Jeżeli ktoś okazywał mi choć trochę zainteresowania i akceptacji, szedłem za nim w ogień. Zdesperowany szukałem miłości. Byłem totalnie zniszczonym młodym chłopakiem – wspomina Emil.
Po spontanicznej wizycie u koleżanki trafił do wspólnoty oazowej, ale czuł, że to nie dla niego. Podobnie było z Odnową w Duchu Świętym. Swoje miejsce znalazł we wspólnocie neokatechumenalnej. – Pamiętam jak w 1999 r. pojechałem z moim przyjacielem do Krakowa na rekolekcje – tylko po to, by zwiedzić miasto, bo nigdy tam nie byłem. Pewnego dnia gdy jednak poszliśmy zobaczyć co się dzieje podczas tych rekolekcji, weszliśmy do kościoła gdzie one się odbywały i pamiętam, że wtedy modliłem się prawdziwie chyba po raz pierwszy: „Boże, jeżeli istniejesz, uratuj mnie”. Niedługo potem zaproszono mnie do wspólnoty neokatechumenalnej – tłumaczy. – Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale bez żadnej terapii zaczęły znikać wszystkie moje uzależnienia. Z dnia na dzień zostawiłem pornografię i różne grzechy nieczyste które się z tym wiązały, narkotyki itp. To we wspólnocie usłyszałem po raz pierwszy, że Bóg kocha mnie takiego jakim jestem, że mam Ojca, którego całe życie szukałem i że On jest dobry. To jest we mnie do dziś. Jeden ojciec mnie zostawił, drugi nie spełnił swojej roli, zamiast tego znęcał się nad nami, ale mam Ojca, który mnie kocha mimo wszystko. Przez wiele lat wstydziłem się swojej historii, uciekałem przed nią. Dzisiaj wiem, że gdyby nie ona, pewnie bym tu nie siedział i nie opowiadał o Nim i Jego miłości. Ta historia to była droga do spotkania Boga. Największym cudem jest jednak to, że wybaczyłem mojemu ojczymowi. Pamiętam, że wszedł do mojego pokoju pijany i zaczął się awanturować. Poprosiłem go, aby usiadł. Przeprosiłem go wtedy za to, że go nienawidziłem i wybaczyłem wszystko co złego zrobił mnie i mojej mamie. Wyszedł bez słowa, a ja w sercu poczułem, że go kocham. Miłość zajęła miejsce nienawiści – tłumaczy.
Rodzony ojciec Emila zmarł kilka lat po jego nawróceniu. Na jego pogrzebie była wspólnota Emila, przyjechało tez wielu znajomych księży. – Mogłem uklęknąć przy trumnie mojego ojca i powiedzieć „przebaczam” – tłumaczy Emil. – Wiem kim byłem, gdzie byłem i dokąd zmierzałem. Bóg odnalazł mnie jako totalnego grzesznika. On wiedział, że nie mam nic co mógłbym Mu dać.
 
Ojcostwa nauczył mnie Bóg
Po paru latach od nawrócenia Emil spotkał swoją przyszłą żonę, Dorotę Mielcarek, która śpiewała na koncercie w Świnoujściu. Gdy spotkali się ponownie dwa lata później, coś między nimi zaiskrzyło. Pobrali się po 1,5 roku i zdecydowali się wyjechać do Irlandii, gdzie spędzili około 12 lat. Tam przyszły na świat ich trzy córeczki. – Po ludzku nie miałem prawa mieć rodziny. Ojcostwa uczyłem się od Boga. Skąd miałem wiedzieć, jak buduje się małżeństwo? Wszystkiego od podstaw nauczyłem się w Kościele i we wspólnocie. Wszystko dostałem od Boga przez Kościół – tłumaczy Emil. – Nasza rodzina ma fundament w Bogu i od początku wszystko budujemy na Nim. Co tydzień w niedzielę robimy z dziećmi tzw. laudesy. Dekorujemy stół, kładziemy obrus, krzyż i modlimy się brewiarzem, potem czytamy Ewangelię i dialogujemy z dziećmi, aby mogły powiedzieć jak się odnajdują w tym Słowie. To nas scala. W tym roku mija nasza 13. rocznica ślubu i mamy coraz lepszą relację z żoną, coraz bardziej się kochamy. Przeżyliśmy wiele trudnych chwil, kryzysów, straciliśmy piątkę dzieci, ale Bóg zawsze nas podtrzymywał i umacniał – tłumaczy. Emil szczególnie cieszy się z relacji z dziećmi, z bycia ojcem. – Wiem, że dzieci czują się przeze mnie kochane. To jest dla mnie bardzo ważne.
 
Żołnierz, wiking i trup
W Irlandii Emil zaczął pracę w firmie farmaceutycznej, ale coraz częściej marzył o karierze aktora. – Aktorstwo kręciło mnie od zawsze – tłumaczy Emil. – W Świnoujściu angażowałem się we wszystko, co miało związek z kulturą: śpiewałem i grałem na bębnach w różnych zespołach, występowałem w amatorskich przedstawieniach. Odkryłem w sobie artystyczną duszę. W Dublinie poszedłem na kilka miesięcy do weekendowej szkoły aktorskiej. Tam nauczyłem się różnych technik walki mieczami, toporami i tarczami  – dodaje.
Gdy dowiedział się o castingu do serialu Wikingowie, który kręcono w okolicach Dublina, wysłał swoje zgłoszenie i zdjęcia i tak trafił na plan najpierw jako żołnierz angielski, potem francuski, a na koniec jako wiking. Przez pięć lat zagrał w czterech sezonach. – To była fascynująca przygoda. Graliśmy wiele scen w górach, pływaliśmy łodziami. Najciężej było zimą, gdy spędzało się w górach kilkanaście godzin. Wracałem wtedy do domu brudny, zziębnięty, ale szczęśliwy – dodaje Emil. Jednocześnie pracował na stałe na produkcji w firmie farmaceutycznej. – Gdy miałem dzień zdjęciowy, najczęściej brałem urlop lub odrabiałem godziny w kolejnych tygodniach. Szefowie bardzo szli mi na rękę – opowiada.  Po roku dostał się na casting do serialu Gra o tron i pojechał do Belfastu. Tam najpierw dostał rolę… trupa w armii nocnego króla w sezonie 6., a następnie żołnierza doliny, którego grał przez kolejne dwa sezony. – Każdy dzień na planie Gry o tron zaczynał się od zakładania specjalnych plomb na telefony. Zasłaniały one aparaty i kamery, bo obowiązywał całkowity zakaz wykonywania zdjęć. Za nawet drobne naruszenie plomby można było utracić bezpowrotnie swoją rolę. Mało kto podejmował takie ryzyko. – W tym świecie jest wiele pokus i można się w tym pogubić. Osoby, z którymi współpracowałem były bardzo miłe, ale rzadko spotykało się kogoś wierzącego. Wielu żyło bez głębszych wartości. Pamiętam, że gdy kiedyś na planie powiedziałem o mojej wierze, ludzie byli w szoku, ale nie zaważyło to na naszych relacjach. Atmosfera na planie była naprawdę bardzo dobra – tłumaczy Emil.
 
Brud za paznokciami
Dzień zdjęciowy rozpoczynał się bardzo wcześnie (jeżeli kręcono w ciągu dnia), około  czwartej rano. Wszyscy wspólnie jedli śniadanie, a następnie statyści ustawiali się w kolejkach do charakteryzacji, która w zależności od roli trwała do nawet kilkunastu minut. Malowano twarze, ale dodawano także brud pod paznokciami. Następnie szło się do namiotu, gdzie układano fryzury, tam Emilowi zaplatano warkocze. Ostatni etapem było zakładanie stroju, który był drugi raz sprawdzany przed wejściem na plan. – Każdego dnia na planie pracowała armia ludzi. Tam wszystko musi chodzić jak w szwajcarskim zegarku i za każdy kabel jest odpowiedzialny jakiś człowiek. Jedną scenę kręci się kilka godzin, bo musi być ona nagrana z kilku miejsc. Najwięcej czasu zabiera przestawienia całego sprzętu, kamer i ekipy by nagrać kolejne ujęcie. To bardzo ważne, aby statyści byli zdyscyplinowani i za każdym razem znajdowali się w tym samym określonym miejscu – tłumaczy Emil. Największą satysfakcję dawała mu zawsze gra blisko głównych aktorów, z którymi można było wymienić choć kilka zdań no i oczywiście te momenty kiedy mógł widzieć siebie na ekranie. – Czasami było to trudne, ponieważ reżyser nie zawsze wybierał ujęcie, w którym będzie mnie widać, ale i tak często się udawało – śmieje się Emil.
W obu serialach najbardziej fascynujące, a jednocześnie najbardziej niebezpieczne były sceny bitewne. – Wymagały one wielkiego wysiłku fizycznego, np. kiedy kręciliśmy scenę, gdy armia zbiega po zboczu w kostiumach i z pełnym uzbrojeniem. Pamiętam, że podczas jednej ze scen nadepnął mnie cofający się koń. Na szczęście podłoże było błotniste i nie skończyło się złamaniem stopy – wspomina Emil. Podczas kręcenia scen bitewnych na planie było nawet kilkuset statystów, których pilnowała specjalna ekipa instruująca gdzie kto ma stać i jaki wykonać ruch. Każdy dzień na planie zdjęciowym był inny. Jednego czekało się wiele godzin na swoją kolej, drugiego grało się cały dzień. – Po ciężkim dniu na planie wracałem zmęczony, ale szczęśliwy. Ta praca dawała mi o wiele więcej satysfakcji niż etat. Jednak ze względu na rodzinę nie rezygnowałem ze stałego wynagrodzenia – dodaje Emil. – Najbardziej fascynujące w tej pracy jest to, że robiłem rzeczy, których w normalnych okolicznościach nigdy bym nie robił. Często towarzyszyło mi takie uczucie, że jest to zabawa dla dużych chłopców. Mężowie, dziadkowie biegający w przebraniach po błocie. To było dość zabawne  – śmieje się Emil.
 
Marzenia w zawieszeniu
Dwa lata temu Emil wraz z rodziną wrócił do Polski. Mieszkają w Śremie, niedawno urodził im się syn Franciszek. – Była to dla nas trudna decyzja, ale po śmierci teściowej czuliśmy, że Bóg prosi nas, abyśmy zaopiekowali się starszym już teściem. Czuliśmy, że to wszystko, co mamy w Irlandii, nie da nam szczęścia, jeżeli nie obejmiemy taty opieką. Potwierdzić naszą decyzję pomogło nam na modlitwie zdanie „Czcij ojca swego i matkę swoją” – tłumaczy Emil. – Chcę jeszcze kiedyś wrócić do aktorstwa, ale nie mam marzeń by być aktorem pierwszoplanowym. Oni muszą sporo wyjeżdżać, a rodzina zostaje w tyle. To jest bardzo trudne. A dla mnie podstawą wartością jest rodzina, a nie aktorstwo. Marzy mi się, aby być aktorem drugo, trzecioplanowym – jakiś epizod, dialog i powrót do domu. To rodzina, a nie aktorstwo jest moim priorytetem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki