Logo Przewdonik Katolicki

Szukając drogi

Tomasz Królak
fot. Magdalena Książek

„Marzę o Kościele, który przygarnia i pociesza opuszczonych, bezbronnych, niekochanych i płaczących” – powiedział biskup Damian Muskus.

W czasach niepewności, jakiej doświadcza obecnie Kościół w Polsce, bezcenne wydają się głosy pomagające odnaleźć właściwą drogę. Chciałbym wskazać trzy tropy, które – pomimo przyspieszonego biegu polskich wydarzeń i trudności w określeniu ich dalszego toku – wciąż pozostają aktualne, bowiem z nieprzemijających czerpią źródeł.

Bardzo przejęły mnie słowa wypowiedziane kilka dni temu przez jednego z polskich biskupów. Wyznał mianowicie, że bardzo by chciał, żeby Kościół w Polsce miał twarz Jeana Vaniera. „Marzę o Kościele, który przygarnia i pociesza opuszczonych, bezbronnych, niekochanych i płaczących” – powiedział biskup Damian Muskus. Wyczuwam w tym nie tylko chęć zwrócenia uwagi na wielkiego chrześcijanina naszych czasów, który swoje życie poświęcił osobom upośledzonym umysłowo, jednocześnie pokazując światu, jak wielkim duchowym dobrodziejstwem może być spotkanie z nimi dla każdego z nas. Jest dla mnie jasne, że biskup wyraził w ten sposób opinię, iż polska wspólnota kościelna odległa jest jednak od nakreślonego ideału. Warto te słowa wziąć sobie do serca i zastanowić się, dlaczego pozostaje on raczej kwestią marzeń, a nie praktyki, i gdzie tkwi problem. To niepokojące spostrzeżenie nie powinno pozostać bez echa, bo w istocie stawia pytanie o miłość bliźniego. Jestem wdzięczny krakowskiemu biskupowi za to, że nie zawahał się publicznie zapytać o to, czy aby polscy chrześcijanie są otwarci na słuchanie proroków naszych czasów.

Drugi trop, który wydaje się godny ciągłego przypominania, to przestroga, jaką Benedykt XVI skierował do polskich księży podczas spotkania z nimi w warszawskiej katedrze. Zazwyczaj przypomina się (i słusznie!) jego słowa o tym, że wierni nie oczekują od księdza biegłości w dziedzinie ekonomii, budownictwa czy polityki, lecz tego, że będzie ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Ale jest tam jeszcze kilka innych ważnych myśli, np.: „Życie pod wpływem totalitaryzmów mogło zrodzić nieuświadomioną tendencję do ukrywania się pod zewnętrzną maską, a w konsekwencji do ulegania jakiejś formie hipokryzji”. I jeszcze to: „Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże”.

Na koniec przywołam niezapomnianą postać prof. Stefana Swieżawskiego, którego 15. rocznica śmierci minęła kilka dni temu. Ten jedyny zza żelaznej kurtyny świecki audytor Soboru Watykańskiego II powtarzał, że Kościół prawdziwy to Kościół wspólnotowy, służebny, otwarty.
Te trzy tropy nie dają cudownej recepty na to, jak w pięć minut wyjść z kryzysu spowodowanego wykorzystywaniem małoletnich. Przypominają natomiast o zasadach Ewangelii. Gdyby zachowano wierność wobec nich, udałoby się uniknąć wielu takich przypadków, a także lepiej zachować się wobec tych, które, niestety, zaistniały. Ale wierność wobec tych zasad niezbędna jest także teraz, gdy – wedle słów prymasa Polski – gasimy pożar.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki